Dora
Ledwo uchyliłam powieki, a ostre promienie wpadające przez okno sprawiły, że musiałam je ponownie zamknąć. Chociaż sprawiało mi to nieznany trud, poruszyłam się, wyczuwając pod plecami sprężyny materaca. Zasłoniłam ręką twarz, co dało trochę wytchnienia moim oczom. Podniesienie kończyny z początku stanowiło dla mnie problem. Co się ze mną działo?
W mojej głowie panowała dziwna pustka. Pamięć wypełniały luki, które utrudniały mi połączenie wszystkiego w jedną całość.
Moje odbicie w łazienkowym lustrze. Parker ubrany w dres w drzwiach. Ktoś mnie wołał.
Wołał mnie.
Kiedy spróbowałam usiąść na łóżku, czyjeś dłonie dotknęły moich nagich ramion. Słowa, które chciałam wypowiedzieć, zmieniły się w niewyraźny bełkot, gdy pod wpływem zmiany pozycji zakręciło mi się w głowie. Obraz, który widziałam z pomiędzy lekko uchylonych powiek zawirował, a chwile później opadłam plecami na poduszkę, która naglę znalazła się wyżej, niż poprzednio.
— Nie powinnaś jeszcze wstawać. — Do moich uszu dotarł ciepły i zaspany głos. Głos należący do młodej osoby. — Nie masz wystarczająco siły. Długo spałaś.
Wysiliłam się na podniesienie głowy, która bezwładnie leżała na opartej o ścianę poduszce. Wtedy ujrzałam jego przyjazny uśmiech.
Z reguły widok Parkera mnie nie cieszył. W szczególności po naszej kłótni, kiedy siedział tak blisko mnie i obserwował każdy ruch, a ja nie czułam się na siłach, by prowadzić z nim dłuższą rozmowę.
— Co się stało? — wydusiłam przez zęby. Chciałam wstać, ale momentalnie wizja stała się nieprzejrzysta, więc złapałam się pierwszej lepszej rzeczy.
Czemu wypadło akurat na biceps Petera?
— Spokojnie. — Popchnął mnie lekko, przez co z powrotem opierałam się na poduszce. — Zasłabłaś. Zadzwoniłem do ciebie wczoraj, ale źle się czułaś, więc postanowiłem przyjechać — wytłumaczył. Sięgnął do stolika, którego z resztą wcześniej tu nie było, po szklankę w wodą. — Nie zdążyłaś podać sobie leków, ale mamy wszystko pod kontrolą. Już jest dobrze.
— Dzwoniłeś wczoraj? — Byłam skołowana. Ile w takim razie była nieprzytomna? — Macie? Jesteś tutaj sam.
Chłopak uśmiechnął się uspokajająco. Próbował mnie wspierać, widziałam to. Czułam jednak, że nie uspokoję się póki tyle pytań pojawia się w mojej głowie.
— Od naszej rozmowy minęło około 20 godzin. Spałaś prawie cały dzień.
Denerwował mnie spokój, który zachowywał. Kojarzył mi się jedynie z przykrymi wieściami. Co miał mi do powiedzenia?
Poza tym straciłam cały dzień, w ciągu którego miałam pracować. Nawet nie chciałam myśleć o tym, ile przeoczyłam.
— Zadzwoniłem do Charlesa.
Właśnie wtedy chyba wstrzymałam oddech. Zrobił co? Skąd miał do niego numer? Skąd wiedział, kim jest; że to właśnie z nim powinien się skontaktować?
— Pozwoliłem sobie zajrzeć do twoich kontaktów — przyznał bez ogródek. Zdziwienie wpłynęło na moją twarz. — Skłamię, jeżeli powiem, że się nie martwiłem. Przelewałaś się przez ręce. Nie wiedziałem, co robić.
— Gdzie on jest?
— Pojechał do apteki po leki. Dostałaś dreszczy, kiedy spałaś, więc nie mógł podać ci nic doustnie, dlatego leżysz pod kroplówką.
CZYTASZ
Missing || fanfiction [James Barnes]
Fiksi Penggemar(Jeżeli łakniecie nietuzinkowej historii o Buckym, myślę, że ta może Wam się spodobać :) ) Dziesiątki lat skuły się lodem. Nic nie potrafiło już sprawić, aby James stał się człowiekiem sprzed wojny. Nie potrafił uciec przed własnym koszmarem, więc n...