Rozdział 16

1.2K 94 0
                                    

Cole

Weszła na scenę i zaczęła śpiewać. Było to przepiękne. Ma naprawdę wielki talent. Mógłbym słuchać jej godzinami. Nauczyłem się kiedyś grać na gitarze jednej z piosenek, którą mogłaby zaśpiewać.

Skończyła właśnie śpiewać i chciała zejść ze sceny, kiedy rozległy się strzały. Zareagowałem błyskawicznie i zacząłem je oddawać. Pośród napastników rozpoznałem Davida. Szefa gangu, z którym mam problemy. Ja należę do gangu Michaela. Tych dwoje podobno kiedyś się przyjaźniło, ale jak to zwykle bywa, pokłócili się o dziewczynę... Jakie to typowe...

Poczułem klepnięcie w ramie i zobaczyłem Jacksona.

- Stary, idź po Beth. Ja się nimi zajmę. - powiedział i zaczął strzelać.

Jackson jest w tym samym gangu co ja, ale nigdy się nie lubiliśmy, więc zdziwiło mnie to trochę. Zastanawiam się tylko, co on tu robił. Zapytam się go później, jeśli wszyscy wyjdziemy stąd cali.

Rozglądnąłem się po sali i zobaczyłem ludzi leżących na podłodze. Szukałem Beth wzrokiem, aż w końcu ją zobaczyłem. Stała przerażona za marmurową kolumną, na której było już kilka śladów pocisków. Podbiegłem do niej, złapałem jej twarz w dłonie i spojrzałem głęboko w jej zwykle piękne, a teraz wypełnione łzami oczy.

- Beth! - krzyknąłem, aby przekrzyczeć harmider. - musimy stąd uciec, jesteś w stanie mi zaufać?

Zapadła cisza, po której usłyszałem cichy szept.

-Ufam ci.

Nie czekałem dłużej. Wziąłem broń, odbezpieczyłem i wziąłem Beth w objęcia. Zacząłem biec w stronę kuchni, skąd miałem nadzieję będzie tylne wyjście. Nie pomyliłem się. Był tylko jeden problem. Stał tam jeden z gangu i wyjście stąd nie było najłatwiejsze. Zanim zdążyłem zareagować on podniósł broń i wycelował. Usłyszałem huk i wrzask Beth, lecz nie poczułem bólu.
Błyskawicznie się odwróciłem i zobaczyłem Jacksona, który już opuszczał broń. Kopnął mocno w drzwi, które wypadły z zawiasów i wybiegliśmy na zewnątrz. Tam też było dwóch, ale szybko ich załatwiliśmy. Mieliśmy przewagę zaskoczenia. Jackson podbiegł na tyły, a ja rozglądałem się w poszukiwaniu potencjalnego napastnika. Usłyszałem pisk opon i zza zakrętu wyjechał czarny Aston Martin. Szyba się uchyliła, ukazując Jacksona
- Na co czekacie?! Wsiadać!
Szybko pociągnąłem Beth do środka i zamknąłem za nami drzwi w momencie, w którym rozległy się strzały.
- Cole, co się dzieje? - zapytała cieniutkim głosem Beth.
- Ćśśś. Wszystko będzie dobrze.
Objąłem trzęsącą dziewczynę ramieniem i przytuliłem do piersi nucąc jej coś do ucha, aby się uspokoiła.
- Cole, ja chcę wiedzieć co się dzieje.
- Kotku, chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę. To dla ciebie zbyt niebezpieczne.
- Przestań mówić mi co jest dla mnie dobre a co nie! Nie jestem małym dzieckiem! - podniosła głos, a ja znienawidziłem się za to co zaraz zrobię.
- Przestań się wydzierć! Nie mam zamiaru mówić ci czegokolwiek. Nie zmienię zdania! - zagrzmiałem.
Spojrzała na mnie przerażona i zaskoczona zarazem. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej, ale musiałem pozostać nieugięty. Dla jej pieprzonego dobra. Miałem już dosyć tego wszystkiego. Chciałem tylko spokojnego życia z dziewczyną, w której coraz bardziej się zakochuję...
-Jesteśmy. Chyba nikt za nami nie jechał - powiedział Jackson i wysiadł.
Wyjrzałem przez okno i stwierdziłem że jesteśmy pod domem Beth. Wysiadłem, a Jackson pomógł zrobić to Beth. Dziewczyna zachwiała się, wiec Jackson natychmiast ją złapał i wziął na ręce. Patrzyłem na nich i czułem ukłucie zazdrości. To do mnie powinna się przytulać, czuć się ze mną bezpiecznie, a nie z tym chujem.
Otworzyłem drzwi bardzo cicho, martwiłem się, czy przypadkiem ktoś z domowników jeszcze nie śpi. Upewniwszy się, że nikogo nie ma, zapaliłem światło i ruszyłem do kuchni, zrobić herbatę dla Beth, żeby się trochę uspokoiła. Na lodówce zobaczyłem karteczkę
"Beth. Razem z Johnem pojechaliśmy do mojej przyjaciółki. Narzeczony ją zdradził. Długa historia. Wyjaśnię ci jak wrocimy. Będziemy za jakiś tydzień. Wiem, to długo, ale Alice mieszka w Europie. Wiem, że jesteś odpowiedzialna o sobie poradzisz. Kocham, Maggie "
Odetchnąłem z ulgą. Mamy sporo czasu na wyjaśnienia. Trochę dziwne, że zostawili ją na tak długo samą. Muszą jej ufać. Wziąłem herbatę i skierowałem się do salonu, gdzie siedział Jackson i Beth
- Proszę powiedzcie mi co się tam stało. Kim byli ci ludzie?
- Zrobiłem ci herbatę. - zignorowałem jej pytanie.
- Powiedzcie mi do cholery o co chodzi!
- Nie krzycz tak mała - warknął Jackson
- Będę krzyczeć jeśli zechcę. To jest mój dom i będę robić co mi się podoba!
- To krzycz. Ale jak bedziesz miała przejebane u sąsiadów, to jak coś ostrzegałem.
- Zamknij się, Jackson. - warknęła dziewczyna.
- Beth. Przykro mi, ale nic ci nie powiemy - włączyłem się do rozmowy.
- Skoro tak, to wypierdalać z mojego domu! Gwałtownie się podniosła i zachwiała. Chciałem ją podtrzymać, ale mnie odepchnela.
- Powiedziałam wynocha!
Jackson wstał i wyszedł, a ja popatrzyłem na Beth i powiedziałem
- Kiedyś się dowiesz.
Wyszedłem.
***
Beth
- Kiedyś się dowiesz.
Wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Bez żadnych tłumaczeń. Właśnie brał udział w strzelaninie. Prawie zginął. Prawie JA zginęłam! Tego było dla mnie za wiele. Nic z tego nie rozumiałam. Zatrzasnęłam za nimi drzwi i osunelam się po nich zalewając się płaczem. Nic z tego nie rozumiem...



But slowly, I'm losing faith...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz