Rozdział 19

1.1K 95 5
                                    

Siedziałam na łóżku i płakałam. Płakałam przez zranione serce. Byłam w stanie otworzyć się przed chłopcem. Tym chłopcem. Tym samym, który mnie okłamuje i nie chce mi powiedzieć prawdy. Nie chciałam wiele. Tylko prawdę, chociażby miała boleć. Boleć jak cholera. Chciałam tego. Potrzebowałam tego. Pragnęłam tego. Bez względu na konsekwencje.
Usłyszałam stuknięcie w szybę okna. Podskoczyłam w miejscu przestraszona. Przez moją głowę przeleciało kilka okropnych scenariuszy. To oni. Ci z restauracji. Na pewno. Tylko czego oni chcą? Przerażona zaczęłam się rozglądać za potencjalną bronią. Na szafce nocnej leżał pilot, budzik i szklanka wody. Na półce przy drzwiach była lampka i świeczka. Niezbyt przydatne. Popatrzyłam w przeciwną stronę pokoju. Bingo. Wazon z kwiatkami. Wyślizgnęłam się cicho z łóżka i bezszelestnie podeszłam do biurka i wyciągnęłam z wazona kwiatki i złapałam go tak jak uczyli mnie kiedyś na lekcjach samoobrony. Tak. Chodziłam na takie. Moja mama zawsze się o mnie martwiła. Czasami się zastanawiałam dlaczego jej tak na tym zależy.
Do moich uszu dotarł kolejny niepokojący dźwięk. Stanęłam ukryta częściowo za zasłoną i czekałam.
Z mojej kryjówki byłam w stanie dostrzec jak jakiś ciemny kształt przechodzi przez okno i staje w moim pokoju i rozgląda się.
Czekałam.
Poruszył się.
Czekałam.
Ruszył w moją stronę.
Jeszcze chwila.
Stanął niecały metr ode mnie. Nie widział mnie. Rozglądał się po pokoju.
Teraz.
Zrobiłam krok do przodu, stopy ustawiłam w pozycji do ataku, podniosłam wazon do góry, wzięłam zamach i uderzyłam z całej siły.
Napastnik poleciał nieprzytomny do przodu. Zastanawiałam się, czy jeszcze żyje. Odrzuciłam na bok roztrzaskaną pozostałość po wazonie i odwróciłam chłopaka na plecy. Przyłożyłam dwa palce do jego szyi, aby sprawdzić tętno. Żył.
Usłyszałam cichy gwizd z dołu. Pewnie jego kumpel. Czeka na tego chłopaka. To sobie jeszcze poczeka...
W końcu usłuszałam odgłosy szurania butów o ścianę i trzęsącą się rynnę. Popatrzyłam na moją wcześniejszą broń. Nieprzydatna. No trudno. Mam nadzieję, że nie będzie miał ogromnej przewagi fizycznej.
Przeliczyłam się.
Był ogromny.
Wlazł przez okno i stanął w pokoju. Zobaczył swojego znajomego nieprzytomnego.
Zaczęłam się rozglądać za czymś, czym się obronie.
Za późno.
Zauważył mnie.
Ruszył w moją stronę. Nie bałam się. W moich uszach huczała adrenalina.
Popatrzył w moje oczy. Zaśmiał się.
- Jak ci się udało mała suko powalić mojego przyjaciela? Przecież jesteś taka malutka... - szydził ze mnie, zbliżając się do mnie powoli. Chyba myślał, że mnie zastraszy. Niedoczekanie.
Kiedy był w odpowiedniej odległoście, zamachnął się, a ja zrobiłam unik, przez co jego pięść utknęła w ścianie. Stanęłam w odpowiedniej pozycji w momencie, w którym znów zaatakował. Poczułam jego pięść na policzku i zachwiałam się. Szybko jednak odzyskałam równowagę. Cały ciężar ciała oparłam na lewej nodze, a prawą zamachnęłam się i moja stopa walnęła go w twarz. Usłyszałam trzask i zobaczyłam krew spływającą po jego twarzy. Złamałam mu nos. Ha! Punkt dla mnie.
- I co? Taka malutka, a potrafi przywalić, co? - usłyszałam cichy głos w kącie pokoju i zobaczyłam Cole'a, który ruszył na mojego przeciwnika. Wymierzył mu kilka mocnych ciosów w brzuch i w twarz. Napastnik padł nieprzytomny na ziemię obok drugiego, a Cole podbiegł do mnie i położył dłoń na policzku, który pewnie był już mocno zaczerwieniony.
- Przepraszam. - szepnął cicho.
- Za co? - byłam zdziwiona. Przecież to nie on ich nasłał, ani to nie on mi przywalił.
- Że pojawiłem się tak późno. Przepraszam, za to wcześniej. Przepraszam za wszystko. Zasługujesz na prawdę. Powiem ci wszystko. Chodźmy do mnie. Oni zaraz się obudzą.
- Dobrze. Chodźmy. - nagle w mojej głowie pojawiło się pytanie
- Skąd się tutaj wziąłeś?
- Nie mogłem cię zostawić. Martwiłem się.
- Dziękuję za uratowanie mnie.
Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i złożył delikatny pocałunek na bolącym policzku.
- Zawsze cię uratuję, skarbie. Zawsze.
***
Dotarliśmy do jego mieszkania. Cole wyszedł gdzieś zadzwonić, a ja udałam się do łazienki, żeby wziąć prysznic. Wyszłam owinięta w sam ręcznik. Nie chciałam ubierać moich ubrań. Były całe we krwi. Zapomniałam poprosić Cole'a o jakieś ciuchy.
Znalazłam go w kuchni. Stał tyłem do mnie i szukał czegoś w szafce.
- Pożyczysz mi coś do ubrania?
Odwrócił się w moją stronę i zlustrował mnie całą wzrokiem. Poczułam się zawstydzona. Odchrząknęłam, a on oderwał wzrok od mojego ciała i spojrzał na moją twarz. Jego wzrok wyrażał pożądanie. Zaczynałam się bać.
- Tak, zaraz ci coś przyniosę.
Zniknął, a ja miałam czas na zastanowienie się nad tym co się dzisiaj stało. Przypomniałam sobie, że przecież Mag nic nie wie!
Wzięłam telefon i wykręciłam numer.
- Halo?
- Cześć Mag. To ja Beth. Dzwonię, żeby powiedzieć, że nie wracam dziś na noc do domu.
- Dlaczego? Dopiero teraz mi to mówisz?
- Przepraszam. Jestem u koleżanki ze szkoły. Ma jakieś sercowe problemy. Wiesz. Takie przyjaciółkowe pogotowie sercowe.
- No dobrze. Rozumiem, że jutro razem idziecie do szkoły.
- Tak, oczywiście.
- No dobrze. Bądź ostrożna. Kocham cię. Papa.
- Papa ciociu. Ja ciebie też.
Rozłączyłam się I zapatrzyłam się w ekran telefonu. Nienawidzę okłamywać innych. Czasami muszę.
- Przyniosłem ci koszulkę i spodnie od dresu. Wszystko wyprane. - podskoczyłam lekko na dźwięk głosu Cole'a.
- Dziękuję. - wziełam od niego ubrania i speszona uciekłam do łazienki.
Przebrałam się i wyszłam do kuchni, w której siedział Cole i robił herbatę. Gdy mnie zauważył, uśmiechnął się
- Powinnaś częściej chodzić w moich ciuchach. - podszedł do mnie i położył swoją dłoń na opuchniętym policzku i schylił się, aby złożyć delikatny pocałunek na moich ustach.
Chciałam odpowiedzi, ale one mogą poczekać. Przyciągnęłam chłopaka jeszcze bliżej. On przesunął jezykiem po mojej wardze prosząc o dostęp, który mu dałam. Wpił się w moje usta i włożył dłoń pod bluzkę, którą miałam na sobie. Wodził nią po moim brzuchu. Zamruczałam cicho, a on oderwał się ode mnie, żebyśmy mogli zaczerpnąć tchu i złapał mnie za uda, podnosząc do góry. Oplotłam jego biodra nogami. Ruszył ze mną w stronę blatu i posadził mnie na nim. Stanął pomiędzy moimi nogami i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Nie myślałam teraz o swoich problemach, tylko o tej chwili.



But slowly, I'm losing faith...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz