Rozdział 22

1K 91 10
                                    

Beth

Cole i ja jesteśmy razem od dwóch miesięcy. Obiecałam mu, że wrócę, że zostanę. Zostałam. Nie żałuję. Chyba zaczynam się w nim zakochiwać. 

Ktoś kiedyś powiedział, że to jest jak zasypianie. Najpierw powoli, później szybko i bez reszty. Zgadzam się z nim całkowicie. Tak samo jest ze mną i Cole'em. Na początku było dziwnie, mieliśmy do siebie dystans. Teraz mówimy sobie o niemal wszystkim. 

Po tym jak Cole wytłumaczył mi wszystko o mojej rodzinie, zrozumiałam, jaka byłam ślepa. Ilu rzeczy nie dostrzegałam. Świat naokoło mnie nie jest taki kolorowy jak myślałam przez siedemnaście lat. 

Na świecie są ludzie źli i ci bardziej źli. Nie ma ludzi dobrych. Może kiedyś byli, ale teraz? Podajcie mi jedno nazwisko człowieka dobrego. Bez żadnego przestępstwa na sumieniu. Wydaje mi się być to niemożliwe. Pewnie takie właśnie jest.

Cole

Jestem z Bethany od dwóch miesięcy. Powiedziałem jej wszystko o jej rodzinie. Nie chciała w to uwierzyć, ale w końcu się z tym pogodziła. Nie chciała ich poznać. Na razie. Kiedyś może do tego dorośnie. Do poznania ojca i braci. Znam ich. Ojciec jest surowy, ale wiem, że kocha swoich synów.

Daniel, młodszy brat Beth ma szesnaście lat. To dobry chłopak. Całkiem inny niż Nate. On popełnił więcej przestępstw niż nie jeden z dorosłych członków gangu. Nie dziwię mu się. Wychował się w nieciekawych warunkach. Ma siedemnaście lat. 

To brat bliźniak Beth.

Beth

Podniosłam broń, stanęłam w odpowiedniej pozycji. Zmrużyłam oczy. Patrzyłam na cel. Nacisnęłam spust. Siła strzału lekko szarpnęła moim ramieniem. Kula trafiła idealnie w cel. W pierś lekko po lewej stronie. W serce. Opuściłam broń. Zdjęłam słuchawki zabezpieczające moje uszy. 

- Okej. Zaczynam się bać. - usłyszałam za sobą głos Kat. Byłam na moim cotygodniowym treningu. Tym razem Kat uparła się, że chce do mnie dołączyć.

- Nie masz czego. Jestem potulna jak piesek - zrobiłam minę szczeniaczka i zaśmiałam się. Dziewczyna do mnie dołączyła.

- Skończyłaś już? Jestem głodna. Lexi mi powiedziała, że Caroline jej powiedziała, że siostra tego gościa ze szkolnej drużyny prowadzi fajną knajpkę niedaleko. - za to ją uwielbiałam. Zawsze potrafiła odwrócić moje myśli od problemów.

- No to chodźmy. 

***

Wyszłyśmy z knajpki i skierowałyśmy do mnie do domu. Było dosyć późno. Zaczynało się ściemniać. Uwielbiam spędzać czas z Kat. Potrafi mnie wysłuchać w chwilach słabości i doradzić. Powiedziałam jej całą historię z moją rodziną. Była w szoku. Tak jak ja. Chyba pierwszy raz widziałam ją niepotrafiącą czegoś skomentować.

- Ale jak to dopiero teraz się o tym dowiedziałaś? - nadal nie rozumiała.

- Normalnie. - westchnęłam - Moja mama chciała mnie przed tym ochronić. Nie mam jej tego za złe. Przygotowała mnie do tego życia. Od małego uczyłam się sztuk walki i samoobrony. Do tego jak widziałaś, potrafię całkiem nieźle strzelać.

- Całkiem nieźle? - zaśmiała się - Jesteś maszyną!

Zawtórowałam jej śmiechem. Nagle usłyszałam jej cichy pisk.

Odwróciłam się i zobaczyłam przelotnie, jak jakiś facet złapał ją w pasie i przyłożył jej chusteczkę do twarzy. Po kilku sekundach opadła bezwładnie w ramiona napastnika. Ten widok natychmiast mnie ocucił. 

Rzuciłam się w stronę porywacza, ale nie zdążyłam do niego dobiec, bo ktoś pociągnął mnie za ramię do tyłu. Upadłabym, gdyby nie kilkuletni trening. Odwróciłam się i zobaczyłam przystojnego blondyna. Mógł być w moim wieku. Ale nie to było teraz ważne. Chciał mi i Kat zrobić krzywdę? Dobra. Zobaczymy, jak mu się spodoba to. Ustawiłam nogi w pozycji i zamachnęłam się na mężczyznę za mną. Zadałam mu cios w policzek, czego chyba się nie spodziewał. Poluzował uchwyt na moim ramieniu. Odsunęłam się o dwa kroki i zamachnęłam się nogą prosto w jego szczękę. Wydała nieprzyjemny trzask. Napastnik upadł trzymając się za brodę. Korzystając z okazji kopnęłam go w czułe miejsce i zostawiłam zwijającego się z bólu. 

Ruszyłam na pomoc przyjaciółce. Drugi gość, miał na twarzy kominiarkę, więc nie widziałam jak wygląda. Kat leżała na ziemi, a ten dupek związywał jej ręce na plecach. 

Rzuciłam się na niego. Nie był na to przygotowany i upadł. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam go walić po szczęce. Nie miał szans się uwolnić. Byłam jak w transie. Waliłam i waliłam. Zaczął powoli tracić przytomność. Jeszcze kilka ciosów i mogę go zabić. 

Nagle poczułam czyjąś rękę na twarzy i coś mokrego. O nie! To ta chusteczka. Chciałam się uwolnić. Wbijałam paznokcie w rękę nieznajomego. Syknął z bólu, ale nie poluzował uchwytu.

Powoli ogarniała mnie ciemność...

***

Obudziłam się i natychmiast do mojego nosa dostał się okropny smród stęchlizny. Chciałam się zmusić do otwarcia oczu, ale nie mogłam. Wszystko mnie bolało. 

Uchyliłam powieki i od razu je zamknęłam. W pokoju w którym się znajdowała było jasno. Za jasno. Ból rozsadzał moją czaszkę. Był nie do zniesienia. W końcu udało mi się otworzyć oczy. Byłam w białym i jasnym pokoju. Nie miałam pojęcia co się dzieje. 

***

Hej mychy!

Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale byłam na zielonej szkole i dopiero po powrocie mam czas coś naskrobać dla Was.

Przepraszam, że taki krótki, ale jestem chora i czuję się okropnie. Chciałam cokolwiek napisać, przed moim wyjazdem. 

Następny rozdział jakoś w połowie lipca, bo jadę do Włoch i nie będę miała czasu tam nic napisać. 

Zostawcie po sobie komentarz!

Kocham Was,

Ola :*









But slowly, I'm losing faith...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz