2. Jej kurwa nie ma Scott.

235 9 3
                                    

POV CALLUM

Czas.

Przeszłość. Mogłem wszystko zwalić na nią. Życie poturbowała mnie potwornie. Nienawidziłem swojego ojca, ba, mógłbym rzec, że nigdy go nie miałem. Matka umarła. Zostałem sam z moją małą księżniczką. I nie ważne było to, że otaczałem się ludźmi. Czułem się samotny. Gdy wracałem do domu, był on pusty, cichy i zimny. Tak długo trwałem w takim punkcie, że się do niego przyzwyczaiłem. Nie chciałem mieć nikogo w swoim życiu, nie licząc Scotta i całej ekipy. Było to maksimum jakie potrafiłem wytrzymać. A jedyną osobą jaką naprawdę kochałem była Lorelai. Nikt nie miałby pretensji gdybym zrzucił winę na syf jaki towarzyszył mi odkąd skończyłem piętnaście lat. Szczerze, straciłem nawet wiarę w to, że mogę kiedyś poczuć coś takiego jak szczęście. Ta emocja była mi obca, niczym zakazany owoc, nie wiedziałem jak smakuje. Dopóki nie poznałem jej.

Odmieniła moje życie. Wstanie z łóżka już nie było tak ciężkie. Bycie miłym dla niej przychodziło o dziwo z łatwością. Tonąłem w jej oczach, zatracałem się, a powrót do rzeczywistości był marną imitacją tego co w widziałem w nich. Ona nie zdawała sobie z tego sprawy, ja sam przez długi czas nie dopuszczałem takiej myśli do siebie, zmieniała mnie. Ze skrzywdzonego chłopca, który nieprzerwanie we mnie siedział naprawiała mnie dając poczucie kontroli. Wszyscy myśleli, że potrafię kontrolować, tak było poza moim własnym życiem. Do czasu, aż pojawiła się on. Bo przy niej w końcu nie czułem się wadliwy. Przy niej zaczynałem czuć. Nie przyznałbym tego głośno, ale cholernie mi się to podobało. Kiedy przez tyle lat jesteś na wszystko zimny, pierwsza styczność z takim ciepłem jest dla ciebie zabójcza. Ale nie ona. Ona była pożarem i wodospadem w jednym.

Ale straciłem to. Może nie żałowałem, że ponownie poczułem. Jednak marzyłem by umieć wyłączyć tą pierdoloną nadzieję, że ona wróci. Bo nawet jeśli to zrobi, nigdy więcej nie będzie moja. Nie po tym co jej zrobiłem. A to zabijało mnie każdego dnia. Mimo że inni myślą iż sobie poradziłem, prawda jest taka, że nie było dnia kiedy nie myślałem o tej przeklętej dziewczynie.

- Jak jedziesz fiucie! – usłyszałem z lewej strony zdenerwowany głos. Nie robiły na mnie wrażenia chamskie odzywki, lecz kiedy dostrzegłem, że facet z tyłu wiezie dwójkę małych dzieci, zagotowało się coś we mnie.

- Jestem lepszym kierowca niż ty ojcem – usłyszałem z tyłu kolejne klaksony, które ewidentnie były skierowane do mnie. Popatrzyłem przed siebie i faktycznie światło zmieniło się na zielone a auta, które stały przede mną zniknęły mi z pola widzenia. Szybko wbiłem jedynkę i z piskiem opon się stamtąd zmyłem – Kurwa - uderzyłem w kierownicę kiedy znalazłem się już wystarczająco daleko, a autostrada pozwoliła mi nie skupiać się na liczniku. Parę minut później dźwięk przychodzącego połączenia rozbrzmiał w samochodzie. Wiedziałem kto to, dlatego bez zbędnego czekania odebrałem.

- No gdzie jesteś Price? – głos Scotta był przejęty. Od dawna taki jest. Dał sobie za zadanie pilnowania mnie, jakby zależało od tego jego życie. Normalnie wściekłbym się i dawno mu przywalił, ale nie mogłem mu się dziwić. W sumie to im wszystkim.

- Będę za dziesięć minut – słyszałem jak oddycha z ulgą. Wystarczy, że spóźniam się dwadzieścia minut, wtedy mogę być pewny tylko jednego. Telefonu od któregoś z paczki.

- Okej. Ej Callum? – zatrzymał mnie jego stonowany głos.

- Co?

- Wszystko w porządku? - był jak brat. Nigdy mu nie powiedziałem tego, bo sam zrozumiałem to o ironio zbyt późno. Kochałem więcej ludzi niż mi się zdawało, a i mnie kochało równie tyle. Dlatego teraz inaczej patrzyłem na jego obawy, ale musiał przystopować. Trwało to zbyt długo, a ja osiągnąłem stagnację. Nic się nie zmieniało. Każdy dzień bolał równie mocno, a na horyzoncie nie widziałem poprawy.

WINNER takes allOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz