9. Dlaczego o mnie nie walczyłeś?

208 9 2
                                    

POV OCTAVIA

Strach. Nie mając nikogo jesteś zdany na samego siebie. Z jednej strony będziesz się obawiał co się wydarzy, jeśli stanie się sytuacja, która będzie od ciebie wymagać pomocy drugiego człowieka. Ale jest jeszcze druga strona medalu, postanawiając być samotnym wilkiem to ty nie będziesz nigdy wezwany do niesienia pomocy. Fakt jest taki, że jedno i drugie jest złe z jakiegoś powodu.

Jadąc teraz po mojego brata, który potrzebował mnie jak nigdy wcześniej czułam się potwornie. Nie dlatego, że wybrał mnie na swojego zbawiennika, ale wiedząc co mu się dzieje byłam przestraszona. Całą drogę trzęsłam się, nie potrafiłam opanować emocji, które teraz były takie kluczowe. Strach tnie głębiej niż miecze... A ja bałam się o to, że ja byłam powodem jego załamania.

Czułam spojrzenie chłopaka na mojej osobie, ale nie miałam odwagi spojrzeć na niego. A co jeśli on myślał podobnie jak ja? Za pierwszy razem pomogłam mu się stoczyć, nie mogłam pozwolić na to drugi raz. Ale miałam obawę co zastanę na miejscu. Price jakby wyczuł moją walkę z myślami.

- Będzie dobrze – położył rękę na moim kolanie. Zapewne chciał okazać mi wsparcie, ale ja byłam w stanie tylko patrzeć na jego dłoń. Nic nie powiedziałam, nie wiedziałam co miałoby to być, zaskoczył mnie, a reakcja mojego ciała jeszcze bardziej. Kiedy zorientował się co zrobił szybko zabrał dłoń.

- Co jeśli nie – wydukałam to co cały czas nie chciało mi wyjść z głowy – Co jeśli jest za późno?

- Nie wiesz tego, ale musisz wierzyć, że nie jest. Wiele razy przeżywałem to ze Scottem, innym razem myślałem, że wziął, sprawdzałem go bez przyczyny. A dla nich najważniejsza jest wiara. Musisz w niego wierzyć. Z czasem będzie łatwiej – byłam mu wdzięczna za podzielenie się ze mną swoim doświadczeniem. Na moich ustach pojawił się grymas, który miał przypominać uśmiech, ale byłam zbyt rozemocjonowana – Jeszcze chwilę, zaraz będziemy na miejscu.

Jak mówił tak się też stało. Wjechał na parking nie marnując czasu na parkowanie. Zahamował i zostawił samochód uniemożliwiając przejechanie tą stroną. Ktoś użył nawet klaksonu na chłopaku, ale mi to nie robiło różnicy. Ja widziałam jeden cel, zmarnowanego chłopaka, który siedział na chodniku ze spuszczoną głową. Wyglądał jak siedem nieszczęść, a na jego widok moje serce się łamało.

- Liam? – dotknęłam delikatnie jego ramienia, a ten dostrzegając mnie od razu się do mnie przytulił. Jakbym to ja była całym jego wsparciem, młodsza siostra przejęła rolę podpory, której przysłowiowy duży mężczyzna potrzebuje. I nie było w tym nic ujmującego. Kochałam mojego brata, nie ważne jaka była nasza przeszłość. Rodzeństwo się kłóci, ale jesteśmy rodziną, a nasza dwójka zawsze była dla siebie oparciem. Szlochał w moich ramionach, czułam jak jego ciało się trzęsie. Próbowałam go jakoś wesprzeć, ale wszystkie metody wydawały się takie płytkie w tej sytuacji.

- Przepraszam, Ovi. Tak bardzo cię przepraszam – brzmiał na załamanego. Przypomniały mi się słowa Price'a, musisz w niego wierzyć.

– Już jestem tutaj. Nic się nie dzieje. Zabiorę cię do domu, dobrze? - to co zrobił go nie definiowało. Jednak miałam wrażenie, że on myśli inaczej. Biłam się w pierś czy mogłam jakoś mu pomóc wcześniej, zauważyć symptomy, które mnie przed tym ostrzegały. Słyszałam kroki chłopaka, stał gdzieś obok dając nam swobodę.

- Ovi nie miałem po kogo zadzwonić. Mam tylko ciebie – patrzył na mnie przekrwionymi oczami, a mi tak bardzo zrobiło się go żal.

- Nie szkodzi Liam – położyłam dłoń na jego policzku. Musiał zrozumieć, że nie jestem zła na niego tylko na siebie – Przepraszam, że zawodzę.

WINNER takes allOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz