Rozdanie kart

770 60 6
                                    

" Tak strasznie chciałam wierzyć w Nas. Chociaż tak kurewsko to bolało. Widziałam człowieka, którego chciałeś bym widziała w Tobie. Karmiles mnie złudnym obrazem miłości, która nas zniszczyła. Bo nigdy nie powinniśmy się spotkać. Lecz los postanowił połączyć nasze drogi... Byś na końcu tego wszystkiego w co naiwnie wierzyłam, pozostawił wyłącznie po sobie ruiny, które kiedyś nazywałam życiem."

***

Oskar Gomez

Nie mogłem powiedzieć, że nie musiałem się cholernie napocić by Dziekan uczelni do której uczęszczała Gabi, zgodził się na moją propozycję. Jednak pokaźna suma pieniędzy, jaka mu zaproponowałem, zmieniła jego oporność. Był dość lasy na zielone banknoty. Tym bardziej, że utrzymanie młodej kochanki nie było tanie dla dziekana. A świadomość, że ta informacja może wypłynąć i trafić do jego żony. Nie mógł podjąć innej decyzji, niż przystanąć na moim.

Zdecydowanie w lepszym humorze niż w ostatnich dniach, ruszyłem pod adres, który widniał obok zdjęcia Gabi w teczce, na pierwszej stronie. Chciała mnie przechytrzyć? To ja jestem krupierem i to ja rozdaje w tej grze karty. A Gabi nie świadoma dołączyła do mojego stołu. I chociaż przez ułamek sekundy przeszło mi przez myśl, by załatwić to inaczej... Zepchnąłem to w ciemny kat mojego umysłu. Gabi stała się moim pionkiem w momencie wylania na mnie tej pieprzonej kawy. Ktoś mógłby powiedzieć, że to przecież była tylko pieprzona koszula... Jednak od tego momentu wszystko przestało w moim idealnym życiu działać jak powinno... I nie mówię tu o moim fiucie, który staje tylko w obecności tej małej wredoty... Chociaż i to mnie wkurwia niemiłosiernie. Jakby mój własny penis podpisał z Nią jakaś umowę na wyłączność bez mojej zgody!

Ale spokojnie... Wszystko niebawem wróci do normy. Musi. Nie biorę innego scenariusza pod uwagę!!!

Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi, stojąc przed niewielkim, białym domkiem rodzinnym. Oczywiście przed nim stał samochód Gabi. Czyli musi być teraz w domu. A tak się składa, że to nawet i lepiej...

- Słucham? W czym mogę pomóc? - przede mną stał barczysty mężczyzna w wieku mniej więcej mojego ojca

- Dzień dobry - odezwałem się opanowanym głosem. Pamiętałem, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze... No może nie w historii mojej i Gabi - Zastałem może Gabriele?

- Hmm - mruknął pod nosem, a jego wąs lekko się podniósł - Nie.

Tak po prostu odpowiedział krótkie nie i tyle? Stał ze skrzyżowanymi rękami na swoim torsie i przyglądał mi się bacznie. Jakbym był jakimś eksponatem w muzeum. Szukając we mnie jakiś niedoskonałości... A nie oszukujmy się. Niczego mi nie brakuje by mnie tak określać. Byłem cholernie przystojny, ustawiony finansowo i przede wszystkim miałem głowę na karku. Idealny kandydat na męża dla nie jednej córki...

- A kiedy mógłbym Ja zastać w domu? - zapytałem, wiedząc że prawdopodobnie mężczyzna sam z siebie nie zacznie rozmowy. - Mógłbym na Nią poczekać?

- Nie. - znowu tylko to pieprzone nie i tyle! Chryste!!! Już wiem po kim Gabi odziedziczyła ten swój charakterek!!!

- Kogo tam niesie? - odezwał się damski głos za pleców mężczyzny.

Już miałem nadzieję, że to jednak Gabi...

- Słucham Pana? - kobieta była starsza wersja swojej córki. No może z wyjątkiem oczu. Te były po prostu czekoladowe.

PYCHA - seria "7 GRZECHÓW GŁÓWNYCH" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz