Rozdział 2

796 30 19
                                    

Weszłam do klubu Lotus Inn, wypełnionego licznymi neonami, głośną muzyką i ludźmi. Jedni byli szczęśliwi, drudzy wkurwieni, a trzeci smutno pijali trunki przy barze. Dzisiaj zamierzam dołączyć się do tych ostatnich.

Usiadłam obok chłopaka w wieku podobnym do mojego i poprosiłam o trzy shoty i szklankę coli. Kelner nic nie komentując, wziął się za przygotowanie, jednak siedzący obok mnie brunet postanowił przerwać ciszę – o ile tak można określić miejsce pełne muzyki i rozmów – i rzucił ironicznie:

– Konkretnie zaczynasz. A to dopiero – spojrzał na zegarek w telefonie – osiemnasta. Zgaduję, że plama na sukni też raczej nie jest z soku z gumijagód.

– A która to twoja godzina w tym miejscu? – zakpiłam w odpowiedzi na jego uwagę. – Sam nie wyglądasz najlepiej, a innych pouczasz. – Chłopak, że tak powiem, nareszcie się zamknął. Sięgnął jedynie po stojący na ladzie pełen pokal i wypił go jednym duszkiem. Nieźle, wprawę widzę już ma. Przynajmniej nie będzie problemu z tempem, w porównaniu do gości na weselu. – Pijesz tak łapczywie, jakby cię dziewczyna rzuciła – sarknęłam.

Chłopak jedynie przyglądał się pustej szklance, a następnie, jak zgaduję na wskutek alkoholu, wychrypiał:

– Nie mam ochoty o tym mówić z osobą, która przed chwilą zamówiła taką porcję alkoholu.

Czyli jednak trafiłam. Przyznaję, dało mi to o wiele większą satysfakcję, niż powinno.

– Ale ja mam. Ładna chociaż była? – W tym momencie barman przyniósł kieliszki wypełnione wódką i litrową colę. Chwyciłam do ręki jeden z nich i zerknęłam w stronę "kolegi", którego twarz wykrzywiła się w lekkim uśmiechu, mimo iż oczy ukazywały mi go takim, jakby miał zaraz pęknąć.

Przez cholerną chwilę miałam wrażenie, że właśnie to samo bym widziała, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

– I to jak.

– Kochałeś ją?

– Cholernie. – Obserwowałam jego ruchy, aż nagle jego czekoladowe oczy natrafiły na mój wzrok. Nie był speszony, a raczej, tak jak myślałam, cierpiał. Gdyby właściciel knajpy to widział, musiałby mi postawić darmowego drinka, bo właśnie sprawiłam, że cały alkohol, który wypił, by zapomnieć o dziewczynie, wyparował z niego. Teraz czeka go jedynie zamówienie dodatkowej porcji alkoholu. Nawet nie jednej, a kilku.

– Dlaczego odeszła? – rzuciłam zdecydowanie za szybko, bo już po chwili nastąpiła dłuższa cisza. Raczej nie powinnam go o takie rzeczy pytać. Powinnam była pomyśleć, czy można nieznajomego pytać o takie rzeczy, ale nawet po tym, jak dotarłabym do wniosku, że nie, prawdopodobnie i tak bym to zrobiła. Tylko po prostu zadałabym je tak z trzydzieści sekund później. Należę do raczej ciekawskich ludzi.

Chłopak z trudem opróżnił swoją szklankę, próbując za wszelką cenę nie zadławić się napojem. Jego lekko już opuchnięte oczy wskazywały na to, że nie był to jego pierwszy płacz dzisiejszego dnia, choć tym razem nie upuścił ani jednej łzy. Jego gardło charakterystycznie się poruszyło podczas przełykania śliny, a już po chwili z drżącym głosem odpowiedział:

– Wolała zdrowie nieznanej jej osobie, od swojego własnego. Zawsze taka była, inni ważniejsi od niej. – Wziął głęboki oddech, a następnie zaczął kręcić telefonem na blacie, by jak zgaduję, lekko się w ten sposób uspokoić i wyładować. – Leży pod respiratorem w śpiączce. Ten dźwięk, jak pieprzone echo, wraca za każdym razem gdy pomyślę o niej. To on uświadamia mi fakt, że zakochując się w niej, podpisałem umowę na czas nieokreślony, bo właśnie tak długo będę go słuchać. Zamiast jej, będę słyszał te pieprzone piknięcia. Sama myśl o tym sprawia, że moim jedynym marzeniem staje się upicie, do tego stopnia, bym nie pamiętał, jak się nazywam, ale nawet i w tym stanie, bez problemu powiem jej imię i przypomnę ten respirator.

More Than Just A Little Bit - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz