– Dawno mnie tu nie było.
Zamknąłem za sobą szklane drzwi, a następnie usiadłem na metalowym taborecie obok jej łóżka. Nic się nie zmieniło, siedzenie nadal niewygodne, pokój wciąż w tym przerażającym, białym kolorze i wciąż śpiąca Alice. O ile na dwa pierwsze punkty już nawet nie mam zamiaru narzekać, tak ostatni gdybym mógł, to bym negocjował.
– Odkąd cię spotkałem, to chyba była najdłuższa przerwa bez widzenia cię. Nathalie zawzięcie walczyła o nasze spotkania i cholera, zobacz, jak przez to na tym wyszedłem.
Najzwyczajniej w świecie się uzależniłem.
Przecież to brzmi jak jakaś komedia, uzależnić się od osoby, na wskutek widzenia jej codziennie.
Trzy tygodnie wytrzymałem bez odwiedzenia jej, ale to były kolejne najgorsze tygodnie mojego życia. Wizja jej nawet nieprzytomnej pozwalała mi spać w spokoju. Te trzy tygodnie to były raczej koszmary, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że to przeze mnie tu leży.
– Myślenie o tobie jest jak narkotyk, nie potrafię przestać, a jednocześnie zabiera mi możliwość wzięcia wdechu. Normalnie nigdy bym ci tego nie powiedział, ale to prawda. Mam wrażenie, że najzwyczajniej w świecie, owinęłaś mnie sobie wokół palca i grasz, jak tobie pasuje.
A ja nigdy nie miałem nic przeciwko temu. No może nie licząc teraźniejszej chwili.
– Tak w ogóle ostatnio na dworze zaczyna się robić cieplej, kwiaty rozkwitają, co zresztą sama czujesz, bo te w wazonie nie biorą się znikąd. Jak to już w telewizji i w gazetach, wszędzie trąbią, nastała wiosna. Tak, ta, za którą tak nie przepadasz. Ale niechętnie muszę ci jednak przyznać rację. Ludzie zbyt na siłę szukają sobie powodów do życia. Nie zliczę, ile osób dziś powiedziało, jak to cudownie, że nastała nowa pora roku. Jak wszystko sprawia, że chce się żyć, pojawiające się liście na drzewach, słońce coraz szybciej wschodzące... i dokładnie wtedy przypomniałem sobie ciebie, drwiącą z tego, jak ludzie wręcz sztucznie starają się nią nacieszyć i, cholera, rzeczywiście masz rację. Te same osoby w inny dzień powiedzą, że mają wszystkiego dość, nawet tego pieprzonego słońca, a dziś? Dziś cieszą się, jakby to wszystko miałoby się rozlecieć. Będą oglądać, jak wszystko się budzi do życia i szczerze, przez chwilę nawet miałem nadzieję, że może ty też się obudzisz. Nawet jeśli twoim pierwszym zdaniem miałoby być "jak ja nie cierpię wiosny".
Wtedy ja, pokochałbym ją każdym calem.
– Chciałbym tu siedzieć cały czas, ale wiem, że nie mogę. Nie potrafię spojrzeć w oczy twoim rodzicom, nie mówiąc o tym, że boję się ich tu spotkać. Mam wrażenie, że twój ojciec by mnie chyba poćwiartował, gdyby mnie zobaczył. Co mną w ogóle podkusiło, by cię zostawiać w tamtej chwili. – Czułem, jak zaczynam się trząść na samo wspomnienie tamtego dnia. Mimowolnie dłońmi zacząłem rozciągać długi rękaw, sprawiając, że przykrywał moje palce. – Mogłem zaczekać, mogłem cię odprowadzić. Mogłem zrobić wszystko, byś tego dnia nie wbiegła na tę cholerną jezdnię za tym dzieckiem. Mogłem nawet to być ja, mogłabyś mnie zwykłym krzykiem "dziecko" zmusić do wbiegnięcia, tak jak ty to zrobiłaś. Mogłem to być ja, nie miałbym nic przeciwko. Ale nie ty. Wszystko, tylko nie ty.
Wziąłem dwa głębsze oddechy, by lekko się uspokoić.
– Brakuje mi ciebie. Cztery miesiące, to tak cholernie dużo czasu. A nie chcę cię zapomnieć. Ciebie i twojego uśmiechu.
***
Żałosne – rzuciłam w myślach, wchodząc do swojego mieszkania.
CZYTASZ
More Than Just A Little Bit - ZAKOŃCZONE
Ficção AdolescenteBar to nie tylko miejsce spotkań z przyjaciółmi, lecz również oaza dla osób mających miłosnego kaca. Czasem w życiu nie idzie wszystko tak jak byśmy chcieli. Zaczynając na przesłodzonej herbacie, kończąc na byciu odrzuconym przez ukochaną osobę. A...