– Co proszę?
Ironiczny ton Matt'a mimowolnie mnie stresował przyprawiając o mdłości. Cholera, nie chciałabym usłyszeć tego tonu, kierowanego w moją stronę. To nie jest ten przyjemny sarkazm, który używa na co dzień, to jest ten sposób mówienia, który używa, gdy ktoś go wyprowadza z równowagi. Co wbrew pozorom zdarza się... prawie nigdy.
Widać, rozmówca po drugiej stronie telefonu musiał nieźle go wkurzyć.
– My się chyba nie rozumiemy. – Sposób, w jaki się wypowiadał, wywoływał dreszcze na samą myśl, że kiedyś mógłby się odezwać w ten sposób do mnie. Był wyjątkowo przerażający, nawet jeśli nie był kierowany do mnie. – Dziewczyna, z którą brałem udział w konkursie, jest w pierdolonej śpiączce! Jak możecie ode mnie wymagać, bym przyjechał do jakiegoś pieprzonego klubu zaśpiewać, nie uzgadniając tego najpierw ze mną!
O ile wcześniej Matt siedział na kanapie, co rusz tylko się wiercąc na niej, tak teraz wstał, by wyjść na balkon. A ja, mimo przymkniętych drzwi, nadal bez problemu słyszałam każde jego słowo rzucane do słuchawki, którą jeszcze chwila, a mam wrażenie, że zrzuciłby z tego cholernego trzeciego piętra.
– Jesteście żałośni. Co to za jakieś pieprzone warunki?
Nastąpiła chwila ciszy, w której chłopak sięgnął po leżącą za popielniczką paczkę papierosów. Położyłam je tam chyba z trzy miesiące temu, gdy zaczynałam przygodę z byciem wielce dorosłym. Z drugiej strony, czułam, że nie będą one bardzo użyteczne, dlatego kupiłam na nie specjalne pudełko, by nie spleśniały w kartonowym od wilgoci i zostawiłam na balkonie.
Pomimo tego, że nie palę, to przyznaję, w kryzysowej sytuacji, warto mieć coś pod ręką. Z dwudziestu papierosów, w paczce zostało coś koło piętnastu, teraz czternastu.
Do pomieszczenia przez szparę dotarł zapach tytoniu. Nienawidzę tego smrodu. Jaka ironia, że zdarza mi się sięgnąć po zapałkę i papieros, tylko po to, by móc się nim zacząć dławić. By zaciągnąć się chemicznym posmakiem powietrza, trzymając go w płucach i nie chcąc wypuścić, aby po tym wszystkim stwierdzić, że nie lubię tego tak bardzo, że aż czasem potrafię to uwielbiać.
– Przyjadę – mruknął niezadowolony. – Ale nagranie piosenki odbędzie się jutro, za jednym podejściem. I będzie to zakończenie naszej współpracy, na prawdopodobnie zawsze.
Chwilę po tych słowach, chłopak odłożył telefon na parapet. Dopalał papierosa do końca, opierając się plecami o framugę drzwi balkonowych, a następnie całkowicie go dogasił w popielniczce, na której wygrawerowany był kotek.
Kiedy już udało się chłopakowi lekko uspokoić, odezwał się, starając w pewnym stopniu pewnie przybliżyć mi sytuację.
– Nie chciałabyś może przejechać się ze mną dziś wieczorem do klubu? Muszę zaśpiewać przynajmniej jedną piosenkę, by spełnić warunek jakiejś umowy, o której nie zapoznali mnie ani Alice po wygraniu konkursu. Jak się okazało jeśli tego nie zrobię, możemy pożegnać się z pieniędzmi. Do dupy nie? – zaśmiał się, jakby próbował rozluźnić atmosferę. –To brzmi jak jakieś cholerne przekręty, ale nie będę się w to wszystko mieszać, chcę raz na zawsze zamknąć sprawę tych cholernych konkursów. Nigdy z nimi nie było łatwo, i choć wtedy mi się to nawet podobało, tak teraz, nie mam sił, by o nie walczyć.
W głosie chłopaka dało się wyczuć rezygnację. Założę się nawet, że był to ten sam ton głosu, którym wypowiadał się na temat Alice – ten sam stopień braku siły walki i utraty nadziei.
Zresztą, domyślam się, że to wszystko dlatego, że to, czemu wcześniej stawiał czoła w asyście Alice, teraz musi sam ogarnąć, i to go najbardziej w tym wszystkim dołuje. Że osoba, z którą do tej pory zdobywał szczytowe miejsca, teraz nie wyjdzie z nim na scenę, ani nawet tego nie obejrzy.
CZYTASZ
More Than Just A Little Bit - ZAKOŃCZONE
Novela JuvenilBar to nie tylko miejsce spotkań z przyjaciółmi, lecz również oaza dla osób mających miłosnego kaca. Czasem w życiu nie idzie wszystko tak jak byśmy chcieli. Zaczynając na przesłodzonej herbacie, kończąc na byciu odrzuconym przez ukochaną osobę. A...