Rozdział 20

212 12 10
                                    

Jeśli mam być szczera, to to za czym najbardziej tęsknie po wyprowadzce z domu rodziców, to te kilkugodzinne pogawędki z mamą, kiedy rozmawiamy o wszystkim bez tajemnic. Nie obiadki, bo przyznaję, wielokrotnie miałam ich już serdecznie dość. Nie wieczory filmowe, bo tu też lubili działać mi na nerwy – a to film za nudny, a to za stary, a to chipsów nie wolno otworzyć, bo jest po dwudziestej pierwszej, a to niezdrowe. Nawet czas wolny po szkole często przyprawiał mnie o dreszcze, bo mamę irytował fakt, że siedzę w telefonie lub śpię popołudniami kiedy w oczach mamy powinnam się uczyć. Na odpowiedź, że wszystko umiem, otrzymywałam kilka zadań do zrobienia, bym, jak to określała, się nie nudziła. A po ich wykonaniu nie było co liczyć na odpoczynek przy telefonie, bo jedyne co wtedy chciałam, to po prostu by dała mi spokój.

Kocham ją, cholernie, ale sposób, w jaki pragnęła, bym nie zmarnowała swojej młodości na telefon, sprawiał, że jeszcze bardziej chciałam to właśnie zrobić.

Mimo to, bywały często takie dni, gdy po obiedzie zaczynałyśmy całkiem przypadkowo rozmowy, które później trwały aż do kolacji. Nie żałowałam ich, nawet jeśli później musiałam siedzieć do późna przy nauce, bo to w jaki sposób ze sobą się komunikowałyśmy, sprawiał, że żal mi się robiło każdej osoby, która nie ma takich kontaktów z rodzicami. Rozmowy na temat problemów w szkole, później na temat jej młodości i wplątywane w to anegdoty pomagające mi przy podjęciu moich decyzji dawało niesamowity vibe, który z mojej mamy tworzył moją przyjaciółkę, bo do tego wszystkiego nie brakło masy śmiechu i obgadywania zarówno jej, jak i moich znajomych.

I z myślą właśnie o tych rozmowach przy szklance kawy wracałam z uśmiechem do domu rodzinnego.

Stuknęłam delikatnie w szybę w drzwiach, które były na oścież otwarte i weszłam do domu, tocząc walizkę, która hałasowała podczas zetknięcia kółek z płytkami, a mimo to nadal była zdecydowanie cichsza od rozmów, jakie prowadziła mama sama w tej chwili przez telefon, śmiejąc się i przeklinając ilość metrów kwadratowych do ogarnięcia.

– Jestem! – krzyknęłam, licząc, że może to na chwilę oderwie ją od swoich przemyśleń, co okazało się trafne. Kobieta już po chwili zbiegła po schodach z góry i w pośpiechu objęła mnie, prawie wylewając na mnie swoje ukochane latte macchiato, które wcale do najcieplejszych już nie należało.

– Wchodź szybko, bo akurat z tatą kawę pijemy, a wiesz, jak to tata, zanim ja usiądę, on już zdąży nam uciec. – Mama jedynie wskazała mi palcem na taras, gdzie siedział tata ze swoją wypitą już do połowy kawą, a sama po chwili udała się w tym kierunku. Weszłam jeszcze na szybko do łazienki, by umyć dłonie, a następnie pobiegłam do kuchni, by wstawić czajnik z wodą na herbatę dla mnie.

W czasie gdy ta się gotowała, zrobiłam szybki "rajd" do rodziców, przy okazji kradnąc dwie łodyżki mięty, dla Chichi i Fluffy, które wykończone po dziesięciu minutach jazdy, zasnęły w klatce w samochodzie, z otwartymi drzwiami. Kiedy wróciłam z samochodu, rodzice po raz kolejny prowadzili dyskusję na temat pracoholizmu taty. Prowadzić dyskusję, to w sumie za mocne słowo. Mama prowadziła monolog, starając się uzmysłowić tacie, dlaczego powinien wracać wcześniej do domu.

Nigdy go szczerze mówiąc nie rozumiałam – mieć własną firmę i jeszcze zapierdalać za trzech. Wstawał o piątej, by odrobić kursy, a do domu wracał o dwudziestej drugiej, by o dwudziestej trzeciej położyć się spać. I gdyby tak raz zrobił, dwa, można by było mu to wybaczyć. Ale on tak już od ponad roku pracuje i nie widzi w tym problemu.

A wcześniej wcale nie było dużo lepiej.

Dlatego też w pełni rozumiem mamę, która od tego czasu stara się go zmusić do wcześniejszego kończenia pracy. Niejednokrotnie poprzez skłamanie, że ma ktoś przyjechać, lub przez szantaż w stylu "jeśli nie wrócisz do dwudziestej, to śpisz dziś na kanapie".

More Than Just A Little Bit - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz