Rozdział 18

220 11 11
                                    

TW: Rozdział zawiera sceny dla dorosłych!

Zachęcam również po przeczytaniu rozdziału do zerknięcia na notkę na dole <3

Czego można się spodziewać, idąc do pracy, z której prawie już pierwszego dnia doprowadziło się do zwolnienia?

Tego, że jednak szef zdecyduje się cię zwolnić po kolejnych wielu podobnych akcjach. Tego, że ktoś ci wypije twoją ukochaną kawę, która tak naprawdę jest obleśna, ale jest jedyną w miarę dobrą rzeczą w tym miejscu, czy też tego, że będziesz w ramach kary siedzieć po godzinach.

Ale nie tego, że w trakcie przerwy obiadowej dostaniesz wiadomość od faceta, w którym lata się było zakochanym, proszącego cię o spotkanie.

Tak jakby kompletnie nic się nie stało.

Mogłam mu odmówić. Mogłam go opieprzyć. Mogłam zjechać go na czym świat stoi i wypomnieć mu każdą sekundę życia, jaką na niego zmarnowałam. Mogłam.

Zamiast tego jak głupia uśmiechnęłam się pod nosem i odpisałam prawie natychmiast, że kończę o dwudziestej i lokalizację.

Olivia, ty głupia pizdo.

Dosłownie chwilę po tym, jak dostałam wiadomość "ok" od niego zrozumiałam, jak bardzo sobą aktualnie gardzę. Że pomimo tego wszystkiego, co się stało, ja nadal za jedną głupią wiadomość jestem w stanie zrobić dla niego wszystko.

W głowie układałam wszystko, co mu powiem. Zaczynając od naszego pierwszego spotkania, idąc przez pierwszy pocałunek, rozłąkę, ślub, kończąc na tym, co przez niego się ze mną dzieje. Tak jak rodzice powinni płacić za alimenty, gdy się rozwodzą, tak on powinien być odpowiedzialny za mojego terapeutę.

Mam ochotę wygarnąć wszystko, co ze mną zrobił. Wszystkie moje uczucia. Może wtedy, nareszcie przestanę zachowywać się jak zakochana nastolatka.

***

Tak jak uzgadnialiśmy, podjechał pod moją pracę równo o dwudziestej. Zwracając przy tym uwagę wszystkich kończących zmianę, bo swoim, zapewne najnowszym modelem, Audi przysporzył kilkorgu pracownikom nowe marzenie.

Z samochodu wyszedł mężczyzna w garniturze i idealnie ułożonych brązowych włosach, nie chłopak, który zawsze chodził w dresach z rozrzuconymi na każdą stronę kosmykami. Teraz Dave, mimo że stał się bardziej przystojny, stał się inną wersją. Tą, której nie znam. Stał się wersją, której nie rozpoznałabym na ulicy.

Teraz jest równie idealny co lalka Ken. Widać, że jego Barbie nieźle go sobie ustawiła.

– Cześć – odezwał się niskim, wręcz zachrypniętym głosem. Po chwili jednak odchrząknął i dodał: – Tu pracujesz?

– Chwilowo tak, jak znajdę coś lepszego, to stąd odejdę. – Serce mi biło jak oszalałe, nie wiem tylko, czy ze stresu czy może raczej ze strachu. Ale czego miałam się bać? Mimo zmiany w wyglądzie to nadal Dave. Ten sam, który jeszcze do niedawna oglądał ze mną filmy, tylko po to, by później przez najbliższy tydzień odgrywać rolę głównego bohatera, robiąc najbardziej żałosne, a i jednocześnie najsłodsze rzeczy na podryw. To nadal ten Dave. – Po co przyjeżdżałeś? Co chcesz?

Nie spodziewałam się po sobie takich słów, ale przyznaję, właśnie w tej chwili cholernie sobie sama kibicowałam. Podobała mi się wizja, że jednak wcale nie pozwalam sobą szmacić.

– W zasadzie nic nie chcę. Wraz z Judith podjęliśmy decyzję, by poinformować cię jako przyjaciółkę rodziny, że Judith jest w ciąży. Czwarty miesiąc.

More Than Just A Little Bit - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz