Rozdział 11

243 9 11
                                    

Niechętnie muszę przyznać, że wizja czasu spędzonego z Mattem cholernie mi się podoba. Widać, że brakuje mu dziewczyny, o którą miał się troszczyć, a w opiece prześciga nawet Dave'a.

Chłopak słuchał uważnie, gdy chciałam coś mu opowiedzieć, oraz pozwalał mi milczeć, gdy wolałam nie mówić wszystkiego. Nie naciskał, poprawiał mi humor badziewnymi sucharami. A na koniec, gdy go poprosiłam, obiecał zostać na noc.

Dlatego też teraz leżę i próbuję z całych sił zasnąć. Dochodzi godzina czwarta, a ja jeszcze ani na chwilę nie przymknęłam oczu. Ba, nie potrafię nawet się wyciszyć. Mimo że w mieszkaniu od samego początku wieczoru jest mega cicho, ja cały ten czas błagam własne ciało o litość i ciszę. Mam wrażenie, że od hałasu rozsadza mi głowę, szelesty słyszane w uszach, głośne uderzenia klatki piersiowej i niespokojny oddech. Do tego wszystkiego natłok myśli, którego nie da się kontrolować, nie mówiąc, że połowę nocy, która już minęła, nawet nie wiem, o czym myślałam. Próba zaśnięcia już dawno nie była taka trudna.

Ruszyłam w stronę kuchni i nie zapalając światła, sięgnęłam paczkę z lekami uspokajającymi. Wyjęłam z szafki szklankę, najciszej, jak tylko potrafiłam, by nie obudzić śpiącego na kanapie chłopaka, a następnie sięgnęłam po mleko. Nie ma szans na zgrzanie go bez obudzenia Matta, więc mam nadzieję, że zimne mleko działa podobnie do ciepłego. Wyjęłam na rękę tabletki, które chciałam popić chłodnym napojem. Może to pomoże zasnąć.

– Liv, odłóż to – rzucił zaspany chłopak, jednocześnie wyszarpując mi z dłoni opakowanie leków. Skąd on tu... – To są leki, nie suplementy. I to na receptę.

Poczułam, jak dreszcze przeszywają moje ciało, a mnie samej wewnątrz robi się gorąco.

Kompletnie zapomniałam o fakcie, że to można przedawkować.

Ale nie jest to pierwszy raz, kiedy nie potrafię sobie w głowie wpoić wiadomości, że wiele rzeczy, które robię lub rozmyślam zrobić, mogą być zagrożeniem dla mojego życia.

Branie leków z "przyzwyczajenia". Próby wypicia płynu do płukania, bo ładnie pachnie. Wbieganie na jezdnię, bo przecież samochód jest daleko.

Jak umrę, chciałabym widzieć swoje top dziesięć momentów, w których prawie umarłam.

– To chociaż jedną – odparłam, patrząc na wysypane na dłoni tabletki. Rzeczywiście, pięć to lekka przesada.

– Jedną tak, ale więcej, proszę, nie bierz. Już i tak boję się tej jednej, bo wiem, jaka może być reakcja organizmu. W razie, gdybyś się zaczynała gorzej czuć, dzwoń lub wołaj. Przyjdę od razu.

Kiwnęłam twierdząco głową, czując, jak po raz kolejny na jego słowa miękną mi nogi. Pieprzona perfekcja. Jeszcze niech mi kupi książkę, to chyba mu się oświadczę.

Opuściłam pomieszczenie i wróciłam do swojego łóżka. Chwyciłam poduszkę i kołdrę, kładąc je w najróżniejszy sposób, by nareszcie znaleźć najwygodniejszą pozycję. O ile tak można nazwać spanie na klęcząco z przytuloną do klatki piersiowej kołdrą.

Mimo to upragniony spokój nie nastał. Z dwadzieścia razy upewniałam się, czy zapięcie poszewki od kołdry, aby na pewno jest w nogach, a zamek od poduszki jak najdalej od twarzy. Podobną ilość razy sprawdzałam też, czy aby na pewno drzwi i szafki są zamknięte. Zasłoniłam już chyba wszystko, co daje jakiekolwiek światło, nie mówiąc już o tym, że rzeczy dające jakikolwiek nawet najmniejszy szelest wyłączyłam już po pierwszej godzinie niespania. Medytowałam już czterokrotnie i odsłuchałam całą godzinę relaksującej muzyki. Mimo to, moje oczy są szeroko otwarte, bo nie potrafię ich nawet przez chwilę przetrzymać zamkniętych. Jedyne co w zasadzie robię, to podczas przerw między jednym a drugim głosem w mojej głowie sprawdzam zegar i obserwuję, jak szybko mijają kolejne minuty.

More Than Just A Little Bit - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz