Prawdą o świecie i o ludziach było to, że chyba każdy miał jakieś marzenia. Albo marzenie, jeżeli większa ilość była niemożliwa. Czasami dotyczyły one czegoś, czego nie można było spełnić, inne zaś były drobne, ale wydawały się dla marzącego jak góra nie do zdobycia. Zupełnie inna grupa wymyślała sobie cele, do których łatwo docierali i to również było zrozumiałe.
Można było powiedzieć w skrócie, że niektórzy chcieli znaleźć milion funtów na ulicy, inni zaś marzyli o pracy.
Harry był jedną z tych osób, których plany i świetlana przyszłość skupiała się właśnie na karierze. Chociaż nie, w zasadzie to nie do końca tak powinno to brzmieć. Nie na karierze, a przynajmniej na razie nie na niej, bo brzmiałoby to tak, jak gdyby chciał wypruć sobie żyły do ostatniego tchu, aby siedzieć w pracy i dostawać kolejne awanse.
On marzył o zdobyciu pracy w wymarzonym zawodzenie, może tak brzmiało to nieco lepiej.
Jedni marzyli o sławie w aktorstwie, inni zaś o staniu się astronautą, aby polecieć na Księżyc. Byli tacy, którzy nie wiedzieli za bardzo zrobić ze swoim życiem, ciesząc się po prostu każdym dniem swojego życia, czekając aż najlepszy pomysł na siebie przyjdzie im do głowy.
A on miał plan. Dość ambitny, trzeba było przyznać – chciał bowiem zostać lekarzem. Pomagać ludziom. Poznać nowy lek, który uratuje miliony. Naprawić świat w sposób, którego jeszcze nie odkryto.
Co prawda był chyba za wielkim optymistą, skoro miał właśnie takie myśli w głowie, ale w końcu za marzenia nie karali, prawda? Może będzie tą jedną tysięczną, a może nawet i milionową, która jednak dokona czegoś naprawdę wielkiego i przełomowego. A może nie. Ale on cieszył się z tego, co miał, wiedząc, że jeżeli postawi sobie za cel coś niemalże nieosiągalnego, to na koniec swojego życia będzie nikim więcej jak starym marudą.
Najważniejszym jednak było to, że on wcale nie żartował o tym, aby zająć się medycyną, nawet wtedy, kiedy niektórzy chcieli go odwlec od tego pomysłu, mówiąc o nawale nauki, braku życia i odpowiedzialności, jaką niosła za sobą taka praca. On słuchał słów, ale nie brał ich do siebie. Jednak był bardziej uparty niż chyba niektórzy zakładali, szczególnie ci, którzy nie byli z nim blisko. Ponieważ jeżeli chciał to był uparty jak największy na świecie osioł. Oczywiście to miało miejsce tylko wtedy, jeżeli chodziło o sprawy, na których mocno, ale to naprawdę mocno, mu zależało. Mógł być młody, mógł być głupi i naiwny, ale jego cele były już od wielu lat bardzo, bardzo wyraźnie zarysowane.
A wszystko zaczęło się od przypadku, kiedy oglądał coś w telewizji i uznał pracę lekarza za niezwykle ciekawą. Ćwiczył na misiach, bo one zawsze były chętne do zabawy czy to w dom, czy to w szpital. Podczas swoich domowych dyżurów udawał postać z bajki, którą najczęściej oglądał, jednakże kiedy jego siostra zaczęła płakać, ponieważ jej ukochane pluszaki zostały poszyte i nie były już takie piękne, marzenia Harry'ego musiały poczekać jakiś czas. No i na kilka lat mu to minęło, głównie kiedy zajmował się szkołą i zabawą z kolegami. Ale w końcu hej, miał wtedy tylko jakieś dziesięć czy dwanaście lat i miał na swojej głowie rzeczy ważne i ważniejsze.
Jego myśli jednak wróciły na odpowiedni tor, kiedy zrobił się nieco starszy, a wszyscy zaczynali się pytać o przyszłość. I chociaż były tygodnie, gdy nie do końca wiedział, bo był tylko nastolatkiem, którego marzenia zmieniały się z tygodnia na tydzień, w końcu jego plan z dzieciństwa na nowo zagościł w jego myślach i tak już pozostał. Oglądał wtedy dosłownie każdy okołomedyczny serial, jaki tylko pojawiał się w telewizji i, ku niemal dosłownej rozpaczy jego rodziny, nawet powtórki przeżywał z takim samym zainteresowaniem. Oczywiście wiedział, że była to w pewien sposób fikcja i nie do końca to wszystko tak wyglądało, ale nie powodowało to, że motywował się mniej. Spędzał godziny na nauce, czytaniu i fiszkach, aby zapamiętać wszystko, co było mu potrzebne.
Nauka jednak się opłaciła. Kiedy był w odpowiednim wieku i z wysoko zdanymi egzaminami, niemal popłakał się z radości, kiedy okazało się, że przyjęto go na medycynę. Włożył ogrom pracy i czasami budził się w nocy, martwiąc się, że może jednak mu się nie uda, a w jego sercu pozostaną jedynie gorzkie wspomnienia związane ze swoim dziecięcym marzeniem.
Jednakże zaryzykował, poświęcając na to niemal całego siebie i udało mu się uzyskać rezultat, na który naprawdę liczył. Kolejne lata były równie ciężkie. Nauka, egzaminy, praktyki w szpitalu. Masa notatek i wyrwanych kartek, które walały się dosłownie wszędzie. Od szafy, aż po podłogę pod łóżkiem. To wszystko zajmowało mu ogrom czasu, ale wydawało się, że jego zapał i chęć do nauczenia się każdej rzeczy, której tylko mógł, ani trochę nie malały, co powodowało, że dawał sobie radę lepiej niż śmiałby przypuszczać. Miał naprawdę dobre oceny, ale zapłatą za to była bardzo wąska grupa znajomych i dość mała ilość wolnego czasu. Jednakże on znał cenę i zapłacił ją bez zawahania.
Bo jeśli Harry już coś robił, to robił to albo na sto procent, albo wcale. A tutaj chciał dać z siebie nawet nie sto, tylko sto jeden procent.
I teraz, kiedy stał w swoim nowym mieszkaniu, które bardziej przypominało klitkę niż mieszkanie, a które miał wynajmować na czas swojej rezydentury w największym z londyńskich szpitali, poczuł, że zaczyna kompletnie nowy rozdział w życiu.
Jednak jeszcze nie wiedział, jak wiele mogło na niego czekać.
I to niekoniecznie tylko na polu zawodowym.
CZYTASZ
✓ | Stitches On Our Hearts
FanfictionHarry świeżo po studiach niemal szczęśliwym trafem może odbyć rezydenturę w jednym z największych londyńskich szpitali. Jest to dla niego ogromna okazja, na którą nie tak wielu może sobie pozwolić. Pakując się w ciężkie dyżury, różnych pacjentów i n...