19

948 58 11
                                    

Czuł pewną dozę niepewności, kiedy szedł do gabinetu Tomlinsona. Wszyscy jego pacjenci dostali odpowiednie leki, kierowali się na badania albo odpoczywali, więc nie był im do niczego potrzebny. Oczywiście coś w nim liczyło na to, że kiedy znajdzie się w gabinecie, usłyszy, że ktoś z zespołu znalazł odpowiedź na kłopoczącą ich zagwozdkę.

Próbował wypytać kilka pielęgniarek, czy wiedziały coś o tym pacjencie, jednak żadna nie mogła mu czegokolwiek powiedzieć. Harry wcale nie poczuł się lepiej z tego powodu, jednak z drugiej strony i tak miał dowiedzieć się wszystkiego sam, a usłyszenie czegoś od drugiej osoby nigdy nie było tak pewne.

Nie wiedział, czy powinien szukać Tomlinsona w jego gabinecie, czy może jednak podejść do pomieszczenia, gdzie urzędował cały jego zespół. Najpierw jednak uznał, że spróbuje z tym pierwszym. Coś z tyłu głowy mówiło mu, że mogła to być faktycznie kolejna z tych dziwacznych intryg szatyna, którą nie zamierzał podzielić się z nikim innym, a co powodowało, że Styles nie chciał wpaść i żądać wyników od współpracowników szatyna. Wyglądałoby to przecież głupio.

Wciąż dziwił się, że ten chciał pomocy właśnie od niego. Przecież w szpitalu zdecydowanie było o wiele więcej lepszych specjalistów niż on sam. Czuł, że nie było sensu pytać. Sposób myślenia Louisa był bardziej pokrętny niż Harry mógłby to sobie wyobrazić. Oczywiście była szansa na to, że ten nie wymyślał niczego i naprawdę szukał świeżego spojrzenia. Może ktoś upierał się przy swojej hipotezie i nie chciał przystać na nic innego. To również była jakaś opcja.

Kiedy znalazł się pod gabinetem, zapukał.

Znał siebie zbyt dobrze, mając świadomość tego, że im dłużej będzie czekał i zastanawiał się nad wszystkim, tym bardziej dostanie do głowy.

Na szczęście ten był w środku, więc Styles zaraz otworzył drzwi, chcąc wejść.

— O, nie spodziewałem się ciebie tak szybko — powiedział Tomlinson. — Byłem pewien, że to kolejne nic niewnoszące badania, ale to nawet lepiej, bo może w końcu uda się do czegoś konkretnego dojść. Chodź, siadaj, mam wszystko, co może ci się przydać.

Brunet starał się nie wyglądać na zdenerwowanego tym wszystkim. Usiadł na tym samym miejscu, które zajmował zwykle, kiedy przychodził ze swoim własnym problemem. Chociaż miał jeszcze drugie krzesło do wyboru, to stąd miał lepszy widok na okno i usychającą roślinkę, która pewnie jedynie czekała na to, aż ktoś o nią zadba.

— Mogę się dowiedzieć czegokolwiek, zanim zacznę czytać? Coś, o czym powinienem wiedzieć? Jak tutaj trafił czy trafiła, choroby, powrót z egzotycznych miejsc?

— Przywiózł ją mąż. Powiedział, że kilka miesięcy wcześniej czuła się źle, straciła na wadze, ale lekarz rodzinny niczego szczególnego nie wykazał. Na jakiś moment się uspokoiło, ale jak widać nie było to na stałe, więc przyjechali tutaj. Nie wyjeżdżali nigdzie, nie pracują w szalonych miejscach...

Harry sięgnął po papiery i zaczął je powoli przeglądać, kątem oka dostrzegając, jak Louis podnosił się ze swojego miejsca. Styles jednak wcale się nie zdziwił. Ba, nawet się tego właśnie spodziewał. Kiedy on sam przychodził do niego ze swoimi problemami, był to sposób starszego lekarza na to, aby przemyśleć słowa bruneta, kiedy ten skończył opowiadać o tym, z czym właśnie się mierzył. Ten wtedy wstawał, szykując ciepły napój, kiedy ten siedział i czekał, samemu również na nowo myśląc o wszystkim.

Teraz jednak to on był po drugiej stronie.

I to on miał znaleźć rozwiązanie.

Albo przynajmniej spróbować to zrobić, chociaż to wcale nie wydawało się mu łatwe, nawet jeśli ledwo zaczął.

✓ | Stitches On Our HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz