29

1.1K 56 11
                                    

Randka nie skończyła się wcale w gościnnej sypialni tak, jak sobie to zakładali. I niech nikt nie sądzi, że Louis i Harry skończyli w łóżku, wyczyniając rzeczy prowadzące do bólu w ciele i rozrzucaniu ubrań, gdzie tylko popadnie. Nie chcieli gnać do przodu jak szaleni, o czym rozmawiali przed położeniem się do łóżka, aby upewnić się, że obydwie strony chciały tego samego. No dobrze, może i chciały, ale obydwaj w swoich głowach wzbraniali się przed podjęciem odpowiednich kroków w tę stronę.

Tak naprawdę wszystko było grzeczne, ale Styles jakoś finalnie uznał, że spanie w czyichś ramionach było lepszą opcją niż gościnna sypialnia i to właśnie dlatego dał się przekonać na taki pomysł po kolejnej lampce wina i kilku pocałunkach. Nie był jednak na tyle pijany, aby ktoś powiedział, że podjął tę decyzję bez przemyślenia. Wiedział, czego chciał. A Louis chętnie przygarnął go pod swoją kołdrę, kiedy narzekał pod nosem, że za kilka godzin musieli wstać. I to spanie razem było bardziej niż przyjemne dla obydwu, nawet jeśli mierzyli się z myślami, których żaden nie wypowiedział na głos.

Ale przecież byli dopiero po oficjalniej pierwszej randce, bo przecież nie liczyli tych poprzednich niewypałów, więc na wszystko mieli znaleźć jeszcze czas. Poza tym, z rana czekała na nich praca, więc nie mogli sobie pozwolić na to, aby poświęcić większość nocy na cokolwiek innego niż spanie.

Musieli jednak przyznać, że pobudka słysząc nieprzyjemny budzikiem była nieprzyjemnym powrotem do rzeczywistości. Bo tak, myślenie, że trzeba było wstać z samego rana, ogarnąć się i jechać do szpitala wcale nie brzmiało jak coś miłego po miłej randce i wspólnej nocy. Ale za to udało im się znaleźć minutę czy dwie na to, aby poleżeć, gdy całowali się leniwie, nie przejmując nieprzyjemnym oddechem, z którym się mierzyli i z dotykiem Louisach na plecach bruneta, który powodował, że ten chciał tylko wrócić do spania.

— A może przestawimy wszystkie zegarki i powiemy, że nie wiedzieliśmy, która godzina? — zapytał zaspanym głosem Harry, kiedy kolejny alarm dochodzący z telefonu dał o sobie znać. — Mówię poważnie, świat się wali, strefy czasowe ulegną zmianie, nie mów, że to nie jest genialny pomysł.

Sięgnął po telefon, padając delikatnie głową na ramię starszego lekarza, który śmiał się, chociaż w duchu przeżywał dokładnie to samo. Tego dnia robił to może nawet bardziej, kiedy wiedział, że miał w łóżku towarzystwo i że gdyby nie dyżur, to mógłby je mieć przez resztę doby, a przynajmniej kilka następnych godzin, co było równie miła myślą.

— Następnym razem musimy lepiej dopasować nasze kalendarze. Wiesz, żeby dzień później nie pędzić na dyżur.

— Czyli na następną randkę pójdziemy na emeryturze? — mruknął Styles, w końcu podnosząc się i siadając, przecierając oczy. Louis za to bez żadnego problemu mógł wpatrywać się w górną połowę ciała bruneta, która teraz nie była zakryta niczym, nawet byle jaką koszulką. A to był widok, którym mógł zaczynać dzień i to bez dwóch zdań.

— Nie przesadzaj, skarbie, nie będzie tak źle.

Harry spojrzał na niego, jakby uważał coś zupełnie innego. Zmrużył jedynie oczy, pozwalając, aby ramiona Louisa złapały go w talii, a dosłownie kilka sekund później poczuł usta na swojej łopatce.

— Wiesz, że nie pomagasz mi w podniesieniu się?

— To uczucie jest odwzajemnione — mruknął Tomlinson, ale wykopał się spod kołdry i wstał.

A Styles nie miał innej opcji, jak tylko zrobić to samo.

Ubranie się i doprowadzenie do porządku nie zabrało im dużo czasu. Na szczęście nie musieli wyglądać jakoś niesamowicie, co zdecydowanie redukowało cenne minuty, które poświęcili na kawę oraz słodkie batoniki. Harry stał obok Louisa, kładąc głowę na jego ramieniu i wyglądając, jakby naprawdę był gotowy zrobić wszystko, aby tylko wrócić do łóżka.

✓ | Stitches On Our HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz