12

863 54 10
                                    

W końcu wszystkie wyniki badań znalazły się w jego ręce. Czekał na nie kilka dni, ale kiedy przejrzał je wszystkie, wiedział już, że nie miał dobrych wiadomości. I wydawało się go to przybić mocniej niż cokolwiek wcześniej.

Bo to on miał być tym, który musiał je przekazać.

Nie chodziło o samo zaczerwienienie, które wywoływało nieprzyjemny dyskomfort. To faktycznie była infekcja, którą mógł bardzo łatwo wyleczyć i nie pozostanie po niej nawet najmniejszy ślad. Oczywiście był nieco zaskoczony, ponieważ ten wydawał się mówić prawdę z tym, że nie przebywał w żadnym otoczeniu wywołującym podobną przypadłość, ale to nie był problem.

Zmartwiło go jednak coś zupełnie innego, co wyszło przy okazji, kiedy wykonali biopsję.

Wpatrywał się w kartki, które jednoznacznie wskazywały chorobę. Dystrofia mięśniowa zdecydowanie nie była tym, co chciał odkryć podczas tych badań. Siedział przy biurku, zastanawiając się, jak miał powiedzieć o tym pacjentowi. Przybiło go to tym bardziej, że to był pierwszy taki jego przypadek. Opadł plecami na oparcie fotela, wypuszczając ciężko powietrze. Przyjrzał się ponownie wynikom, licząc na to, że może jednak ktoś się pomylił. Że wyszło coś zupełnie innego.

Miał świadomość tego, że pojawią się takie przypadki. Ze będzie musiał poinformować kogoś o nieuleczalnej chorobie lub śmierci bliskiej osoby. Po prostu nie sądził, że przyjdzie mu zmierzyć się z tym tak szybko.

Nie chciał prosić nikogo o radę. Nie było sensu. Co by usłyszał? Że właśnie taki był świat? Że nie mógł pomóc wszystkim, niezależnie od tego, jak bardzo by się nie starał?

Wiedział jednak, że nie mógł trzymać swojego pacjenta w nieskończoność. Że musiał zebrać się w sobie i powiedzieć mu, jaka była prawda. I chociaż nie był to jednoznaczny wyrok śmierci, to kiedy rozmawiał z nim w ciągu dnia o podróżach, zdobywaniu i pokonywaniu kolejnych wyzwań w życiu, czuł, że dla pacjenta właśnie to będzie takim wyrokiem. Nie mógł nawet zaproponować mu żadnego leczenia.

W końcu jednak podniósł się ze swojego miejsca, nie mają za wielkiego wyboru, choć dzień jego pracy i tak się kończył, a on za ledwie kwadrans powinien zbierać się do domu. Znał samego siebie doskonale i jeżeli będzie zwlekał dłużej, to finalnie nie będzie w stanie wydusić z siebie ani słowa. Miał świadomość tego, że musiał to sobie wypracować, jednak to były jego początki i chyba nadal był zbyt naiwny wierząc, że uda mu się zbawić i uratować cały świat, niezależnie od stadium choroby.

Szedł korytarzem, kierując się w stronę sali, na której wiedział, że leżał jego pacjent. Przygotowywał się wewnętrznie i może szedł nawet wolniej niż powinien. Jednak rozmawiał ze sobą mentalnie, próbując przewidzieć w głowie każdy scenariusz, jaki tylko mógłby się wydarzyć. Żaden jednak nie brzmiał dobrze i tego się obawiał.

Kiedy był dosłownie dwa kroki od sali, przełknął ślinę, obiecując sobie, że cokolwiek się nie wydarzy, to będzie dobrze.

Zapukał delikatnie w drzwi, zaglądając do środka i na szczęście ten nie spał, leżąc na swoim łóżku. Harry nie wiedział, czy jednak by nie stchórzył, gdyby było inaczej.

— Doktorze, wiadomo już coś? — zapytał ten od razu, a Styles rzucił jedynie na nogę, która nie wyglądała ani lepiej, ani gorzej.

Stanął przy łóżku, spoglądając na kartę. Naprawdę liczył na to, że za dotknięciem jakiejś magicznej siły, której nikt by nie widział, wynik zmieniłby się na kompletnie inny.

— Z zaczerwienieniem poradzimy sobie bez problemu. Leczenie sprawi, że nie będzie po tym ani śladu — zaczął brunet, chcąc zacząć od chociaż jednej dobrej informacji.

✓ | Stitches On Our HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz