Kiedy wrócił po pierwszym dniu do swojego mieszkania, miał wrażenie, jakby opadł kompletnie z sił. Był pewien, że może będzie zmęczony, ale nie aż tak. A teraz był gotowy powiedzieć, że był wyczerpany, przemielony i przejechany przez walec jednocześnie. Ale tak naprawdę co się dziwić, w końcu miał więcej wrażeń niż chyba przez ostatnie dziesięć lat. A to już było zdecydowanie coś dużego. W końcu przez ostatnie lata miał całkiem sporo różnych wrażeń czy stresu, który czasami nie pozwalał mu spać po nocy, ale nic nie wydawało się teraz być tak straszne. Nawet wolałby chyba na nowo przeżyć całą swoją naukę niż ten jeden dzień.
A wydawało się, że skoro teraz był na celowniku Tomlinsona, który nawet znał jego nazwisko (i do dalej było dla Stylesa czymś kompletnie niezrozumiałym), to każdy dzień w szpitalu stanie się o wiele trudniejszy niż sam na początku mógłby przypuszczać.
Czuł jednak, że będzie musiał do tego przywyknąć i próbował nawet powiedzieć sobie, że jeżeli skupi się odpowiednio na swojej pracy i nie podda się panice jak z rana, to może kolejne dni będą lepsze. Może nie będą spektakularne, ale przynajmniej będzie mógł spojrzeć w lustro.
Bo wiedział, że musiał wziąć się w garść. Obiecał to w końcu komuś, kogo uważał za jednego ze swoich idoli. Jednak było mu równie dziwnie z tym, że pracował w tym samym szpitalu co Tomlinson. Mężczyzna był znany ze swoich trafnych diagnoz, szybkiego działania i zachowywania zimnej krwi nawet w najgorszych momentach, przy których wydawało się, że nawet najlepsi wymiękali. No i nie było co mówić, ale zespół diagnostyczny, w którym znalazł się szatyn był najbardziej znanym w kraju i szanowany nawet poza nim. Niektórzy porównywali nawet samego Louisa do doktora House'a, ale bez dodatku odurzającego, jakim dla telewizyjnego bohatera był Vicodin. Jedyne co się mówiło to to, że ten nie prowadził zbyt zdrowej diety i pijał zdecydowanie za dużo herbaty, ale więcej plotek Harry sam nie słyszał. Wolał nawet nie, bo nie chciał, aby Tomlinson wziął go za jakiegoś psychofana.
I tak sobie dryfował między świetnym nastrojem, kiedy przypominał sobie o pochwale szatyna a niechęcią do wszystkiego, kiedy wiedział, jak wielki ciężar miał zacząć dźwigać na swoich barkach.
Na szczęście humor znów poprawił mu Niall, który nagle zjawił się z ciepłą pizzą i słodkimi napojami. Chociaż Styles chciał mówić, że to wcale nie było takie zdrowe, dał się przekonać i zdecydowanie było to coś, czego potrzebował. Spędzanie czasu z najbliższym przyjacielem było dla niego ważne, a do tego mogli omówić drugą część dnia w szpitalu oraz po prostu dobrze się bawić.
— Drugi raz natknąłeś się na Tomlinsona? Boże, ty to masz pecha, ja pierdolę. Ja to bym się trzymał od tego faceta na dziesięć metrów — mruknął Niall, wpisując coś w przeglądarce na laptopie Harry'ego. — Słyszałem, że jakiś podleciał poprosić go o autograf w książce, a ten zmroził go takim wzrokiem, że nawet nie gadaj. Szkoda chłopaka, ale no co ja mam powiedzieć, przerywać złemu smokowi w myśleniu?
— Za drugim razem przynajmniej nie był takim dupkiem jak z rana. Ale wcale nie wiem, czy mnie to pociesza. Może to była tylko cisza przed burzą?
— E no, wiesz, facet może miał trochę racji z tą szybkością i pewnością siebie, nie ma co gadać. Ale to chyba była twoja pierwsza tak kryzysowa sytuacja i dałeś sobie radę, a to najważniejsze. On na pewno też nie od razu znalazł diagnozę dla jakiejś superhiperrzadkiej choroby, o któej nikt nigdy nie słyszał.
— A jakbym nie dał? Wyobrażasz to sobie?
— Harry, jak będziesz sobie wmawiał to gówno, że jesteś gorszy albo że coś ci się nie uda, to w końcu naprawdę coś spierdolisz. Lekarze nie są cudotwórcami i obydwaj o tym wiemy, chyba jedynie nie przeszliśmy tego na własnej skórze. No i, co ważniejsze, skoro mówię ci to ja i Tommodupek uznał, że warto jednak mieć te ziarenko nadziei w twojej osobie, to właśnie tego się trzymaj.
I cóż... Brzmiało to bardziej sensownie niż brunet mógł to sobie wyobrażać. Faktycznie czytał kiedyś, że nie powinien się aż tak nie doceniać, ale to wcale nie było takie łatwe, kiedy dookoła było tyle znanych lekarzy. Jasne, domyślał się, że każdy z nich miał gorsze momenty, nie porównywanie się wcale nie było takie proste.
Pomyślał nawet o słowach Tomlinsona i nie mógł nic poradzić na to, że jakoś poczuł się pewniej. Skoro jego idol pokładał w niego nadzieję? Teraz tkwił w dziwnym limbo, które było mieszanką pewności siebie i dziwnych demonów, które czaiły się gdzieś w cieniu, czekając tylko na jego potknięcie.
— Wiesz co, skończ już tyle nad tym wszystkim myśleć. Na studiach byłeś jak strzała, więc teraz też będziesz. Pamiętasz pierwszy rok? Też cykałeś się jak cholera, a zobacz, co udało ci się osiągnąć. Jak sobie poukładasz wszystko we łbie, to ci przejdzie. Musisz tylko w siebie uwierzyć.
— Dzięki, Nialler.
Słowa Harry'ego naprawdę wyrażały wdzięczność. Nie chciał polegać tak mocno na pomocnej dłoni swojego przyjaciela, ale w tym momencie naprawdę sprawiło to, że było mu lepiej. W szpitalu, przy pacjentach i tej całej atmosferze, jakoś lepiej było mu się skupić i zapomnieć o swoich wadach. Jednak w drodze do domu dokładnie analizował wszystko raz za razem i skończył na nowo się dołując. Co gorsza, robił to zupełnie niepotrzebnie.
— Ale powiem ci, że ten Payne też wygląda jakby miał kij w dupie — rzucił Horan, sięgając po kawałek pizzy, kiedy na niespecjalnie wielkim ekranie laptopa pojawiło się logo Netflixa, a coś miało zaraz zacząć lecieć. Harry na razie nie zainwestował w telewizor, ale nie sądził nawet, że w najbliższym czasie będzie mu on potrzebny. Chyba że znajdzie gdzieś naprawdę dobrą promocje, to może wtedy się skusi.
— Wiesz, jest dyrektorem nie może od tak powiedzieć siema ziomy, miłej roboty.
— No ja wiem... Ale nie wiem, sztywny taki, co by go z prosektorium wyciągnęli i pomalowali. Zawsze myślałem, że to będzie trochę jak w serialu, a tu taka kupa.
— Mi się tam wydawał całkiem miły, przesadzasz. Może sam był zmęczony albo zdenerwowany czymś, a tutaj nagle musisz witać nową grupkę, która jest jak banda szczeniaków, która ledwie nauczyła się sikać na matę — odparł brunet, rozsiadając się wygodnie. Na szczęście Niall mógł równie dobrze u niego przenocować. Znali się na tyle długo, że nie przeszkadzało im spanie razem, ale w razie czego była również kanapa, która pomimo swojego wyglądu naprawdę była miękka.
— No może, a cholera go wie. Widziałem jego mężulka tak swoją drogą. Robi na pediatrii.
— Jeszcze powiedz mi, jaki ma numer buta i nazwisko panieńskie jego matki — mruknął Harry, aby dosłownie dwie sekundy zacząć żuć kawałek swojej pizzy. Wiedział, że Niall szybko jednoczył wokół siebie ludzi i dlatego zawsze wiedział o wszystkim jako pierwszy. Styles zawsze mówił, że ta jego ciekawskość będzie miała nieprzyjemne skutki, ale Horan machał na niego ręką, rzucając, że jeszcze przyjdzie taki dzień, że brunet będzie całował go po rękach za wszystkie wiadomości, jakie udawało mu się usłyszeć.
— Z tobą to się nie da o niczym pogadać. To będę mówił głośno sam do siebie, skoro ty masz mnie w dupie. No to go widziałem i akurat gadał z Paynem, wydawało się, jakby się o coś kłócili.
— Niall, daj im spokój. Co ty w życiu kłócącego się małżeństwa nie widziałeś?
— No widziałem, ale stary, gdzie ty żyjesz? O szefach zawsze trzeba poplotkować.
— Jutro. Dzisiaj nie mam już ochoty słuchać o niczym, co jest związane z tym szpitalem.
— Jutro, jutro... Kolejny nudziarz — burknął Horan, skupiając się na serialu, chociaż minęły już dobre trzy minuty od rozpoczęcia odcinka.
A Harry kompletnie nie skupiał się na słowach Nialla dotyczących nowego dyrektora szpitala, dając pochłonąć się produkcji.
Jednak nie wiedział, że naprawdę przyjdzie taki dzień, że plotki od Horana naprawdę okażą się dla niego przydatne.
CZYTASZ
✓ | Stitches On Our Hearts
FanfictionHarry świeżo po studiach niemal szczęśliwym trafem może odbyć rezydenturę w jednym z największych londyńskich szpitali. Jest to dla niego ogromna okazja, na którą nie tak wielu może sobie pozwolić. Pakując się w ciężkie dyżury, różnych pacjentów i n...