Chociaż próbował dodać sobie odwagi, aby porozmawiać z Louisem, to finalnie na niewiele się to zdało.
Ale żeby nikt nie powiedział mu, że nie chciał, to naprawdę próbował. A przynajmniej chciał próbować.
Bo to nie tak, że stchórzył, aczkolwiek istniała szansa, że gdyby miało już dojść do jakiekolwiek konfrontacji zapewne właśnie to by zrobił. Nie chodziło również o to, że motywujące filmiki, które oglądał na Internecie nie pomogły mu w żadnym stopniu, bo coś jednak mu dały.
Problem leżał jednak zupełnie w innym miejscu.
Bowiem Tomlinsona znów nie było w szpitalu. Harry uznał to za najbardziej ironiczny przewrót losu, jaki tylko mógł w tej całej sytuacji się wydarzyć. Że w tej całej burzy, która panowała w głowie bruneta, ten zniknął, zostawiając go z nawałnicą myśli. Był pod jego gabinetem kilka razy, pukając i szarpiąc za klamkę. Bez odpowiedzi. I na początku było to dziwne, że ani razu go nie zastał. Na szczęście z pomocą przyszła jedna z osób z zespołu szatyna, przechodząca przypadkiem, która powiedziała mu, że ten wyjechał na kolejną konferencję, ale tylko na kilkudniową.
Harry wcale nie poczuł się pocieszony, słysząc właśnie taką informację, ale podziękował grzecznie, wdając się nawet w krótką rozmowę. Skoro i tak znał te osoby, dlaczego miałby nie?
W każdym razie był zły, że nie złapał Louisa. Że nie mógł rozmówić się z nim, kiedy miał ku temu okazję. Był to jego błąd, kiedy zwlekał, próbując rozwiązać samemu wszystko w swojej głowie. Może powinien nauczyć się tego, aby nie czekać i zacząć od razu rozprawiać się ze swoimi wątpliwościami poprzez rozmowę, ale łatwiej było powiedzieć niż zrobić.
Tym razem jednak obiecał sobie, że kiedy tylko wpadnie na szatyna, porozmawia z nim bez względu na wszystko. No, o ile nie będą w środku kolejnego cięcia pacjenta na środku korytarza. Wtedy poczeka, ale w innym wypadku nie zamierzał.
Ale mijał dzień za dniem, a Tomlinsona jak nie było, tak nie widział go nadal.
Denerwował się przez to coraz mocniej, a wszystkie wątpliwości zdawały się nawiedzać go częściej, nawet jeśli mówił sobie, że przecież nie była to sprawa życia i śmierci. Jednak na wszelkie niepokojące go myśli pozwalał sobie jedynie w domu, pilnując się w czasie pracy w szpitalu. Tam nie mógł sobie przecież pozwolić na to, aby głupie myśli dominowały w jego umyśle.
Na szczęście dawał sobie jakoś radę.
Niall nadal rzucał mu rozbawione spojrzenia, a Harry naprawdę zastanawiał się, dlaczego oni jeszcze się przyjaźnili. Minęli się na korytarzu, kiedy Horan szedł przygotowywać się do kolejnej operacji, zaś brunet szedł na salę, aby zająć się nowym pacjentem. Nie wiedział jeszcze, na co tym razem miał się przyszykować, ale był gotowy na wszystko. No okej, może nie na wszystko, aczkolwiek trochę już przeżył i powoli coraz lepiej radził sobie z problemami szpitalnej codzienności.
W końcu wszedł do sali, kiwając głową, zaraz witając się ze swoim pacjentem.
Zdecydowanie nieco pracy było w stanie pomóc na jego nerwy.
A tych w swoim życiu miał teraz zbyt wiele jak na swój gust.
———
Pacjenci na szczęście nie byli tak wymagający, jak mógłby się tego spodziewać. Był w końcu pewien, że jeżeli miał pecha w swoim życiu prywatnym, to i w tym zawodowym napotka niemałe problemy. Los chyba jednak nie chciał się aż tak nad nim znęcać, za co w sumie był całkiem wdzięczny.
A nawet bardzo wdzięczny.
Teraz jednak stał przed hotelem, w którym odbywał się bankiet zorganizowany przez koncern farmaceutyczny. Nie miał na niego iść, przecież jeszcze niedawno sobie obleciał, że nie będzie brał w tym wszystkim udziału. Ale potrzebował odmiany, no i zrozumiał jeszcze bardziej, jak ważne były kontakty. Bo wtedy, jeżeli zmieni kiedyś szpital, to będzie wiedział do kogo się zgłosić, o ile ktoś będzie go pamiętał.
CZYTASZ
✓ | Stitches On Our Hearts
FanfictionHarry świeżo po studiach niemal szczęśliwym trafem może odbyć rezydenturę w jednym z największych londyńskich szpitali. Jest to dla niego ogromna okazja, na którą nie tak wielu może sobie pozwolić. Pakując się w ciężkie dyżury, różnych pacjentów i n...