Życie toczyło się dalej. Nie było więcej niekoniecznie ciekawych ogłoszeń od Payne'a, co chyba większość przyjęła z ulgą. W końcu co za dużo, to niezdrowo. Między wszystkimi pojawiła się nieco większa integracja i nawet Harry zaczął rozmawiać z innymi nieco więcej, choć do tej pory trzymał się raczej z tyłu. Miał jednak świadomość, że jako doktor musiał również wiedzieć, jak dobrze pracować w zespole.
Chociaż nie było na razie między większością przyjaźni, to zdecydowanie ociepliły się między nimi relacje. A to już było całkiem sporo.
Jednego dnia nawet część z nich wyszła na miasto, choć nie trwało to długo, kiedy większość ziewała i chciała wrócić jak najszybciej do domu. Jednak pomogło to w integracji zdecydowanie lepiej niż cokolwiek innego. Oczywiście Harry nadal może nieco unikał tego jednego chłopaka, przez którego nieomal nabawił się problemów u Tomlinsona, kiedy ten nie wiedział, co powiedzieć.
Mimo to dla Stylesa nadal najważniejszą kwestią byli pacjenci. I chociaż mógł się z kimś zakolegować, to wiedział, że co by się nie działo, to nie zamierzał chronić nikomu pleców. Przecież nieraz najmniejszy błąd mógł doprowadzić do tragedii.
Teraz siedział z Niallem, ponieważ żaden z nich nie miał palących obowiązków. Harry lubił te momenty, choć widział, jak bardzo jego przyjaciel był zmęczony. Dlatego właśnie od razu kazał mu usiąść, zamawiając dla nich kawę i coś słodkiego, co mogło podnieść Horana na duchu. I kiedy wrócił, zajął miejsce naprzeciw, przyglądając się przyjacielowi.
— I jak tam? Opowiadaj? Ostatnio nawet nie mamy czasu na to, żeby pogadać przez telefon.
— Stary, daj mi spokój. Tylko stoję i patrzę. Jak mi dadzą założyć gdzieś szwy, to mogę to zapisywać w kalendarzu. Tragedia, w dupę z taką robotą — narzekał Horan, zajadając się swoim rogalikiem. — zanim będę mógł coś więcej zrobić, to chyba przejdę na emeryturę. Większość to wiesz, uważa, że skoro jestem młodszy to kompletnie nic nie umiem.
— A najlepsze, że sami kiedyś również byli w takiej sytuacji.
— No właśnie, ale słowa przecież nie powiesz, bo będzie jeszcze gorzej. Dlatego stoję tam tak i czekam na cud. Najgorzej, kiedy to są godziny przy stole takiego gapienia się. A u ciebie? Jak tam?
— Jak zawsze, to tutaj coś porobię, to tam. Na ostrym dyżurze to zawsze rąk brakuje, szczególnie ostatnio. Był wypadek, to co chwila pojawiał się ktoś nowy, więc jest czym zająć ręce.
— Totalnie ci zazdroszczę. Mi pozostaje jedynie czekać.
Harry uśmiechnął się pokrzepiająco. Tak naprawdę nie mógł mieć żadnej rady dla przyjaciela. Sytuacja była prawdziwie patowa. Najgorsze jednak było to, że on wiedział, jak mocno Horan się starał ze wszystkim.
— Jakbyś potrzebował się wygadać i powyklinać...
— Harry, ja to wiem od lat — powiedział Niall. — Ale nie chcę się dodatkowo niepotrzebnie denerwować, kiedy wiem, że to nie jest tego warte. Nie wiem, może jednego dnia uda mi się udowodnić, że nie jestem skończonym debilem i zyskam to, co chcę. Zresztą, sam wiesz, jak jest... Taka robota.
Porozmawiali jeszcze chwilę, póki nie skończyli swojej słodkiej przekąski. Obiecali sobie, że będą musieli spędzić więcej czasu razem. Prócz szpitala, sklepu i łóżka, żaden z nich nie miał za wiele ciekawych rzeczy w swoich życiach. I to właśnie dlatego postanowili, że w pierwszy możliwy dzień, kiedy obydwaj będą wolni od obowiązków, zorganizują sobie wspólny dzień.
A po tym wrócili do swoich obowiązków. Harry sprawdzał stan pacjentów, rozmawiał z nimi i z niektórymi nawet śmiał. To było miłe, kiedy ktoś dostrzegał, jak wiele robił. Inni zaś zachowywali się w zupełnie przeciwny sposób, traktując go jak zło koniecznie. Byli również ci, którzy chcieli wmówić mu, że przecież nic im nie było, a to ze pojawili się w szpitalu to nic więcej jak błąd.
CZYTASZ
✓ | Stitches On Our Hearts
FanfictionHarry świeżo po studiach niemal szczęśliwym trafem może odbyć rezydenturę w jednym z największych londyńskich szpitali. Jest to dla niego ogromna okazja, na którą nie tak wielu może sobie pozwolić. Pakując się w ciężkie dyżury, różnych pacjentów i n...