Badania wychodziły... Szkoda było gadać, jak wychodziły, jeżeli Harry miał być ze sobą szczery.
Minęły dwa dni, a nic się nie zgadzało. Rwał sobie włosy z głowy, nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi na tak mocno nurtujące go pytanie: co działo się z panem Chamskim, jak nazywał go sobie we własnej głowie.
Żadne badanie nie dawało mu jednoznacznej odpowiedzi i to go martwiło. A jeszcze bardziej denerwowało, bo to oznaczało, że nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego pacjenta. Szukał i szukał, ale nic nie potrafiło przyjść mu do głowy. Zakładał jedno, ale po kilku godzinach okazywało się, że nie miał racji. I tak w kółko, i w kółko, aż od myślenia zaczynała boleć go głowa. Sprawdzał książki, przeglądał wszystkie swoje notatki i dosłownie obrócił swoje mieszkania na drugą stronę w poszukiwaniu odpowiedniego leczenia.
Już miał dosyć i jedyne co chciał, to naprawdę oddać tego pacjenta komuś mądrzejszemu. Teraz wcale nie czuł się jak najlepszy student na roku, a co najwyżej jak największy debil. Nie chciał iść po pomoc do Tomlinsona, choć wiedział, że mógł. Jednak w jego głowie to było jednoznaczne z poddaniem się, pokazaniem, że nie był w stanie samemu wyleczyć pacjenta.
Dlatego ledwo sypiał, a papiery walały się po jego mieszkaniu, kiedy badał każdą możliwą opcję, na którą tylko mógł wpaść. Jedno wiedział na pewno: nie był to atak serca, o którym tak dużo mówił pacjent, kiedy przyjechał do szpitala.
Szukał nawet porady u Nialla, ale ten powiedział mu, że to nie było coś, w czym on czuł się dobrze. W łączeniu tych wszystkich faktów, wyników i sterty badań. Przez to też wybrał zupełnie inną gałąź medycyny, w której chciał się rozwijać. Harry był chociaż wdzięczny za to, że ten nie próbował główkować na siłę.
Zaczynał się trzeci dzień, a on nie miał już siły myśleć. Jego głowa pulsowała, a nawet tabletki nie były w stanie mu pomóc. Teraz denerwował go każdy najmniejszy szmer i jedyne, czego pragnął, to swoje łóżko i dobry odpoczynek. Nie rozumiał, co próbował udowodnić mu Tomlinson, ale najwyraźniej chyba to, jak bardzo nie nadawał się na bycie lekarzem. I z tym Harry mógł zgodzić się w stu, a nawet i dwustu, procentach. A przynajmniej w tej chwili, choć było to wystarczające, aby podkopać jego morale w zupełności.
Szedł teraz korytarzem, niosąc w dłoni wyniki badań. Kolejnych, które okazały się być negatywne, choć był pewien, że to w końcu było to. Wszystkie jego dotychczasowe teorie okazywały się błędne i chyba nic tak mocno go nie martwiło. A jeszcze bardziej obawiał się reakcji pacjenta, który pewnie znów wytknie mu, jak bardzo głupi i niekompetentny był.
A on naprawdę nie miał ochoty tego słuchać, jednak wiedział, że jeżeli powie coś nieodpowiedniego, to on będzie miał kłopoty. Żeby tylko miał kilka lat doświadczenie więcej i chociaż malutką renomę, wtedy byłoby co innego. Nie dałby wtedy wejść sobie na głowę.
Kiedy znalazł się w pobliżu sali, poczuł, jak robiło mu się niedobrze. Był pewien, że jeżeli kiedykolwiek wcześniej czuł się zestresowany, tak teraz osiągnęło to swoje apogeum. Przecież zawsze starał się być dobrym człowiekiem, więc nie rozumiał, dlaczego teraz życie postawiło przed nim kogoś takiego.
Nie chciał jednak marnować więcej czasu, skoro wiedział, że i tak nie miał go za wiele. Wszedł do środka, a mężczyzna leżał nadal, jakby był panem i władcą całego szpitala.
— Wyniki nadal są negatywne — powiedział bez zbędnego przywitania Harry. Im szybciej będzie miał tę porażkę za sobą, tym lepiej i dla niego, i dla jego psychiki.
— A nie mówiłem? Gdybym miał normalnego lekarza, a nie kogoś takiego, już dawno wiedziałbym, co jest ze mną nie tak! — Pacjent niemal krzyczał, a Styles westchnął, będąc już mentalnie gotowym na kolejną porcję nieprzychylnych słów w jego stronę. Ale czy to była jego wina, że potrzebował więcej czasu, aby odkryć prawdziwą diagnozę, a nie pomóc tylko chwilowo? No tak, oczywiście, że była to jego wina.
CZYTASZ
✓ | Stitches On Our Hearts
FanfictionHarry świeżo po studiach niemal szczęśliwym trafem może odbyć rezydenturę w jednym z największych londyńskich szpitali. Jest to dla niego ogromna okazja, na którą nie tak wielu może sobie pozwolić. Pakując się w ciężkie dyżury, różnych pacjentów i n...