06

901 52 6
                                    

Harry szedł kompletnie zestresowany tuż za doktorem Tomlinsonem. Szatyn jak zwykle był dwa kroki do przodu, bo przecież żadna inna opcja nie była możliwa. On jako ten wielki i wspaniały musiał w końcu iść na czele.

Styles wpatrywał się więc w plecy lekarza, niespecjalnie wiedząc, czy miał coś powiedzieć, o coś zapytać, czy może jednak nadal iść cicho, zastanawiając się, dlaczego to on miał takiego pecha, że znalazł się na liście Tomlinsona. Bo co jeżeli to było wszystko specjalnie, aby pozbyć się go ze szpitala? Harry nie miał pojęcia, ale wszystko było przecież możliwe, prawda?

Po drodze niektórzy witali się z Tomlinsonem, a ten – chyba zależnie od tego czy akceptował daną osobę w swoim otoczeniu, czy też nie — odpowiadał skinięciem głowy albo szedł dalej, udając, że przestrzeń dookoła niego była pusta.

— Nie musisz się tak denerwować, czuję to aż przed sobą — powiedział w końcu Tomlinson, odwracając się lekko, aby spojrzeć na bruneta.

Harry zarumienił się, bo cholera, naprawdę nie sądził, że to było aż tak mocno wyczuwalne. Naprawdę starał się wyglądać tak, jakby nic specjalnego się nie działo. A może jednak ta taktyka wcale nie działała?

— Nie denerwuję się — odpowiedział w końcu, wpadając finalnie na Tomlinsona, który postanowił się zatrzymać.

— Posłuchaj mnie i powiem to raz, bo nie będę marnował czasu na powtórki. Wybrałem cię z tej całej bandy, bo widzę w tobie jakikolwiek potencjał na coś więcej, okej?

— Okej.

— Powiedziałem ci, że masz mnie nie zawieść, więc trzymaj się tego i nie wpadaj na mnie więcej. Zrobisz jeszcze któremuś z nas krzywdę.

Harry uśmiechnął się i odsunął kawałek, aby Louis znów mógł iść powiewając swoim kitlem niemalże jak Snape był w stanie magicznie poruszać swoją peleryną. Miał niemal ochotę się zaśmiać, kiedy takie porównanie przyszło mu do głowy, bo cóż, zdecydowanie pasowało. No, może prócz tego, że w opinii bruneta doktor Tomlinson był zdecydowanie bardziej gorący od nieprzyjemnego nauczyciela eliksirów, ale takimi informacjami nie zamierzał się z nikim dzielić.

No może co najwyżej z Horanem, ale to zdecydowanie później, kiedy będą jak najdalej od tego nawiedzonego szpitala. Bo Harry naprawdę zaczynał wierzyć w duchy, które z czystej złośliwości wiecznie stawiały go przed Tomlinsonem. Innego rozwiązania nie było jak to, że jakieś wyższe siły chciały sprawić, że jego lata rezydentury będą pełne strachu.

W końcu jednak znaleźli się w odpowiedniej sali, a brunet musiał porzucić myśli o szatynie w czarnych szatach hogwarckiego profesora, jak bardzo zabawne by one nie były. Wiedział, że teraz cała jego uwaga miała skupić się na młodej kobiecie, może niewiele starszej od niego albo nawet i w jego wieku. Ta nie wyglądała jednak jak jego poprzednia pacjentka. Wydawała się nie przejmować aż tak faktem, że właśnie znajdowała się w szpitalu. Uniosła jednak wzrok znad swojego telefonu, kiedy zobaczyła, jak ich dwójka wchodzi do sali.

— Nowi doktorzy? Jak świetnie! Zawsze miło jest poznać kogoś nowego.

Chociaż na twarzy Harry'ego pojawił się uśmiech, to niespecjalnie wiedział, co powiedzieć. W końcu mało kto reagował na ich obecność aż tak pozytywnie. Najczęściej wydawało mu się, że były to dzieciaki, a nie nieco starsze osoby. Nie zamierzał jednak narzekać, bo to naprawdę była miła odmiana od jego nieprzyjemnego poranka, który jakoś musiał znieść.

— Tak, pański doktor jest zajęty, cóż... Robieniem wszystkiego innego tylko nie pracą — powiedział bez cienia zawahania Tomlinson, jednak można było usłyszeć w jego głosie pogardę dla drugiego, chyba nieco bardziej leniwego lekarza. — Dlatego postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i przekazać panią w ręce tutaj tego oto stojącego doktora Styles.

✓ | Stitches On Our HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz