rozdział 7

66 3 0
                                    

Na Zabójczej Wyspie Dylan z Simonem zawzięcie studiowali Księgę Życia. Starali się znaleźć powód słabości Lilii i sposób na polepszenie jej umiejętności. W końcu musiała naprawić księgę i być może przestać intrygować Dylana.
- Chyba coś mam. - Powiedział król. -
Ona jest kwiatową wróżką narodzoną z nasionka kwiatu. Według Księgi kwiaty potrzebują słońca, najlepiej wschodzącego, ciepła i czystej, źródlanej wody zbieranej w rannych godzinach.
- Czyli to, że mieszka na północy królestwa jej szkodzi najbardziej, panie. Powinna przenieść się. Najlepiej na wschodnie krańce albo do stolicy.
- Tak, ale ona z jakiegoś powodu się nie przenosi.
- Więc co zrobimy, panie?
- Zapewnimy jej odpowiednie warunki.
- Panie?
- W końcu jak trudno jest wyhodować roślinę? Zastanawia mnie tylko ta czysta źródlana woda zbierana w rannych godzinach.
- Pewnie chodzi o rosę, panie.
- Rosa?
- Opadająca z rana mgła osadzająca się na roślinach zostawiając na ich liściach kropelki wody. Rosa jest tylko od świtu słońca przez kilka godzin aż zrobi się za ciepło i wyparuje.
- Czyli nie dość, że potrzebuje wschodu słońca to i tej wody z rana? To chyba jakieś żarty!!!
- Panie?
- Możesz odejść. Zobacz co się dzieje w moim pałacu.
- Tak panie - teleportował się zostawiając swojego zdenerwowanego władcą samego, który chcąc się uspokoić i wyciszyć zaczął medytować.
Następnego dnia rano po bezowocnej próbie obudzenia wróżki zabrał ją na wpół śpiącą na szczyt Pałacu Wody. Z jego szczytu najlepiej było widać wschód słońca.
- Obudziłaś się?
- Niestety tak. Gdzie jesteśmy?
- Na szczycie wieży Pałacu Wody.
- Oszalałeś!!!??? Jak nas przyłapią to wylądujemy w wieży więziennej!!!
- Nie przyłapią nas. Chyba, że zwrócisz ich uwagę.
- Dlaczego tu jesteśmy?
- Wschód słońca.
- ...
- Czytałem, że jest ważny. I podobno bardzo piękny.
- I musiałeś sprowadzić mnie ze sobą?
Nie mogłeś obejrzeć go samemu??? Zamknął jej usta dłonią odwracając twarzą do wschodzącego słońca. Rzeczywiście był to przepiękny widok. Na tyle piękny, by Lilia znieruchomiała patrząc na niego z zachwytem. Pierwszy raz w swoim życiu widziała wschód. Zawsze oglądała zachody. One też są piękne. Zabrał rękę z jej ust.
- Piękny widok? - Zapytał.
- Bardzo - odpowiedziała.
Oboje zapadli w milczenie oglądając spektakl. Po długim czasie milczenia ona zapytała:
- Jak masz na imię?
- Dylan.
- Jestem Lilia. Dziękuję, że pokazałeś mi tak piękny widok.
Nie wiedząc co odpowiedzieć po prostu złapał ją w objęcia i teleportował z powrotem na Wyspę. Postawił ją na środku saloniku i zniknął.
- Co za facet - stwierdziła sama do siebie po czym stwierdzając, że już nie zaśnie zaczęła krzątać się przy swoich codziennych obowiązkach.
Tymczasem on wylądował na małej polanie w Magicznym Lesie by do wyczarowanej misy zebrać rosę. Spędził w ten sposób kilka godzin. Gdy tylko nazbierał całą misę wrócił do chatki.
- To dla ciebie. Wypij.
- Co to? Trucizna?
- Woda źródlana. Wypij. - wręczył jej misę.
- Jest lodowata - stwierdziła biorąc ją do rą.k - Nie mogę pić tak zimnych napojów.
Zabrał od niej misę, by podgrzać ją w swoich dłoniach. Gdy chciał ją oddać stwierdziła:
- Teraz jest za gorąca.
- Ty!!! -  rzucił schładzając nieco wodę zimny oddechem. - Czy teraz jest dobra?
- Idealna. Dzięki - powiedziała zabierając misę i zaczynając pić.
- Do dna. - zarządził.
Rzuciła mu chłodne spojrzenie, ale wypiła do końca.
- Zadowolony? - zapytała oddając mu pustą misę.
- Bardzo - odparł.
To stało się przyzwyczajeniem i normą na najbliższy miesiąc: pobudka, obejrzenie wschodu słońca, zbieranie rosy i kłótnie.
Po miesiącu prawie nie zauważalnych zmian w zdrowiu i mocy wróżki Dylan przypomniał sobie o potrzebie ciepła. Wyruszył więc do Wulkanu Feniksa skąd przywiózł Ogień Wiecznego Płomienia. Umieścił kilka pochodni w każdym pomieszczeniu. Gdy ona przygotowywała się to egzaminu on w końcu odwiedził swój pałac. Jako że dopiero zakończyło się zebranie rady sala tronowa była prawie pusta. Była tam tylko jedna osoba siedząca na tronie.
- Nie jesteś godny by zasiadać na moim tronie - rzucił zamiast powitania chowając twarz w cieniu.
- Kim jesteś, uzurpatorze? Pokaż twarz - rozkazał Xavier.
- Witaj braciszku - powiedział wychodząc z cienia.
-  To niemożliwe!!! Powinieneś być martwy!!! - wykrzyczał młody chłopak zeskakując z tronu. W locie został złapany przez czar swojego brata i tym samym zatrzymany w miejscu.
- Zapominasz, że jestem nieśmiertelny. Można zniszczyć moje ciało, ale nie można zabić mojego ducha. -  przyjrzał się bratu nadal trzymając go w powietrzu.
- Nadal tak samo nieporadny. - rzekł rzucając bratem o ścianę.
- Wróciłem. Korona, tron i tytuł należą do mnie.
Xavier wiedział, że nie ma szans w walce o tytuł ze starszym bratem, dlatego gdy tylko był wolny pokłonił się. Dylan ruszył by zasiąść na tronie.
- Wezwij starszyznę i generałów. Chcę wiedzieć co się działo przez te 50 000 lat moje nieobecności.
- Tak królu.
I tak Królestwo Demonów dowiedziało się o powrocie swojego prawowitego władcy. A on sam po wysłuchaniu raportów zaczął budować strategię na najbliższe lata. W końcu było trzeba zjednoczyć królestwo i odzyskać utracone prowincje. A jednocześnie trzeba było zająć się kwiatową wróżką.

Lilia i DemonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz