Rozdział drugi

1K 36 18
                                    

LALECZKA

Adelaide

Bogowie. To podobno oni decydują o życiu człowieka, stawiając nam pod nogi kłody, mające nas sprawdzić. To swego rodzaju próba. Ludzie dzielą się na dwa typy - wierzących i niewierzących. Więc, do których ja się zaliczałam? Z całkowitą pewnością do tych drugich.

Zatem w co wierzyłam? W los i gwiazdy. Wierzyłam, że los każdego człowieka został zapisany w gwiazdach i nieodwlekane musi się dopełnić, choćby prowadził nas w przepaść. Odkąd byłam dzieckiem, czytałam mity i bajki, których bohaterowie spotykali się z komizmem tragicznym, wierząc, że tak naprawdę jest. Jednakże nigdy nie myślałam, że i mnie to spotka.

Wierzyłam, że mój los został zapisany w gwiazdach, że los każdego człowieka został tam zapisany, jednak nie sądziłam, że akurat mnie zaprowadzi w tę przepaść. I że to akurat tego dnia miały kawałek po kawałku, mury prowadzące mnie w wyrwę miały zacząć się burzyć. A gdy się zorientowałam, było za późno.

Jednak jak każdy się domyśla, los lubi być przewrotny. Właśnie dlatego, teraz, tego czerwcowego wieczoru zaprowadził mnie do Pensylwanii, od której wszystko się zaczęło.

- To niedorzeczne - burknęłam pod nosem, gdy kolejne próby odpalenia pojazdu były nieudolne. Odchyliłam głowę w tył, chłonąc ciepłe powietrze. Głęboko odetchnęłam, czując pulsujący ból w głowie. Uniosłam wzrok na otaczającą mnie przestrzeń i bez trudu mogłam dostrzec, że byłam w kiepskiej sytuacji. Znajdowałam się na poboczu drogi, a wokół mnie nie było nic. Kompletnie nic. Bez dłuższego zastanowienia zamknęłam samochód, ruszając wzdłuż pobocza, mając jedynie nadzieję, że niedaleko kogoś zastanę. Właśnie wtedy pożałowałam, że Ralph opuścił kraj na kilka dni.

Panujący upał zdecydowanie nie był moim sprzymierzeńcem. Przyłożyłam dłoń do twarzy, chroniąc oczy przed słońcem, by móc się lepiej rozejrzeć. Ku mojej uldze dostrzegłam spory budynek kilkadziesiąt metrów dalej. Zaczęłam kierować się w jego stronę, nawet nie zważając, co się tam znajdowało. Już z niewielkiej odległości dostrzegłam napis znajdujący się tuż nad zamkniętym wjazdem do budynku. Trafiłam do warsztatu samochodowego. Zilustrowałam budynek, wzrokiem odnajdując drzwi i bez namysłu ruszyłam w ich kierunku, mając nadzieję, że będą otwarte. Delikatnie nacisnęłam klamkę, a ta ustąpiła. Chłód z wnętrza natychmiast zaatakował moje ciało, a następnie do moich uszu dotarł stłumione śmiechy. Zamknęłam drzwi, wchodząc w głąb budynku, dostrzegając dwie męskie sylwetki pozostające na krzesłach pod ścianą. Gdy podeszłam bliżej, wykonując kilka kroków, jeden z mężczyzn na mnie spojrzał, gestem dłoni wskazując na moją osobę.

- Zamknięte. - Przełknęłam ślinę na stanowczość jego głosu. Bijący chłód dotarł do mnie nawet z tak kolosalnej odległości.

- Drzwi warsztatu są otwarte, co przeczy stwierdzeniu "zamknięte".

- Ale my mówimy inaczej, laleczko. - Jego ton wywołał gęsią skórkę na moim ciele. Zagryzłam wnętrze policzka, walcząc sama ze sobą. Spojrzałam na drugiego z mężczyzn, a on jakby to wyczuł i prędko przejął inicjatywę, odzywając się:

- Co sprowadza tu taką drobną duszyczkę jak ty? - cmoknął.

- Mój samochód uległ awarii.

- I co my mamy z tym związanego? - spytał bezmyślnie.

- W moim pojęciu ci, którym psuje się samochód, udają się właśnie do warsztatu.

- A no tak, racja. - Powiedział nagle, zupełnie jakbym powiedziała coś na pozór nieoczywistego. - Cóż... my nie jesteśmy mechanikami, więc nie pomożemy.

- Więc dlaczego to właśnie z wami rozmawiam? - zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. Kompletnie nie rozumiałam sytuacji, w której się znalazłam i zdawało się, iż nie miałam jej pojąć.

- A co ty taka ciekawska, laleczko? - prychnął blondyn, którego ciało pokrywały liczne tatuaże, a równocześnie przeglądając coś w komórce, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem.

- A co ty taki arogancki? - wypaliłam. Nie byłam cierpliwa. Nigdy nie zachowywałam się w tak bezceremonialny sposób, jednak dzisiejszy dzień nie należał do najlepszych, a uszczypliwość chłopaka szczególnie mnie drażniła.

- Laleczko, my nie mamy czasu na takie jak ty.

- On miał na myśli, że my nie potrafimy pomóc.

- Wcale nie miałem tego na myśli. - Zaprzeczył.

- Nie słuchaj go. A ty... - wskazał na znajomego - ...zamknij się.

W Blasku Nocy [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz