Rozdział czternasty

505 25 3
                                    

NIEBO WYPEŁNIONE MILIARDEM GWIAZD

Adelaide

Mój wzrok był utkwiony w brunecie przede mną, którego ciepła dłoń ujmowała moją. Szliśmy już kilka minut i przez ten cały czas, żadne z nas nie powiedziało nawet słowa. Widziałam, jak Nicholas czasami się odwracał, jednak tylko na chwilę, jakby chciał się upewnić, że na pewno jestem za nim. Czując, jak się zatrzymuje, zrobiłam to samo, stając u jego boku. Z wahaniem spojrzałam przed siebie, patrząc na miejsce nazwane ostoją.

Ukryte jezioro w środku lasu to była przystań Nicholasa.

Byliśmy na wzniesieniu, u którego dołu znajdowało się obszerny zbiornik. Wszystko otaczały drzewa, a u zejścia był mostek otaczany przez skały, o które obijały się fale wody, tworząc pokłady białej piany. Brunet ruszył przed siebie do zejścia, a gdy stał na dole, spojrzał na mnie. Ciche westchnięcie opuściło moje usta, a następnie poszłam w ślad za chłopakiem. Powoli zaczęłam schodzić i pech chciał, że musiałam zahaczyć o gałąź i niemal bym się wróciła, gdyby nie Nicholas, który mnie złapał.

- Ostrożnie. - Powiedział z uśmieszkiem na ustach, a ja powstrzymałam się od wywrócenia oczami, wyrywając się z jego uścisku.

- Co to za miejsce? - spytałam, czując jego obecność za sobą. Przystanęłam na plaży, a jego dłoń wylądowała na moich plecach, zachęcając do wejścia na most. Jego ręka nie opadła, cały czas kierował mnie na koniec pomostu. Stanął na ostatnim szczeblu, siadając na starych, drewnianych deskach. Zilustrowałam chłopaka dopiero po chwili, idąc równocześnie z nim.

- Gdy czuje się przytłoczony, to zawsze tu przyjeżdżam. Mogę tutaj w spokoju pomyśleć i solennie się zrelaksować. - Usłyszałam jego aksamitny głos.

Wpatrywałam się w wodę łączącą się z niebem, tworząc galaktykę.

- Nikt o nim nie wie?

- Wątpię. Właściwie ja sam odkryłem je przez przypadek dwa lata temu. Podczas jednej z imprez Westbrooke zniknął i zadzwonił do Conrada, mówiąc, iż jest w środku lasu goniony przez jakiegoś zabójcę. Rozdzieliliśmy się, szukając go we wszystkich lasach Filadelfii oraz w tych na obrzeżasz. - Mówił spokojnie. - I tak właśnie odkryłem to miejsce.

- A Miles? - wyszeptałam pytająco. Te czekoladowe tęczówki znów na mnie spojrzały.

- Wylądował na jakimś gospodarstwie, a zabójcą była kura. A właściwie to pisklak. - Objaśnił spokojnie.

Zaśmiałam się cicho, bo to faktycznie było podobne do chłopaka. Spojrzałam na mężczyznę. Rysy jego twarzy były ostre jak zawsze, a wzrok utkwił w widoku przed nami.

- Gapisz się.

- Gapie? - spytałam.

- Nie mów mi, że nie znasz takich słów. - Nieodparta pokusa wywrócenia oczami wzięła nade mną górę.

- Bynajmniej, chociaż intryguje mnie sposób, w jaki nas postrzegasz.

- Sprecyzuj - nalegał.

- Pozornie jesteśmy tacy sami - wzruszyłam ramionami, Richard nienawidził tego gestu. - Obydwoje pochodzimy z arystokrackich rodów i bogatych rodzin, Nicholasie.

- Już zdążyłem zapomnieć, jak dobrze brzmi moje imię w twoich ustach.

- Och, Nicholasie. Skup się. - Powiedziałam z dokładnością, aby chłopak mnie zrozumiał. - To dziwne, że nigdy cię nie widziałam na bankietach...

Westchnął.

- Jak gdy jesteś tak blisko? Nic nie poradzę na to... że lubię sposób, w jaki wypowiadasz moje imię.

- No i tym się różnimy - fuknęłam. - Ty jesteś rozwiązły.

- A ty pruderyjna. - Odgryzł się.

Odetchnęłam, wdychając lekki powiew wiatru. Upijałam się wspólnymi chwilami z brunetem, w jakiś dziwny sposób lubiłam nasz kolektywny czas.

- Mogłabym się przyzwyczaić do ciebie takiego.

Zmarszczył brwi.

- Takiego?

Potaknęłam, a na moje usta wpłynął delikatny uśmiech.

- Szczęśliwego i zrelaksowanego.

Kącik jego ust uniósł się w górę, a oczy zabłyszczały. Widziałam w jego oczach dusze. Piękną, czystą duszę Nicholasa Laville.

- Gdzie jest twoje bezpieczne miejsce? - zapytał łagodnie, szczerze zainteresowany moją odpowiedzią. Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie wiedziałam, czy miałam takie miejsce, nie wiedziałam nawet, czy gdziekolwiek czułam się bezpiecznie poza cmentarzem mamy.

- Muzeum L'Atelier des Lumieres... - wyszeptałam. - Tam jest kompletnie inaczej, tłoczno i chaotycznie, ale mimo tego... czuje się tam zrozumiana. - Spojrzałam w jego oczy. - Może to głupie...

- Skądże, perełko. Żadne uczucia nie są głupie.

Poczułam ciepłą, męską dłoń na swojej. Zmarszczyłam brwi, w czasie kiedy wstał, patrząc na mnie z góry.

- Co robisz, Nicholasie?

- Będziemy pływać - odrzekł swobodnie.

- Nicholasie, woda jest zimna. - Wtrąciłam prędko, starając się wybić mu ten pomysł z głowy.

- Dopóki nie sprawdzisz, to się nie dowiesz.

Zaczął ściągać bluzę i spodnie, a ja zdałam sobie sprawę, że nie żartował. Postawił mały krok w moją stronę, na co wstałam w popłochu, wycofując się do tyłu.

- Nawet nie próbuj! Nienawidzę wody. - Rzuciłam na wdechu i unosząc dłonie w geście obronnym.

- Od kiedy? - dystans między nami stopniowo się zmniejszał.

W Blasku Nocy [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz