Rozdział czterdziesty szósty

173 9 2
                                    

MAŁE KŁAMSTEWKO

Adelaide 

Zacisnęłam zmarzłe palce na płaszczu Nicholasa, starając się zapewnić sobie, choć odrobinę ciepła. Wędrowałam wzrokiem po ogromnym budynku, nie do końca mając pojęcia, gdzie toby podziać wzrok. Prędko doszłam do wniosku, że gdyby nie towarzyszący mi mężczyzna to już z początku bym się zgubiła. Po przemierzeniu kilku marmurowych schodów Laville przytrzymał mi drzwi, wpuszczając do środka szkoły. Wnętrze zachowane zostało w odcieniach szarości, a pierwsze, co rzucało się w oczy to popiersie starszego mężczyzny.

- Dzień dobry, państwo po kogo?

Młoda kobieta się rozpromieniła.

- Darcy Laville. - Odpowiedział starszy z braci. Pracownica posłała uśmiech i zanim odeszła, dodała:

- Syn zaraz przyjdzie.

Z rozbawieniem zerknęłam na mężczyznę.

- Jeszcze nikt nie uznał mnie za jego ojca.

Zachichotałam.

- Podobno zawsze musi być ten pierwszy raz.

Widziałam, jak przywraca oczami, ale to na korytarzu skupiłam swoją uwagę. Szczerze się uśmiechnęłam na widok chłopca, bo rzeczywiście stęskniłam się za Darcy'm. Najmłodszy Laville żwawo podbiegł w moją stronę, kiedy mnie dostrzegł. Rzuciłam krótkie spojrzenie pracowniczce, która tym razem kroczyła w naszą stronę wraz ze starszą kobietą i ukucnęłam w celu powitania chłopca.

- Jak było na wycieczce?

- Widziałem tygrysy i żyrafy!

- Doprawdy urzekające - zmierzyłam jego włosy, szybko się prostując.

- Panie Laville, to jest nasza nowa pracownica – starsza z kobiet wskazała na towarzyszkę. - Najmocniej przepraszam za jej pomyłkę, a to...

- Adelaide de Beaufort. - Wtrąciłam, posyłając jej ciepły uśmiech.

- Och. Miło nam. - Oddała gest. - My nie będziemy dalej zabierać państwu czasu.

- Mogę iść jeszcze do toalety? - Jęknął błagalnie ciemnooki chłopiec.

- Młody - głos Nicholasa był przepełniony dezaprobatą, ale dostrzegłam w oczach cień politowania. - Byle szybko i pójdę z tobą, żebyś nic nie kombinował.

Skinęłam głową w ich kierunku i nawiązałam kontakt wzrokowy z jedną z kobiet, nagle przypominając sobie o pewnej dziewczynce.

- Przepraszam - zaczęłam. - Być może to nie na miejscu, aczkolwiek Darcy opowiadał o pewnej dziewczynce, jak pamiętam, nosi na imię Carmel.

- Ach tak! Są prawie nierozłączni! Carmel jest uroczą dziewczynką o złocistych włosach, karmelowych oczkach i piegami na twarzy zupełnie jakby to imię było jej wprost pisane!

Uśmiechnęłam się na myśl o dziewczynce, jednak nim zdołałabym coś odrzec, przy nas zjawili się bracia. Po kilku minutach znaleźliśmy się w mustangu, wysłuchując opowieści chłopca o wycieczce w zoo. Nicholas rzucał mi znaczące spojrzenia za każdym razem, gdy pojawiała się wzmianka o nijakiej Carmel Jones. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się pod lokalem, w którym świętował swe urodziny sam Ash Lazarev. Weszliśmy do ekskluzywnej restauracji i ku mojemu zdziwieniu było dość pusto. Charlotte poinformowała nas wcześniej, że znajdują się w tylnej części, czyli w wynajętej sali, dlatego natychmiast się tam skierowaliśmy, mijając po drodze kilku kelnerów posyłających nam znaczące spojrzenia. Oczywiście, że musieli znać Nicholasa. Choć i mi nie udało się przejść bez, chociażby jednego powitania. Stosunkowo szybko przywitaliśmy się z przyjaciółmi, zasiadając przy okrągłym stole, a pracownicy w szybkim tempie odebrali nasze zamówienia. Po mojej prawej siedział mój chłopak, którego dłoń ściskała moje nagie uda, za to na lewo siedziała Charlotte pokazująca mi sporadycznie zdjęcia na telefonie, które, w dużej mierze, otrzymywała od rodziców z ich pobytu na Santorini. Przysłuchiwałam się rozmowom, co jakiś czas wtrącając kilka słów i potakując. Chłopcy uporczywie wracali do tematu jakiegoś zawodnika, występującego w walkach bokserskich, co skutecznie odstraszało mnie, Delancy i Charlotte, bo nawet młody Laville wydawał się szczerze zaintrygowany i z chęcią poznawał kolejne to szczegóły.

- A właśnie Nicholas! Będę potrzebował od ciebie dokumentów tego typa od firmy przewozowej - wtrącił żywo Conrad. - W trakcie twojego wyjazdu, chcę się skonsultować w zakresie diagnostyki, a także w sprawie wymiany przewodów zapłonowych i całego układu hamulcowego wraz z wydechowym.

Przysłuchiwałam się w ciszy monologowi, nie wykazując zrozumienia, ale to, to nadmienienie o wyjeździe mnie zaciekawiło. Wcześniej byłam informowana o każdym z nich, nawet gdy były całkowicie spontaniczne.

- Naturalnie jednak mógłbyś mu wytłumaczyć, że zbędne są tak częste diagnostyki i wszelkie wymiany. On zjawia się w warsztacie kilka razy w miesiącu.

- Czyli częściej niż ty - dociął mu Ash, spotykając się z rozbawieniem reszty. Nawet samego bruneta rozbawiły słowa przyjaciela.

- Chyba jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś narzekał na kasę! - Zarechotał Lou. - Ja to bym mu powiedział, że te całe diagnostyki powinny być raz w tygodniu i kosiłbym siano!

- I dlatego nie pracujesz w warsztacie.

Z czasem dyskusja zeszła na inny temat, a ja poczułam ciepły oddech na karku i zwróciłam się w kierunku mężczyzny, który nachylał się w moją stronę.

- Jadę jutro do Miami, jedź ze mną.

Cicho westchnęłam, przypominając sobie o spotkaniu z Christopherem, którego nie mogłam i nie zamierzałam przekładać. Mężczyzna zapewnił mnie o informacjach niecierpiących zwłoki, dlatego pokręciłam głową. Poza tym coraz bardziej ciążyła mi skrywana tajemnica, która mogłaby na nowo zepsuć nasz związek, czego za bardzo się obawiałam.

- Nie mogę mam praktyki, wiesz to.

- Mogę to załatwić.

Władza i pieniądze. W takich momentach jak ten dostrzegałam, jak wiele zmieniała pozycja.

- Nie. Wiesz, że nie tego chcę - jego palce dowędrowały wyżej z mocniejszą siłą nacisku. - Innym razem, dobrze?

Bez zastanowienia złożyłam krótkiego całusa na jego ustach i wróciłam wzrokiem do przyjaciół. Nie potrafiłam okłamywać Nicholasa, dlatego wolałam unikać integracji, w których byłam zmuszana do posługiwania się informacjami nieprawdziwymi.

- A słyszeliście, że Reed, ten typ od wypożyczalni skuterów wodnych ostatnio został pozwany przez jakiegoś gościa, bo podobno wydał niesprawny całkowicie sprzęt? - Mówił swobodnie Louis, jakby opowiadał o najzwyczajniejszym zdarzeniu. - Znajomy z roku mi mówił, że to wszystko jest szemrane i tak naprawdę ten gość rzuca bezpodstawne oskarżenia, ale nikt nie wie, jak jest.

- Typ może pójść siedzieć, bo jakiś typ nie umie przyznać się do winy? Pojebane.

- Mi się wydaje, że ten gość powinien odpowiadać za to, w końcu Reed nigdy nie zrobiłby czegoś takiego świadomie.

- No a jak był nieświadomy, to nie zawinił!

Spoglądałam na chłopców ze zwątpieniem, będąc szczerze skonsternowana.

- Nie nam jest decydować o winie któregoś z nich - wtrąciłam zanim dodaliby jeszcze swoje mądrości. - Sąd z pewnością weźmie pod uwagę wszystkie z aspektów i sprawiedliwie zdecyduje o winnym, a więc nie bulwersujcie się. Prawdę rzecz mówiąc, jeśli jest tak, jak mówisz Lou, to wina jest Reed, nawet jeśli nieświadoma.

W Blasku Nocy [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz