Rozdział trzydziesty siódmy

279 8 2
                                    

PIERWSZA GWIAZDKA Z BUŁECZKAMI CYNAMONOWYMI

Nicholas

Wpatrywałem się w jej ruchy, które były uwodzicielskie i hipnotyzujące. Materiał satynowej halki ledwo zakrywał jej pośladki, które i tak widziałem za każdym razem przy unoszeniu dłoni. Ubóstwiałem urodę tej dziewczyny, wszystko w niej było cholernym arcydziełem. Sposób, w jaki się poruszała, mówiła bądź chociażby postrzegała świat... Jej głos już lata wcześniej stał się moją ulubioną melodią, mogącą rozbrzmiewać bez przerwy. Jej dotyk koił moje rany. A jej oczy stanowiły dla mnie wszystko. Ona była moim wszystkim. Popadałem w jebany obłęd dla tej kobiety. Adelaide de Beaufort była najpiękniejszą kobietą stąpającą po ziemi i byłem pieprzonym szczęściarzem, mogąc ją posiadać. Na własność. Była ucieleśnieniem mojego domu. Adelaide była moim życiem i najszczerszym pragnieniem. Nie mogłem pohamować śmiechu cisnącego mi się na usta. Wolno wstałem z kanapy, podchodząc do blatu kuchennego, przy którym ostentacyjnie parzyła kakao. Moje dłonie automatycznie zacisnęły się wokół jej talii, a głowa zagłębiła w jej szyi, chłonąc słodki zapach. Wiśnia i kokos łączyły się w przyjemne nuty zapachu.

- Chcesz? - Szepnęła cicho, nawiązując do napoju w swojej dłoni. Pokręciłem głową, czując uśmiech wpływający na jej usta. Upiła wolno łyk kakao i odstawiła kubek na blat, odwracając się ku mnie twarzą. Bez grama makijażu i idealnie ułożonych włosów wciąż wyglądała cholernie perfekcyjnie. Tak perfekcyjnie, że sama Afrodyta jej nie dorównywała. Założyłem kosmyk jej brązowych włosów za ucho i oddałem uśmiech.

- Jak się czujesz?

Przez ostatnie dni maskowała swoje samopoczucie, ale widziałem, jak się przejmowała bankietem. Sam dostałem zaproszenie tak jak reszta naszych przyjaciół. W trakcie rozmowy z Windsor'em wywnioskowałem, że wyparła cel przyjęcia.

- W porządku, nic się nie dzieje. - Odrzekła wymijająco. - Wiesz, że Lou spędza dzisiejszy dzień u taty?

Chciałem z nią porozmawiać bez ogródek, ale nie potrafiłem psuć jej humoru, widząc, z jakim zadowoleniem mówi. Ostatnie dni mnóstwo opowiadała o przyjacielu i jego relacjach z ojcem, a nawet o tym ślubie, który okazał się przełomowy. Wpatrywałem się w niebieskie oczy przepełnione rozczuleniem i nie czekając, chwyciłem jej pośladki, sadzając ją na blacie. Odruchowo odsunęła kubek na bezpieczną odległość. Bardzo dobrze. Czułem ciepło jej nagiej skóry pod palcami. Zdecydowanie musiała przestać nosić tak skąpe ubrania, jeśli nie chciała, abym zwariował.

- Nie powinieneś jechać do domu?

Ty jesteś moim domem.

- Zabieram wieczorem młodego do siebie. Mama wyjeżdża do Bostonu. - Wytłumaczyłem, nie dając jej czasu na odpowiedź. Złączyłem nasze wargi w pocałunku, skradając ciche westchnięcie. Czułem jej uśmiech, a już po chwili ześlizgnęła się z blatu, rozdzielając nasze usta. Zmarszczyłem brwi, widząc, jak bez zastanowienia podąża do sypialni. Czyli to by było na tyle.

Zerknąłem na szybę, za którą na dobre rozpadał się śnieg pokrywający każdy milimetr Filadelfii. Nie przepadałem za tym białym puchem, lecz był lepszy niż lato, które przynosiło popieprzone temperatury na zewnątrz. Założyłem ręce na piersi, opierając się o szafki, mając wgląd do pokoju w środku, którego szatynka się ubierała. Słyszałem też cichy dźwięk połączenia, a potem głos Conrada.

- Hej, słodka! - wydarł się do słuchawki. To był właśnie powód, dla którego rzadko rozmawialiśmy razem przez telefon.

- Cześć, jak się czujesz? - jej łagodny głos ledwo docierał do kuchni, a i tak tłumiło go zakładanie obcisłej spódniczki.

- O cholera.

- Co się stało, Conrad?

- Jesteś najwspanialszą i najsłodszą istotą, jaką znam! Nawet Nicholas do mnie nie dzwoni. - Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, co bardziej mnie zaszokowało. Laursen przymilał się do mojej dziewczyny i zarzucał mi brak zainteresowania. Chuj. Zawsze się nim interesowałem tyle, że ten kretyn stwierdził, że po tylu latach nie mamy co pisać, bo wiemy, co czuje. Przymilał się do niej, niemalże na moich oczach.

Powstrzymałem się od wywrócenia oczami w trakcie ich konwersacji i przygotowałem umowę o zatrudnienia dla nowego pracownika, którego, tym razem, sam znalazłem.

- Idziesz, już?

Zatrzymała się pośrodku salonu, zerkając na mnie. Niepewnie skinęła głową, ruszając w moją stronę i złożyła krótki, ale czuły pocałunek na moich wargach. 

W Blasku Nocy [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz