Rozdział trzydziesty trzeci

272 9 2
                                    

CZEKOLADA Z KARMELEM

Adelaide

Pobudka u boku Nicholasa była czymś niezwykle przyjemnym. Zasypiając, nie mogłam usnąć z podekscytowania. Wyczekiwałam momentu, aż będę mogła się obudzić i ujrzeć jego twarz. Zadziwiająco nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tego wyczekiwałam.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem sama w pokoju. Wciąż pozostawałam naga, ale satynowy materiał czarnej kołdry cały mnie nakrywał. Instynktownie dłonią zaczęłam szukać swojego telefonu, gdy dotarło do mnie, że został w salonie, gdzie dzień wcześniej zasnęłam. Szczerze skarciłam się w myślach i wygrzebałam spod kołdry, pod którą mogłabym leżeć wieki, i stanęłam na podłodze, a jej chłód otulił moje stopy. Niewiele myśląc, zabrałam z torby luźne spodenki i za dużą bluzę zakrywającą wcześniej ubrany dół, by już chwilę później znaleźć się w minionym salonie.

- Chcesz się poddać Adelaide? Jak zwykły tchórz? - Czułam jej oddech na swoim karku, a przyjemny, słodki zapach drażnił mój nos. - My, kobiety, w tej rodzinie musimy walczyć o swoje. Żaden mężczyzna nie dostanie nad tobą kontroli, bo na to nie pozwolisz. To jak z morzem i sztormem. Jesteś sztormem na morzu, bo morze to narzędzie. Nie będziesz niczyim narzędziem Adelaide, to inni mają nim być. - Mówiła dosadnie, ale także z nutą łagodności w głosie. - Więc moje pytanie brzmi, chcesz się poddać?

- Nie babciu, nie zamierzam.

- Dlaczego? - Dociekała.

- Bo będę walczyć tak długo, jak tylko będę mogła. Bo jestem Adelaide de Beaufort, to ja jestem sztormem, a inni to morze.

- Tak trzymaj, złotko.

Na moją twarz wpłynął grymas niezrozumienia. Po raz kolejny nie wiedziałam, czemu akurat to wspomnienia zawładnęło moim myślami. Prędko zorientowałam się, że jestem sama w apartamencie. Było wcześnie, dlatego nie sądziłam, żeby udał się na spotkanie z klientem. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam przy blacie, czekając na powrót mojego mężczyzny. Oparłam podbródek o dłonie, zagryzając wnętrze policzka. Zerknęłam na leżący na blacie ekran urządzenia, który się rozświetlił. Chwyciłam je, rejestrując nieodebrane połączenie i jedno przychodzące. Nacisnęłam niepewnie zieloną słuchawkę, wsłuchując się w kolejne słowa.

- Joe jest naprawdę uroczy. Zabrał mnie do swoich znajomych i świetnie spędziliśmy czas, choć muszę przyznać, że jego przyjaciel jest także niczego sobie. - Westchnęła rudowłosa po drugiej stronie telefonu.

Znałam Suzan już prawie pół roku i w ciągu tego czasu zdążyłam zauważyć, że zmienia chłopaków jak rękawiczki. Średnio kilka razy w tygodniu opowiadała mi o nowych mężczyznach w jej życiu i, mimo że tego nie pochwalałam, nic nie mogłam zrobić. Wiele razy zastanawiałam się jakim cudem jesteśmy koleżankami, będąc tak skrajnie różne.

- Więc to coś więcej, czy kolejna przelotna znajomość? - spytałam, uśmiechając się.

- Powiedziałam, że jest uroczy, ale materiał na męża jest z niego słaby. - Prychnęła, szurając czymś po drugiej stronie. - Jasne jest świetny w łóżku, ale ja jestem za młoda na coś poważnego. Wiesz, muszę się wyszaleć - zaśmiała się. - Z resztą dzisiaj lecę do klubu z Shane'm.

W ciągu miesiąca Suzan spotykała się z większą ilością mężczyzn, niż ja widziałam w swoim życiu, a widziałam ich dość sporo. Zmarszczyłam brwi na jej słowa, lecz nawet ich nie skomentowałam. Rudowłosa widziała, że nie podzielałam jej trybu życia, ale jej to nie przejmowało, a ja nie zamierzałam jej tego ciągle wytykać.

- Tylko nie przesadź z alkoholem i uważaj na siebie, kompletnie go nie znasz. - Zauważyłam, spoglądając na okno.

- Więc go poznam, nie musisz się martwić. Ty także nie szalej tam za bardzo z Nicholasem. Chyba do niczego między wami nie doszło? - zażartowała, czego nie skomentowałam. Nie spełnia minutę później, zakończyła rozmowę. Dopiłam resztkę kawy, odkładając szklankę do zmywarki.

- Chodź tutaj do mnie.

Dokładnie ilustrowałam sylwetkę Nicholasa, który oparł się o framugę z założonymi rękami. Poczułam przyjemne ciepło w podbrzuszu i powolnym krokiem ruszyłam w stronę bruneta, a na moich ustach uformował się niekontrolowany uśmieszek. Wtuliłam się w jego ciało, a on przyciągnął mnie jeszcze bliżej, zamykając szczelniej w objęciach. Jego ciało było zimne, lecz nie przeszkadzało mi to, nie teraz. Wargami musnął moje czoło, składając krótki pocałunek, a dłonią odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.

- Dzień dobry, jak się spało?

- Dobrze. - Odpowiedziałam, upijając się jego zapachem. - Gdzie byłeś?

Ruszyłam w głąb salonu, słysząc, jak pozbywa się butów.

- U Daniello. - Podszedł do mnie szybkim krokiem i znacznie przybliżył twarz.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie wiem, kim jest Daniello? - uniosłam brew ku górze, na co cicho parsknął, kręcąc głową.

- Martwiłbym się, gdybyś wiedziała, kim jest.

- Bo miałbyś niepokonaną konkurencję? - Droczyłam się.

- Och, to jest pewne. Myślę, że nie mam szans z sześćdziesięcioletnim staruszkiem. - Zakpił.

- W takim razie chyba muszę go poznać - odparłam. - Daniello musi być uroczy. - Przygryzłam wargę.

- Jeśli chcesz, to droga wolna. - Mówił ciszej. Przez moment skanowałam jego twarz, aż odbiłam się od blatu z zamiarem wyminięcia, ale momentalnie poczułam uścisk na nadgarstkach i przyparcie do blatu.

- Naprawdę zamierzasz tam iść? - Jego głos stracił na sile.

- Naprawdę zamierzasz mi pozwolić? - Oplatał swoim dłońmi moje nadgarstki, podczas gdy moje ciało napierało na szafki.

- Nawet nie zamierzałem, pozwolić ci wyjść - odpowiedział, puszczając moje dłonie.

- A ja zamierzałam wyjść - podłapałam.

- Nawet sobie nie żartuj. Danillo zajmuje się apartamentem - zaśmiałam się, widząc złość w jego oczach, ale potem złagodniał. - Powinnaś coś zjeść, lubisz naleśniki?

- Uwielbiam.

Odetchnęłam.

Dopiero teraz dokładniej mu się przyjrzałam i dostrzegłam na szyi mnóstwo malinek i czerwonych śladów po paznokciach. Ja zapewne nie wyglądałam lepiej. Chwilę później zasiadłam przy wyspie, a brunet zajął się przyrządzaniem śniadania dla naszej dwójki.

- Masz jeszcze jakieś ukryte talenty? - Obserwowałam jego sylwetkę poruszającą się po kuchni i musiałam przyznać, że Nicholas był nieziemsko przystojny. Był wysportowany, ale nie przesadnie, a wręcz idealnie. Śledziłam ruchy jego dłoni, które szczerze uwielbiałam.

- Jestem jeszcze niesamowity w łóżku, ale to już wie...

- Nie kończ. - Przerwałam natychmiast.

Resztę czasu spędziłam na obserwowaniu i żartowaniu z mężczyzny, a raczej droczeniu się.

- I jak? - zapytał, wsadzając mi naleśnika do ust.

- Nie najgorszy. Mógłbyś zmienić zawód. - Pokręcił głową. - Z pełną powagą, byłabym twoją wierną fanką. - Przyłożyłam teatralnie dłoń do serca.

- Myślałem, że już jesteś.

- Musisz się jeszcze trochę postarać. - odparłam, kręcąc głową, a chłopak podał mi syrop malinowy, na co zmarszczyłam brwi. Mój ulubiony.

W Blasku Nocy [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz