Rozdział czterdziesty siódmy

240 11 7
                                    

SZTUKA ILUZJI 

Nicholas

Pierwszym co ujrzałem po otworzeniu powiek, był padający śnieg za oknem. Przez kilka długich sekund wydawało mi się, że to sen na jawie. Marzec był nadzwyczaj popapranym miesiącem. Dopiero kiedy poczułem ciepłe wargi na szczęce, zrozumiałem, że pogoda w Filadelfii postanowiła zrobić psikusa. Moja dłoń mimowolnie objęła ciepłą talię i zanim zdołałem zrobić coś więcej, ciepłe usta kobiety odnalazły moje. Instynktownie złapałem jej biodra, przyciągając jeszcze bliżej. Potrzebowałem jej każdego skrawka. Z jej ust wyrwał się cichy pomruk. Cholera, przysięgam na Boga, a nawet samego diabła, że sprzedałbym duszę za takie przywitanie każdego ranka. Otworzyłem oczy, napotykając zaspane spojrzenie oceanicznych tęczówek. Momentalnie uśmiechnąłem się, gładząc jej rozgrzany policzek. Moje nozdrza napełniał jej zapach. Słodki zapach kawowy mieszający się z wiśnią.

- Dzień dobry - szepnęła z najpiękniejszym uśmiechem na twarzy. Pozwoliłem, aby moje powieki opadły, a sekundę później na nowo je uchyliłem, patrząc, jak niebieskie oczy wlepiają we mnie swój wzrok. - Kocham cię.

Miękkie wargi dotknęły mojego policzka, pozostawiając po sobie uczucie chłodu. Zmarszczyłem brwi, kiedy spróbowała wstać. Pociągnąłem jej nadgarstek, przyciągając drobną sylwetkę na tors.

- Nie uciekaj mi, skarbie. - Wyszeptałem nad jej uchem i prędko skradłem pocałunek ze słodkich warg. - Ja ciebie także kocham.

Przez następne minuty zadowalałem się jej bliskością i ciepłem ciała. Była taka drobna oraz krucha. I moja.

- Nicholas... - jęknęła, uderzając otwartą dłonią o mój tors. Cicho się zaśmiałem. - Musimy wstać.

- Jest weekend, Perełko.

Zmrużyła gniewnie oczy, po czym ponownie spróbowała wyrwać się z mojego uścisku, tym razem skutecznie.

- Richard wyjechał. Wróci dopiero za dwa dni, dlatego to wykorzystamy i udamy się do rezydencji - oświadczyła spokojnie. W kilka sekund znalazłem się w pozycji siedzącej, w zszokowaniu przyglądając się, jak zbiera ubrania z podłogi.

- Co jest powodem odwiedzin domu rodzinnego? Chodzi o tego faceta?

Posłała mi zrezygnowane spojrzenie.

- Ten facet to Christopher Ford, proszę, nie możesz mówić w taki sposób o każdym z moich znajomych, ponieważ ich nie lubisz. A Christopher jest dobrym człowiekiem i bardzo inteligentnym. Nie nazywa go facetem, to takie zaściankowe.

Wysłuchałem w ciszy jej wypowiedzi, nie potrafiąc się powstrzymać, a kilka słów swobodnie wypłynęło z moich ust.

- Co do rudej się nie myliłem.

- Granica jest cienka, Nicholasie.

Była zazdrosna. Cholernie zazdrosna. Lecz lubiłem to, podobało mi się, jak o mnie walczyła i starała się udowodnić swoją, niby, obojętność.

- Perełk... - zacząłem, co mi przerwała.

- Żadne perełko czy skarbie - fuknęła. - Wstaniesz, a następnie się ubierzesz i pojedziemy do rezydencji, bo z każdą minutą moje zwątpienie w ciebie jest coraz większe.

Pośpiesznie opuściła sypialnie. Mała zazdrośnica. Kilka minut później opuściłem kabinę prysznicową, zakładając spodnie od garnituru i czarną bluzę nike, spod której wystawała biała koszula. W całej kuchni pachniało parzoną kawą, a kubek z parującym napojem stał na blacie. Niby obrażona a kawę mi zrobiła.

Oparłem się o blat wyspy i obserwowałem, jak z kubkiem kakao w dłoniach, wpatruje się w widok za oknami. Powtarzałem to wiele razy, lecz fascynowało mnie patrzenia na nią, gdy była taka oczarowana. Najprostsze rzeczy były dla niej wyjątkowe. Za oknami wieżowca panowała śnieżyca, a puch otulał mniejsze budynki, pozostawiając je białe. W ciszy dopiłem kawę, czekając, aż szatynka będzie gotowa. Na chwilę zatrzymaliśmy się w jej mieszkaniu, jednak nie znałem celu, ponieważ zabroniła mi wchodzić dalej niż korytarz. Przez moment obawiałem się, że zdemolowała mieszkanie, ale po widoku szatynki ubranej w długi płaszcz zrezygnowałem z tego pomysłu. Przez panującą pogodę dotarcie do rezydencji było utrudnione, aczkolwiek po kilkunastu minutach dotarliśmy do docelowego miejsca. Nie widziałem go tygodniami. Teraz podwórko pokrywał biały puch, a mimo to byłem pewien, iż trawnik nadal był idealnie przystrzyżony. Pamiętałem bankiet i to uczucie, kiedy zobaczyłem rezydencję po raz pierwszy od lat. Czułem się tak nieswojo, ale potem zjawiła się ona i wszystkie troski poszły w zapomnienie.

- Pamiętasz, jak mówiłeś, że chciałbyś mnie poznać? - Złapała między obie dłonie, moją i stanęła przede mną, uśmiechając się w niewinny sposób.

W Blasku Nocy [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz