Rozdział 4

192 11 2
                                    

Lena

Godzinę temu skończył się czas na odwiedziny. Zostałam sama z własnymi myślami. W sali nie było nikogo prócz mnie. Cieszył mnie ten fakt, bo czułam się dzięki temu o wiele swobodniej. Próbowałam znaleźć jakiś ciekawy widok, ale nadaremnie. Co jakiś czas tylko ktoś przechodził korytarzem chwilowo migając mi w drzwiach.

Pielęgniarka podeszła do mnie, by podłączyć kroplówkę z jakimś lekiem przeciwbólowym. Była na oko pięćdziesięcioletnią kobietą, o łagodnych rysach twarzy i delikatnym, miłym dla uszu głosie.

- Przepraszam, czy wie pani, czy ktoś z odwiedzających zostawił mi mój telefon?

- Tak dziecko, już ci podaję. – uśmiechnęła się lekko.

Podała mi urządzenie z dolnej półki szafki a ja zmarszczyłam oczy. Ekran był potłuczony, co pewnie było efektem upadku, gdy dowiedziałam się, że... No właśnie. Ciekawe, czy w ogóle działa?

- A jest może ładowarka? Nie wiem czy bateria padła, czy jest zepsuty. – westchnęłam zawstydzona.

- Jest. – schyliła się do szafki – Proszę. Tu masz kontakt, więc nie będzie problemu z krótkim kablem. - ponownie jej kąciki ust uniosły się delikatnie.

- Dziękuję bardzo i przepraszam za kłopot.

- Nie ma za co. Jak się czujesz?

- Trochę lepiej, ale głowa nadal boli.

- Za jakieś pół godziny powinno minąć. Jakbyś czegoś potrzebowała to naciśnij tamten guzik. - wskazała pilocik z jednym dużym, czerwonym przyciskiem, który był podłączony kabelkiem do specjalnego kontaktu na ścianie.

- Dobrze. Jeszcze raz bardzo dziękuję.

Kobieta opuściła salę a ja podłączyłam telefon. Na szczęście to tylko rozładowana bateria. Kilka minut później włączyłam telefon a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Damiana. Poczułam ścisk w sercu a oczy zaszły mi łzami. Jak mogłeś mi to zrobić?

Jestem pewna, że maszyny zaczęłyby wydawać nieznośne dźwięki, gdyby nadal były do mnie podłączone. Pielęgniarki odpięły je jakieś trzy godziny temu, gdy wyniki okazały się być w normie. To moja ostatnia noc w szpitalu. Powrót jednak nie cieszy mnie ani trochę. Będę musiała leżeć w łóżku, w którym był on. Zakładać ubrania, które nosiłam przy nim. A może wcale nie będzie mi go nic przypominać? Może uda mi się wrócić do życia, zanim się pojawił? Kogo ja próbuję oszukać? To nie będzie łatwe i wiem o tym. Sama świadomość, że jest gdzieś tam, daleko powoduje szybsze bicie mojego serca. Jest nawet jak go nie ma.

Gdy zamykam oczy widzę jego, czuję jego, nawet słyszę jego głos. Czuję się jakbym miała jakieś omamy, halucynacje. Nie chcę go pamiętać. Nie chcę czuć tego bólu. Chciałabym zniknąć. Wyjechać gdzieś i zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło. Odciąć się od wspomnień, które gubią rytm mojego serca. Serca, które wciąż bije dla niego, chociaż jest już w kawałkach.

Próbowałam zadzwonić do niego, chociaż wiedziałam, że skasował numer. Nawet próbowałam wysłać mu smsy. Mimo tego, że nawet się nie wysłały, ja i tak je pisałam. Przeklinałam dzień, w którym go poznałam. Prosiłam żeby wrócił. Pisałam, że go nienawidzę i że go kocham. Że przez niego umarłam, chociaż wciąż żyję. Opisywałam wszystko, co w danej chwili czułam i o czym myślałam. Choć wiedziałam, że nigdy tego nie przeczyta, to czułam się lżej. Przynajmniej przez chwilę.

Niebo pokryła czarna kurtyna rozświetlona gwiazdami i księżycem. Co jakiś czas dało się zauważyć przelatujący samolot, czy satelitę. Miałam to szczęście, że część szpitala, w której leżałam znajdowała się od strony lasu, dzięki czemu nie było tu ani jednej latarni. Niebo było dobrze widoczne, szczególnie gdy miałam otwarte okno. Salę oświetlała niewielka lampka przy drzwiach, która dawała jedynie delikatną poświatę na podłodze. Dawało to tylko tyle, że łatwiej można było dojść do łazienki nie wpadając co chwilę na jakieś przedmioty. Z kolei lampy na korytarzu reagowały na ruch, dzięki czemu przez większość czasu było tam zupełnie ciemno.

W sidłach przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz