Brodaty starzec siedział na stołku, opierając się o ścianę niewielkiej chaty. Korzystał z pierwszych ciepłych dni tego roku, wygrzewając się na słońcu. Pierre Dupont przez wiele długich lat był żołnierzem Napoleona. Po nieudanej wyprawie na Rosję, którą przypłacił utratą zdrowia i wiary w zwycięstwo, zdezerterował z wojska. Osiadł tutaj, na południu Francji, w małym miasteczku nad morzem.
Od czasu, do czasu zerkał na swojego współtowarzysza, który w skupieniu łatał sieci. Znalazł tego człowieka kilka miesięcy temu, pod klifem. W pierwszej chwili myślał, nie żyje, ale kiedy dokładnie go obejrzał, okazało się, że tli się w nim iskierka życia. Jako dobry chrześcijanin, nie mógł zostawić tego człowieka w potrzebie. Zabrał go do domu. Oprócz kilku ran, posiniaczonej niemal każdej części ciała i rozbitej głowy, mężczyzna nie wyglądał na poważnie rannego. Kiedy był w porcie, pociągnął za język kilku marynarzy, ale nikt nich nie słyszał o tym, by w pobliżu zatonął jakiś statek. Jeśli ten człowiek spadł z klifu, to jego przeżycie graniczyło niemal z cudem. Jako żołnierz miał doświadczenie w opatrywaniu różnego rodzaju ran, dlatego zajął się przybyszem tak, jak tylko najlepiej potrafił.
Kilka dni później, znalazł pod klifem zwłoki innego mężczyzny. Morskie stworzenia i ptaki zdążyły się już z nim na tyle dobrze zapoznać, że nie było co ratować. Kiedy przeszukał jego kieszenie, pochował pod kamieniami na plaży. Nie wiele w nich znalazł. Kapciuch z resztkami zawilgoconego tytoniu, złamaną fajkę, prosty sztylet i pistolet. Przyniósł je ze sobą i pokazał rannemu mężczyźnie. Jemu jednak nic te rzeczy nie mówiły. Nie miał pojęcia, kim był martwy mężczyzna. Niczego nie pamiętał. Nie wiedział, kim jest. Nie wiedział, dlaczego i jak znalazł się pod klifem. Imię i akcent, z jakim je wypowiadał, mówiło starcowi, że jego towarzysz nie jest Francuzem.
Bertuccio. Tak brzmiało imię jego współtowarzysza. Na początku odzywał się zdawkowo, a ożywiał się jedynie, na widok białych ogromnych żagli, pojawiających się na horyzoncie. Pierre nie miał nic przeciwko temu. Od wielu lat, żył samotnie końcu miasteczka i świata, dlatego nawet takie towarzystwo było przyjemne i urozmaicało samotność.
Kiedy Bertuccio usiłował coś sobie przypomnieć, popadał w złość lub frustrację. Urywane strzępki obrazów i myśli przebiegały mu przez głowę z szybkością błyskawicy, a on nie potrafił ich zatrzymać. Wieczorami on i Pierre, starali się rozwiązać jego zagadkę. Obaj zgodnie, doszli do wniosku, że przyczyną amnezji jest uderzenie w głowę.
Życie biegło utartym torem. Rutyna była jak rytm morza. Przypływ i odpływ. Fala za falą. Dzień za dniem. Codziennie i nieubłaganie do przodu. Pewnego dnia zaczął pomagać przy naprawie sieci. Ku jego zdumieniu, okazało się, że ręce doskonale znały ruchy, jakimi musiał przewlekać szydło przez oka w podartych sieciach. Robił to tak szybko i starannie, że co bogatsi rybacy przyjeżdżali z pobliskich miasteczek i wiosek, zostawiając sieci do załatania. W ten sposób zaczął zarabiać grosze, którymi dzielił się ze starcem.
CZYTASZ
Na progu raju (Zakończone)
RomancePółuśmieszek czający się na jego ustach i błysk w niemal czarnych oczach mówiły jej coś innego. Przez sekundę albo dwie wpatrywał się w nią tak intensywnie, że aż zabrakło jej tchu. W białej niby niedbale zarzuconej na ramiona koszuli, w czarnych je...