Poranek, jaskółki i burza

773 67 194
                                    

Powoli jaśniejące niebo było upstrzone kilkoma białymi obłokami, które podświetlało na różowo powoli wyłaniające się zza horyzontu słońce

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Powoli jaśniejące niebo było upstrzone kilkoma białymi obłokami, które podświetlało na różowo powoli wyłaniające się zza horyzontu słońce.

Kiedy o poranku zakładała jedną ze swych wyblakłych sukien, bezwiednie potarła bliznę, która biegła przez lewe ramię, czując, jak ją pobolewa. Była niezawodna jak barometr. Będzie padać,pomyślała.


Spojrzała na wciąż zaspaną twarz w lustrze stojącym na toaletce. Pokręciła z niezadowoleniem głową, widząc swoje potargane snem włosy. Wzięła szczotkę, by rozczesać bujne kasztanowe pasma, które wywoływały zazdrość u niejednej kobiety. Gęste włosy wiły się niczym węże wokół palców, kiedy splatała je w warkocz. Przejrzała drobiazgi leżące na toaletce w poszukiwaniu wstążki, ale najwyraźniej zapodziała gdzieś kolejną. Dlaczego zawsze musi być taka roztargniona?

Cóż, musi dać sobie jakoś radę bez niej. Rozczesane włosy pomierzwiła palcami tak, że dookoła jej twarzy powstała cienista lwia grzywa. Rozdzieliła pasma na trzy części i zaczęła je splatać na powrót. Spojrzała w lustro na dół warkocza. Uśmiechnęła się do siebie, widząc, jak sposób, którym podzieliła się z nią Colett, działa. W dole pasm, które splatała, pojawił się delikatny kołtun. Wystarczyło teraz tylko przepleść włosy w splocie warkocza i gotowe. Oceniła z zadowoleniem swoje odbicie w srebrnej tafli. Przewiązała się fartuchem i wyszła z pokoju, cicho, podśpiewując skoczną piosenkę.

W drodze do stajni zajrzała do kuchni. Było to duże pomieszczenie z kamiennym kominkiem, w którym można było upiec sporej wielkości prosię. Pośrodku kuchni stał duży dębowy stół z wypolerowanym na wysoki połysk blatem, nad którym wisiały na hakach miedziane garnki i patelnie różnych rozmiarów. Ścianę po lewej stronie ozdabiał piękny kredens w ręcznie malowane kwiaty, wypełniony srebrną i porcelanową zastawą. Ruszyła w głąb kuchni, kierując się do spiżarni. Przez dwa ogromne okna wpadały nieśmiało pierwsze promienie świtu, rozjaśniając wnętrze kuchni i oświetlając kilka skrzyń z ozdobnymi okuciami, które kryły w sobie, gliniane naczynia do gotowania sosów, żeliwne rondle do pieczenia mięs i formy do ciast. Obok wejścia do spiżarni znajdowała się studnia z niewielką pompą wodną, która bardzo ułatwiała pracę i życie w pałacu.

O tak wczesnej porze nie było tu jeszcze nikogo. Kucharz, który powinien już tu być, zrezygnował z posady trzy dni temu, z tylko sobie znanych powodów. Może spowodowały to zbyt częste kłótnie z panią Bazin, która posądzała go o zbytnią rozrzutność.

Weszła do spiżarni. Było tu wszystko. Smaczne ciasta, sery, peklowane mięso w słojach, marynowane warzywa wszelkich rodzajów i egzotyczne owoce w syropach, których pani Bazin zazdrośnie strzegła niczym skarbów. Głębiej, gdzie było znacznie zimniej, wisiały wędzone boczki, szynki. Na hakach kruszały zające, bażanty i przepiórki. W koszach leżały dostarczone z miasteczka świeże owoce i warzywa. Wsunęła do kieszeni fartucha dwie bułeczki ze słodką marmoladą. W chusteczkę zawinęła kilka okrągłych ciasteczek posypanych grubo siekanymi orzechami i cukrem, które też znalazły swoje miejsce w kieszeni. To, co wzięła, miało być jej późnym śniadaniem. Pochyliła się do kosza po marchew dla koni.

Na progu raju (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz