Przez krótką chwilę wahała się, ale przeszła przez próg kuchni. Pomieszczenie było jasne i przestronne. Zalane popołudniowym światłem. Rozejrzała się dookoła siebie. Zachwyciła się dużym, pięknym kredensem malowanym w kolorowe kwiaty, wypełnionym po brzegi porcelaną. Na kuchni cicho bulgotała woda, a powietrze wypełniała mieszanina smacznych zapachów. Na dębowym stole, stało kilka dużych koszy pełnych jedzenia. Bastien i Gaspard właśnie zabierali ich część. Kiedy ją mijali, ukłonili się grzecznie.
Z głębi spiżarni dobieg ją dźwięk uderzających o siebie naczyń i głośne przekleństwo wypowiedziane po włosku.
— Dannazione!*
Po chwili oczekiwania, ze spiżarni wyszedł mężczyzna, z naręczem warzyw. Zamierzała z nim porozmawiać. Ciemne oczy, spojrzały z zaciekawieniem na kobietę, stojącą pośrodku jego królestwa.
Pan Bertuccio był przystojnym mężczyzną, choć ostre rysy twarzy nadawały mu surowego wyglądu, co budziło w niej jakiś dziwny irracjonalny lęk. Czasem miała wrażenie, że patrzy na drapieżne zwierzę i gdyby nie to, jak wiele uczucia okazuje Miriam, i z jaką miłością na nią patrzy, to przy spotkaniu z nim czuła, by lekkie obawy.
— Buon pomeriggio*, signor Bertuccio. — Zofia, delikatnie dygnęła w ukłonie.
— Buon pomeriggio, signora Budhon — odpowiedział w ojczystym języku. — W czym mogę pomóc? — zapytał, po francusku, kładąc warzywa na wolnej części stołu.
— Czy możemy rozmawiać po włosku? Z przyjemnością pokonwersuję w tym pięknym języku.
Świadomie wybrała rozmowę z Bertucciem, w języku innym niż francuski. Gdyby ktoś wszedł do kuchni, to nie zrozumiałby ich konwersacji. Nie chciała, by ktokolwiek usłyszał, że to ona była inicjatorką spotkania z Ludwikiem. Źle zrozumiane intencje i słowa, mogły stworzyć wiele plotek, a tych nie potrzebowała.
— To będzie dla mnie ogromna przyjemność — skłonił głową, a ciepły uśmiech, jaki pojawił się w oczach, wygładził mu rysy. — Come posso aiutarla?*
Była pełna obaw co do swoich umiejętności. Ostatni raz rozmawiała w tym języku kilka lat temu, jednak z łatwością przypominała sobie słowa i układała je w zadania.
— Czy będzie pan, jechał z obiadem dla hrabiego, do opactwa?
Czyżby piękna Zofia, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce? Uśmiechnął się do siebie w myślach.
— Tak. Niemal wszystko jest gotowe oprócz kawowych makaroników* To ulubiony przysmak Ludwika. Potrzebuję godziny, by je przygotować.
Zdążę się przebrać, pomyślała.
— Czy mogłabym pojechać tam z panem?
— Oczywiście. Zaraz przekażę stajennemu, żeby przygotował fiakr.
CZYTASZ
Na progu raju (Zakończone)
Roman d'amourPółuśmieszek czający się na jego ustach i błysk w niemal czarnych oczach mówiły jej coś innego. Przez sekundę albo dwie wpatrywał się w nią tak intensywnie, że aż zabrakło jej tchu. W białej niby niedbale zarzuconej na ramiona koszuli, w czarnych je...