Splątane ścieżki

484 46 86
                                    

Karmiąc łabędzie, spoglądała przed siebie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Karmiąc łabędzie, spoglądała przed siebie. Brzeg, przy którym siedziała, urywał się nagle i zamieniał się w zieloną głębię. Widziała pod jej powierzchnią przemykające ryby, o lśniących tęczowo łuskach i falujące morze roślin. Wiele razy przychodziła nad to jezioro najpierw z ojcem, a później z Nathanem. W pamięci miała wiele pięknych wspomnień związanych z tym miejscem, dlatego bez protestu zgodziła się na jego odwiedzenie. Nieopodal miejsca, w którym zatrzymali się na piknik, z zieleni drzew wyłaniał się niewielki zbudowany z białego marmuru budyneczek. Wyglądem przypominający grecką świątynię. Bladoróżowe nenufary kołysały się sennie na tafli wody, po której niósł się wesoły kobiecy śmiech dobiegający z nieopodal przepływającej łódki. Uśmiechnęła się, na myśl o tym, że owa kobieta jest w tak samo szczęśliwym i radosnym nastroju, jak ona.

Spojrzała na Bertuccia i nagle wszystko się zmieniło. Zobaczyła coś, co wypełniło ją bezgranicznym przerażeniem. Tuż obok drzewa, pod którym leżał Bertuccio, zobaczyła ciemną sylwetkę mężczyzny. W jego ręce błysnął nóż długim ostrzu. Chciała krzyknąć i go ostrzec, ale w tym samym momencie została poderwana z ziemi, jak szmaciana kukiełka. Spłoszone ptaki zaczęły bić skrzydłami o wodę, a drobne białe pióra i puch zawirowały w powietrzu.

— Dlaczego tu znów wróciłaś? — usłyszała tuż przy uchu nieprzyjemny chrapliwy głos. Znała go doskonale. — Powiedziałem ci, że cię zabiję, jeśli jeszcze raz zobaczę w Paryżu.

Miriam nie potrafiła wydobyć głosu ze ściśniętego strachem gardła, na którym poczuła zimne ostrze sztyletu. Chwyciła mężczyznę za nadgarstek, starając się z całych sił odciągnąć jego uzbrojoną dłoń od swojej szyi, ale ten jeszcze bardziej przycisnął ostrze, przecinając skórę. Poczuła piekący ból, a lepka kropla krwi spłynęła po jej szyi i zniknęła pod koszulą.

Przemoc przychodziła Bertucciowi z ogromną łatwością. Po śmierci matki, kiedy wychowywał się sam na ulicach Florencji, była jak jego druga natura. Obecność nieproszonych gości wyczuwał już od dłuższego czasu, dlatego powalenie pierwszego przeciwnika nie sprawiło mu żadnych trudności. Szybkie uderzenie w szczękę pochylającego się nad nim mężczyzny pozbawiło tamtego przytomności. Podnosząc się z ziemi, zabrał mu sztylet.

Miriam miała wrażenie, że kolejnego przeciwnika Bertuccio nawet nie zauważył. Niemal przeszedł przez niego, zadając mu kilka szybkich cięć i pchnięć nożem i nie spuszczając z oczu trzeciego mężczyzny, który ją przytrzymywał. Bertuccio wyrzucił nóż.

Patrzyła jak jej mąż z przerażającą pewnością siebie, idzie w ich stronę. Miała wrażenie, że słońce przygasło, a cienie wydłużyły się, tak jakby były we władzy mężczyzny. W jednej chwili Bertuccio stał się groźny i mroczny. Gdy spojrzała mu w oczy, zobaczyła tylko zimną obojętność. Zupełnie, jakby ten ciepły i czuły mężczyzna, jakim był jeszcze kilka chwil temu, zniknął.

— Nie podchodź! — usłyszała, krzyk zza jej pleców. To nie powstrzymało idącego wprost na nich mężczyzny, uzbrojonego jedynie w zabójczą pewność siebie. Przez krótką chwilę czuła satysfakcję, słysząc strach w głosie Moreau.

Na progu raju (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz