Pałac L'abri

886 64 175
                                    


Wjechała galopem na teren parku. Schludnie utrzymana ścieżka, wysypana białymi kamykami, prowadziła do stajni, przed którą się zatrzymała. Zeskoczyła z konia, oddając wodze chłopcu, który wyszedł z budynku.

— Jest już nowy właściciel? — zapytała.

— Jeszcze nie.

— To dobrze. Rozsiodłaj Gideona, przetrzyj słomą i wypuść na padok, koło stajni.

Chłopiec skinął głową, a ona zebrała spódnicę i pobiegła do swojego pokoju.

Pałac L'abri był dwupiętrowym budynkiem o śnieżnobiałych ścianach. W dwunastu olbrzymich oknach odbijały się promienie porannego słońca. Do wnętrza budynku prowadziły szerokie sześciostopniowe schody, na których końcu znajdowały się duże przeszklone drzwi. To przy nich zaczęli powoli zbierać się ludzie, służący w tym domu. Oczekując na przybycie nowego właściciela, szeptem rozprawiali nad tym, jaka czeka ich przyszłość.

Weszła do środka bocznym wejściem dla służby i pobiegła jasnym korytarzem, ciesząc się, że tupot jej stóp zagłusza miękki dywan.

Znalazła się w swoim pokoju. Na jego niewielkiej przestrzeni stłoczone było łóżko, małe biurko zarzucone luźnymi kartkami, prowadzonego przez nią zielnika, którego jak do tej pory, nie miała czasu doprowadzić do porządku i nie miała pojęcia, co musiałoby się stać, by to zrobiła.

Obok leżały pisma, przysyłane jej z Orleanu, na temat prowadzenia ogrodów, szkice koni i kilka opasłych tomisk na ich temat.

Na parapecie okna stało całe mnóstwo malutkich doniczek, w których z ziemi, powoli i dostojnie, zachęcane ciepłem i światłem, wychylały się pierwsze zielone pędy.

Pod parapetem na długiej półce gnieździły się, niczym ptaki, różnej wielkości szklane słoiki. Ich zawartość stanowiły nasiona kwiatów, ziół, drzew owocowych i innych mniej lub bardziej egzotycznych roślin.

Pochodziły z różnych części Europy i świata. W swojej kolekcji miała nasiona, cedru syberyjskiego i cennej magnolii, które podarował jej ojcu sam Pierre Magnol*, botanik i zarządcą królewskich ogrodów.
Ojciec opowiadał, że z tych nasion wyrastają niezwykłe krzewy, o wyrafinowanych perłowobiałych kwiatach, które urzekają pięknem i uwodzą upojnym zapachem. Marzyła, by je kiedyś posadzić, we własnym ogrodzie.

Cieszyła się zaufaniem i poważaniem poprzedniej właścicielki, ale o przenosinach do większego pokoju nawet nie chciała słyszeć.

W swoim mniemaniu nie czuła się nikim na tyle ważnym, by dostępować zaszczytu i mieszkać na salonach. Ten mały, przytulny pokój był dla niej idealny. Uwielbiała go choćby za to, że wystarczyło szeroko uchylić okno i można było wyjść przez nie, wprost do ogrodu.

Zrzuciła płaszcz podróżny. Pozbyła się torby, rzucając ją na łóżko. Buteleczki, które były w jej wnętrzu, cicho zadzwoniły, uderzając jedna o drugą. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze.

— Moje włosy! — złamała ręce.

Były długie, gęste w ciemnokasztanowym kolorze, delikatnie zawijające się w naturalne duże loki. Nic nie było ich w stanie ujarzmić. Ani szczotka, ani grzebień, a teraz na dodatek potargał je wiatr.

— Wstążka! — przyszło jej do głowy, ale jak na złość żadnej nie mogła znaleźć. Jej nerwowe poszukiwania sprawiły, że nierówno ułożony stosik kartek zielnika zaścielił podłogę.

— Och, daj sobie spokój! — parsknęła do siebie, a wybiegając z pokoju, splatała włosy w luźny warkocz.

Przed domem stanęła w szpalerze kilku osób, wyczekujących na przybycie nowego właściciela. Jej przyjaciółka Colett, z dezaprobatą pokręciła głową.

Na progu raju (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz