132

1.1K 128 62
                                    


– Wszystkiego najlepszego hyung!

Chris uśmiechnął się szeroko, na widok swojego chłopaka w grubej, jasnozielonej kurtce, trzymającego w dłoniach średniej wielkości torbę prezentową.

– Dziękuję Lix – ucałował krótko jego policzek – Nie chciałem żadnego prezentu.

– Ale ja chciałem Ci go dać.

Rzecz w tym, że sprawa prezentu dla Banga była naprawdę ciężka. Od kiedy tylko dowiedział się, że urodziny starszego się zbliżają, zaczął namiętne przygotowania, aby prezent był praktyczny, ale też sprawił Chanowi miłe uczucie na sercu na jego widok. Spędził godziny na spacerowaniu po galerii, a wtedy z ratunkiem przyszedł mu Jisung, który zadzwonił do niego również w sprawie prezentu. W taki sposób dowiedział się, że wraz z Changbinem kupują ich przyjacielowi gramofon, o którym od dawna mówił.

Po tej informacji od razu popędził do sklepu muzycznego i wybrał kilka winyli ulubionych artystów Chana. W końcu musiał mieć czego słuchać na nowym gramofonie, więc było to praktyczne.

Częścią prezentu, która miała sprawić, że poczuje radość, zostało całe opakowanie domowych wypieków Felixa. Każda słodkość została przez niego idealnie ozdobiona, a nawet pudełko nie zostało pominięte i pojawiło się na nim kilka naklejek oraz krótkie życzenia. A ostatnią rzeczą, jaka miała dać mu trochę ciepła – dosłownie i w przenośni – był pluszak.

Felix nie miał pojęcia, czy starszy w ogóle lubi pluszaki, ale wywnioskował, że każdy dobry człowiek musi je lubić. To ludzka natura! Nawet jeśli nie był ich wielkim fanem, chłopak miał nadzieję, że niewielka pluszowa kaczuszka będzie przypominała Bangowi o nim i o tym, jak bardzo go adoruje.

– Czemu jesteś ubrany tak grubo? – zaśmiał się.

Ten dzień zaczął się okropnie. Oprócz tego, że Lee nastawił sobie budzik, żeby mieć dużo czasu na przygotowania, to ten nawet nie zadzwonił, a on obudził się godzinę później. Biegał po domu jak poparzony, przebierając się i pytając swoją mamę, czy na pewno ta koszulka pasuje do tych spodni.

Była to w końcu ich pierwsza randka.

Blondyn o mało co nie odleciał ze szczęścia, kiedy Chan zadzwonił do niego kilka dni wcześniej z pytaniem, czy nie chciałby iść na randkę. Pierwszy raz wychodzili gdzieś sami jako para, dlatego chciał być w stu procentach przygotowany.

Do tego złożyło się, że dzień ich spotkania był też urodzinami Chrisa, a przez całe zamieszanie, przypomniało mu się to dopiero przed samym wyjściem. Po kolejnej rundzie do swojego pokoju i z powrotem miał dość życia, a pogoda na zewnątrz tylko go dobiła. Nie miał już czasu, a jedyną rzeczą, jaka była pod ręką, była obrzydliwie jaskrawa kurtka, którą nosił ostatniej jesieni.

W taki sposób skończył przed swoim chłopakiem z roztrzepanymi włosami, czerwonymi policzkami, w tej właśnie kurtce.

– Bo jest zimno! – odparł – Tobie nie jest?

– Niezbyt. Wchodzimy do środka?

Felix całkowicie zapomniał, że stoją kilka kroków przed niewielkim barem, w którym się umówili. Wszedł jako pierwszy i wybrał jeden ze stolików przy oknie, a po złożeniu zamówień podał starszemu torbę prezentową.

– Otwórz! – klasnął w dłonie.

– Już? – zaśmiał się.

– Już – przytaknął – Obejrzyj wszystko dokładnie.

Chan uśmiechnął się pod nosem i jako pierwszego wyciągnął pluszaka, który zdecydowanie najbardziej rzucał się w oczy.

– Kaczka? – parsknął – Jest przesłodka. Wygląda trochę jak ty.

6960 MAGIC| chanlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz