epilog

1.5K 135 127
                                    


Konflikt MGC 6960 określano zaburzeniem łączności, które przytrafiało się raz na trzysta tysięcy przypadków. Osoba, której dotykało, miała problemy w komunikacji ze swoją bratnią duszą na wielu płaszczyznach. Było to na przykład ograniczenie w słyszalności drugiej osoby, czy też trudności pojawiające się przy pasku przeznaczenia. Chory, bo tak należało nazwać taką osobę, często miewał przez to kłopoty w odnalezieniu swojej bratniej duszy. Przy konflikcie 6960 należy wejść w bliską relację ze swoją przypisaną osobą, aby odczuć jakiekolwiek bodźce. Nie jest to stuprocentowo zagwarantowane, ale obecność bratniej duszy może sprawić, że między innymi słyszalna będzie muzyka. Każdy chory jest indywidualnym przypadkiem, dlatego nie ma określonego sposobu na powrót do normalności, a leczenie jest niemożliwe.

Szansa na to, że osoba cierpiąca na MGC 6960 kiedykolwiek pozna swoją bratnią duszę, naukowo była określana w zaledwie kilku procentach, a potocznie mówiąc, była naprawdę maleńka. Dlatego obserwując, jak Chan biega po plaży wraz z pieskiem jego rodziny, czuł się bardziej niż wdzięczny. Akurat oni dostali tę szansę, aby się poznać, co było jak wyróżnienie od przeznaczenia. Za każdym razem, gdy spoglądał na starszego, a później na swój czerwony pasek, nie mógł powstrzymać wszechogarniającego szczęścia.

Jedynym z wielu powodów, za które kochał Australię, była pogoda. Był trzydziesty pierwszy grudnia, a mógł w spokoju siedzieć na pomoście i rozkoszować się słońcem. Była chwila przez czternastą, a oni świeżo po obiedzie postanowili wybrać się z Berry na spacer. Dokładnie rok temu nie mógł spędzić na zewnątrz więcej niż pół godziny na oglądaniu fajerwerk, a teraz mógłby wręcz zacząć się opalać.

Jego obecnym zajęciem było robienie zdjęć na przemiennie z nagrywaniem filmików Banga z pieskiem, choć jedynym co było na nich słychać, był jego śmiech i wołania Chana, aby Berry do niego wracała, ponieważ cały czas wchodziła do wody. Wyglądała przesłodko pływając, co oczywiście też uwiecznił na filmiku.

– Felixie!

Chłopak podniósł wzrok znad telefonu i uśmiechnął się szeroko, widząc jak jego chłopak zbliża się do niego z pieskiem w ramionach. Była cała mokra, przez co w takim samym stanie skończyła koszulka starszego, ale nie żeby na to narzekał.

– Tak?

– Zrób nam zdjęcie – uśmiechnął się.

Lee odwzajemnił gest i automatycznie zrobił kilka fotografii, aby Chris mógł wybrać jedno, bo pewnie skończy na jego profilu.

– Wyszliście pięknie.

– Tak uważasz? – zaśmiał się cicho – W takim razie dziękujemy, prawda Berry? – podrapał ją za uchem, na co odparła szczeknięciem.

– Słodka – zachichotał – Berry wygląda tak samo, jak Odi.

– Są tej samej rasy – przytaknął – Jeszcze trochę pobiegamy i potem wrócimy do domu, okej?

– W porządku.

– Ale teraz idziesz z nami!

Młodszy zdążył wsunąć telefon do kieszeni spodenek i ją zasunąć, kiedy Bang pociągnął jego dłoń. Zaśmiał się pod nosem, splatając ciasno ich palce, dając porwać się dobremu humorowi i pięknej pogodzie.

Pomysł o locie do Australii pojawił się nagle, a właściwie Felix dowiedział się o nim trzy dni wcześniej. Zaledwie dwa dni po Bożym Narodzeniu, siedzieli w studiu słuchając melodii do nowej piosenki 3RACHY, choć Lee już doskonale ją znał. Pośród wszystkich pokręteł i sprzętu muzycznego znalazło się miejsce dla małej choinki, świątecznych lampek i świecącego bałwanka, a wszystko było sprawką jego i Jisunga. Wtedy też Chan wyciągnął z jednej z szuflad kopertę i podał ją blondynowi, mówiąc, że to część świątecznego prezentu, której nie wręczył mu wcześniej.

6960 MAGIC| chanlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz