Eustachy wrócił do domu zlany potem. Był upalny sierpniowy dzień, termometry w cieniu wskazywały prawie trzydzieści sześć stopni - niezbyt zachęcająco. W taką pogodę najchętniej siedziałby w domu z wentylatorem ustawionym prosto na twarz i książką. Wentylator ten jednak uległ zepsuciu z powodu kota, który uznał go za wroga wymagającego zwalczenia. Obgryzał on kabel zasilający, aż w końcu przewrócił cały wiatrak, łamiąc go i rodzina musiała zakupić nowy. Przez nieuwagę został on zamówiony do Katowic i oczywiście ktoś musiał go odebrać. Rodzice byli w pracy, a Wincenty, starszy z synów, wyjechał na cztery dni w Bieszczady ze znajomymi, więc padło właśnie na Eustachego.
Podróż z Mikołowa do Katowic nie była aż tak uciążliwa, jak można by się tego spodziewać w taki dzień: autobus miał klimatyzację, prawie nikogo w nim nie było, jedyną drobną niedogodność stanowiło niemowlę, które gdzieś na końcu pojazdu postanowiło dać popis swoich możliwości emisji głosu. Poza tym dzień zapowiadał się w miarę znośnie.
Jednak upał z czasem zaczął przybierać na sile i wędrówka przez katowickie ulice, chodniki, rynek i ogólną betonozę stawała się coraz bardziej męcząca. Na domiar złego w drodze powrotnej na plac Andrzeja, skąd odjeżdżał autobus do domu, Eustachy musiał dźwigać nielekki i niemały karton. W autobusie również nie miał już tyle szczęścia, co poprzednio. Brak klimatyzacji, więcej ludzi, w dodatku sporo nieumiejących się zachować: jakiś starszy mężczyzna rozłożony na dwóch siedzeniach, kłócąca się para dyskutująca zawzięcie, jacy są nieszczęśliwi, jak rujnują sobie nawzajem życie i obrzucająca się nawzajem niecenzuralnymi epitetami, grupa nastolatek gapiących się w telefony i przeżywających, "że ten Rafał, co Aśkę rzucił, znalazł sobie inną i jaki ona ma krzywy ryj"... no ludzie, litości! Do tego ktoś potknął się o pudło Eustachego, które cały czas podróży stało na podłodze i zrobiło się lekkie zamieszanie.
Wreszcie autobus zatrzymał się na Wymyślance. Eustachy z nadzieją na odrobinę świeżego powietrza wziął wentylator i ruszył w kierunku drzwi. Rozczarował się jednak, czując, że temperatura na dworze niewiele różni się od tej w pojeździe. Na szczęście cień w parku dał mu trochę wytchnienia.
Gdy chłopak wszedł między bloki Osiedla przy Plantach, pojawił się jednak kolejny powód do zmartwień. Z zachodu dobiegł głuchy pomruk.
No tak, burza... piekło meteopatów... jeszcze tego brakowało... Eustachy już był w stanie sobie wyobrazić ten nieznośny ból głowy, który nieraz już uniemożliwił mu normalne funkcjonowanie na ładnych parę godzin. Ku jego uciesze, to były już ostatnie metry jego zmagań z upałem i pudłem.
Po tak pozornie zwyczajnej, a mimo wszystko dość wyczynowej przejażdżce do Katowic Eustachy w końcu stał w przedpokoju cały mokry od potu i zadawał sobie w myślach pytanie, dlaczego ta egzystencja musi być taka ciężka. Po kilku minutach zabrał się za rozpakowywanie wiatraka. Poradził sobie z tym szybko i sprawnie - ostatecznie urządzenie zadziałało. Chłopak udał się więc do swojego pokoju, rozłożył wygodnie na łóżku i już miał się zdrzemnąć, gdy nagle zadzwonił telefon. Dzwonił Piotrek, kolega z klasy Eustachego.
- Halo? - odezwał się sennie Eustachy.
- No cześć! - zawołał Piotrek po drugiej stronie połączenia. - Jesteś w domu?
- Ta...
- Przeszkadzam?
- Nieee, po prostu ledwo żyję przez tę pogodę. Możesz spokojnie pytać, o co chcesz.
- Nie chciałbyś wpaść do mnie jutro po południu? Tak o siedemnastej może? Tak po prostu posiedzieć, pogadać, pograć w coś, może połazić, jak będzie pogoda... Będę ja z Agnieszką, Robert, Julka, Krzysiek i jeszcze ludzie spoza naszej szkoły, ale ich poznasz, jak przyjedziesz.
CZYTASZ
Opowieść snem podszyta
ParanormalZwyczajny sierpniowy dzień w zwyczajnym mieście. Dzień, który nie różni się zbytnio od pozostałych. To zaskakujące, jak łatwo można dać się zwieść pozorom - właśnie taki nudny dzień może nieoczekiwanie stać się początkiem dziwnej, skomplikowanej his...