15. Głos, który zamilkł

30 5 15
                                    

Antyk, antyk i jeszcze raz: antyk. To w tym momencie było dla Anieli najważniejsze.

- Z Biblii wszystko opanowane... - wyliczała półgłosem. - "Antygona" i "Król Edyp" też... Jeszcze cechy tragedii przydałoby się powtórzyć. No i mity. Jakie były atrybuty tych bogów?... Jak mu tam było na imię, temu, co po labiryncie łaził? Coś na "T"... I o co chodziło z koniem trojańskim: Grecy Trojanom, czy Trojanie Grekom?... A tak w ogóle, to która jest godzina?

Rzuciła okiem na telefon. Pierwsza dwanaście.

"Już? - zdziwiła się. - Dopiero było wpół do dziesiątej..."

Pozamykała książki oraz zeszyty, po czym wstała. Zdjęła miętowy szlafrok, rzuciła go niedbale na krzesło i zgasiwszy światło, położyła się do łóżka. Zgodnie ze swoim zwyczajem obróciła się w stronę okna i czekała na sen...

Nie mogła jednak zasnąć. Myślała o tacie, który tej nocy nie spędzał w domu. Razem z wujkiem Darkiem na zmianę mieli czuwać nad babcią Rozalią, której stan znacznie się pogorszył tej niedzieli. W powietrzu wisiał niepokój, który sprowadzał myśli Anieli w zakamarki umysłu, do jakich wolałaby nie docierać.

Mama i Iza już dawno spały. W domu było ciemno i cicho. Każdy najmniejszy szelest przyspieszał bicie serca dziewczyny, jakby był nie szelestem, lecz grzmotem. Aniela w krótkim czasie straciła już nawet chęć do spania w obawie przed koszmarami. Ta noc wydała jej się wyjątkowo przerażająca, choć nic się nie wydarzyło.

"To wszystko w twojej głowie, Aniela... - powtarzała w myślach. - Uspokój się, to wszystko w twojej głowie..."

Nagle zza biurka dobiegło ciche, nieregularne postukiwanie.

Aniela wstrzymała oddech ze strachu, lecz po chwili przypomniała sobie, że Izie zdarzało się kopać ścianę przez sen.

"Farciara - pomyślała. - Ona tam śpi jak zabita, a ja tu przeżywam zawał przez byle puknięcie..."

Mimo emocji w końcu zaczęła ogarniać ją senność. Dziewczyna rozłożyła się więc wygodnie na łóżku i nawet nie zdązyła o niczym pomyśleć. Już spała.

***

Sen miała wręcz groteskowy. Znajdowała się w sali sądowej, a dokładniej: na ławie oskarżonych. Nie miała pojęcia, kto i o co ją oskarżył. Nie chciała jednak pytać - ludzie, którzy również tam przebywali, nie wyglądali według niej na godnych zaufania. Mieli na sobie dziwaczne płaszcze w jakimś bliżej nieokreślonym, zgniłym kolorze. Ich wielkie kaptury były naciągnięte tak mocno, że zasłaniały ich twarze w całości, pozostawiając jedynie wąskie otwory pozwalające im swobodnie oddychać. Przeglądali jakieś dokumenty, szepcząc między sobą. Sędziego nie było.

"Co to wszystko ma znaczyć?! - zastanawiała się Aniela. - Za co ja tu jestem?"

Drzwi otworzyły się i do sali weszła ostatnia osoba, jakiej dziewczyna by się spodziewała.

Pani Czesia.

Mała, dość tęga, ubrana po sędziowsku, przemierzała pomieszczenie, piorunując wszystkich obecnych złowrogim spojrzeniem. Gdy spoczęło ono na Anieli, zdawać by się mogło, że stało się jeszcze zimniejsze niż wobec reszty zgromadzonych. Staruszka zajęła miejsce i ogłosiła:

- Witam wszystkich. Uprzedzam, że nie zamierzam się babrać z tym całym prawniczym zamieszaniem, przeprowadzę to po swojemu.

"Dobra, robi się ciekawie... - przyznała w duchu Aniela. - Ale trzeba przyznać: pani Czesia zawsze pozostanie panią Czesią. Niezależnie od tego, jak dziwne byłyby okoliczności".

Opowieść snem podszytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz