Ciemne, martwe miasto. Choć zadbane, nie było miejscem, w którym chciałoby się spędzić noc. Nina kroczyła powoli po mokrym chodniku, mijając szare bryły budynków i bezlistne drzewa. Nie widziała żadnych ruchów wokół siebie i nie słyszała żadnych dźwięków poza własnymi krokami oraz pomrukami oddalającej się burzy. Wszystkie okna w kamienicach wręcz ziały mrokiem. Nawet lampy uliczne nie działały. Dało się jednak cokolwiek zobaczyć dzięki światłu księżyca przebijającemu się przez chmury.
Dziewczyna nie bała się. Czuła jedynie lekki niepokój. Nie miała czasu na angażowanie się emocjonalnie w obserwację otoczenia. W skupieniu rozglądała się w poszukiwaniu mniej mrocznych rejonów miasta. Wytężała wzrok, mając nadzieję, że gdzieś na końcu uliczki, za zakrętem czy między budynkami dostrzeże błysk przyjaznego światła. Nic jednak nie znalazła. Nadal towarzyszyło jej tylko to trupioblade światło nasilające się i słabnące w zależności od położenia chmur...
...i od pewnego momentu także dziwna pomarańczowa poświata...
Czym była? Skąd pochodziła? Nie dało się stwierdzić. Przypominała tę wywoływaną przez lampy sodowe, lecz Nina nadal nie natrafiła na żadną sprawną. Widok ścian i pni drzew emanujących nikłym, ciepłym światłem budził w niej nieodpartą chęć ucieczki, choć sama nie wiedziała, przed czym miałaby uciekać. W końcu to tylko poświata, jak niby miałaby ją skrzywdzić? Jednak mimo prób racjonalnego podejścia do tego zjawiska strach zwyciężył. Dziewczyna zaczęła biec.
Przemykała się przez ciasne zaułki, przedzierała przez krzaki i żywopłoty, byle tylko stracić sprzed oczu to dziwne zjawisko. Im dłużej jednak uciekała, tym silniejsze miała poczucie, że się gubi. Miasto zdawało się labiryntem bez wyjścia, a poświata z czasem stawała się jaśniejsza. Fakt ten sprawił, że niepokój Niny przerodził się w panikę.
Nagle w oddali coś błysnęło. Dziewczyna bez zastanowienia rzuciła się w tamtym kierunku. Tak bardzo skoncentrowała się na miejscu, gdzie zobaczyła światło, że przestała zwracać uwagę na otoczenie. Po chwili znalazła się u celu. Przystanęła i rozejrzała się.
Przed nią ciągnęła się dość wąska alejka. Masywne kamienice i gęsto zasadzone drzewa nadawały jej złowieszczego charakteru. Nie wyglądała zachęcająco, lecz ku uciesze Niny po obu stronach drogi stały dwa idealnie proste rzędy ozdobnych latarni jarzących się ciepłym, miłym blaskiem. Przyjemnym dla oka i tak dziwnie przyciągającym... Uliczka mimo ogólnej grozy aż prosiła się, żeby w nią wejść, choć dziewczyna nie rozumiała, dlaczego odczuwa to aż tak mocno. Poddała się pokusie i ruszyła przed siebie.
"Raj perfekcjonistów - myślała, przyglądając się latarniom. - Tak równiutko ustawione, że aż miło się patrzy. Jednak nie jest tu aż tak źle. Może dojdę do końca i nie dostanę w głowę cegłą albo czymś podobnym. Będzie dobrze..."
Dotarła do skrzyżowania. Po jej lewej stronie wznosiła się trzypiętrowa szkoła, po prawej hala sportowa otoczona rozległym, pustym parkingiem. Po drugiej stronie prostopadłej ulicy znajdowały się domy jednorodzinne, a za nimi rozpościerały się nagie korony drzew. Nina odwróciła się i raz jeszcze spojrzała na pozostawioną w tyle tajemniczą alejkę. Na jej oczach wszystkie latarnie po kolei zgasły. Poczuła zimny dreszcz.
Stała tak, nie wiedząc, dokąd iść. Nad jej głową jaśniał księżyc w pełni. Nie było jednak czym się zachwycać - przysłaniała go lekka mgła. Atmosfera stała się wręcz upiorna. Na domiar złego znów pojawiła się ta nieszczęsna poświata, której dziewczyna miała już serdecznie dość. Co więcej, w parterowych oknach szkoły dało się dostrzec bladoniebieskie rozbłyski. Nina podeszła do najbliższego słupa ze znakiem drogowym i trzęsącymi się rękami objęła go. Znów zaczęła się panicznie bać.
CZYTASZ
Opowieść snem podszyta
ParanormalZwyczajny sierpniowy dzień w zwyczajnym mieście. Dzień, który nie różni się zbytnio od pozostałych. To zaskakujące, jak łatwo można dać się zwieść pozorom - właśnie taki nudny dzień może nieoczekiwanie stać się początkiem dziwnej, skomplikowanej his...