Była godzina dwudziesta trzecia. W pokoju świeciła się jedynie lampka do czytania przymocowana do ściany nad łóżkiem. Obok łóżka stała spakowana zielona walizka - wszystko przygotowane na jutrzejszy wyjazd do Warszawy.
Aniela leżała przykryta kołdrą i wpatrywała się tępo w sufit. Właściwie nawet nie wiedziała, co czuje. Radość z wyjazdu i ekscytacja związana ze zbliżającymi się zawodami pływackimi mieszała się ze złością i wstydem spowodowanymi popołudniową sytuacją z rynku oraz lekką tęsknotą za Stefanem. Dziewczyna z niedowierzaniem przypominała sobie wydarzenia sprzed kilku godzin, czuła się zażenowana faktem, że zerwała podwójnie. Nie chciała, aby Eustachy i Stefan dowiedzieli się o sobie nawzajem. Teraz żałowała, że nie zerwała z tym pierwszym wcześniej, kiedy on dawał jej znaki, że czas wreszcie to zrobić. Żałowała tego, że nie chcąc już więcej widzieć Eustachego, nie dopuszczała do spotkania. Chciała zakończyć wszystko od razu, bez konieczności rozmowy. W tym momencie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego zachowywała się tak dziecinnie. Jednak było już za późno, została sama. Mimo przeprowadzonej przed chwilą godzinnej rozmowy z Moniką, najlepszą przyjaciółką, nadal nie mogła pozbierać myśli.
Zgasiła światło. Teraz w pokoju panowały ciemności. Aniela wtuliła się w poduszkę i próbowała zasnąć, jednak bez skutku. Denerwował ją każdy odgłos: słyszalny z dołu włączony telewizor, jakaś muzyka u młodszej z sióstr, Izy, co jakiś czas samochody przejeżdżające za oknem... wszystkie te czynniki powodowały, że dziewczyna miała ochotę czymś rzucić.
"Skup się, Aniela, skup się... - powtarzała sobie w myślach. - Skup się na następnym tygodniu. Jedziesz tam po zwycięstwo. Uda ci się. Zajmiesz myśli i wszystko minie..."
Usiłowała skoncentrować się na zawodach. Częściowo jej się to udało. Wyobrażała sobie siebie w swoim żywiole - sunącą po torze, pokonującą opór wody. Już wyobrażała sobie style, w jakich pływała, w szczególności żabkę, którą lubiła pływać najbardziej. Już widziała siebie wyprzedzającą wszystkich, dopływającą jako pierwsza i w końcu stojącą na pierwszym stopniu podium ze złotym medalem na szyi. Te obrazy wprawiły ją w nieco lepszy nastrój. Już tak bardzo chciała tam być i tego wszystkiego doświadczyć... Jednak gdzieś w podświadomości brzmiała nadal cicha i niezbywalna nuta bezsilnej złości.
Muzyka za ścianą i telewizor na dole już dawno ucichły, lecz Aniela dopiero teraz zwróciła na to uwagę. W końcu poczuła przybierającą na sile senność. Myśli zaczęły jej się plątać, aż wreszcie zasnęła.
***
Znajdowała się w jakimś pokoju, który nie przypominał jej żadnego znajomego miejsca. Pokój ten był wysoki i dość wąski, jakby należał do mieszkania w jakiejś starej kamienicy. Ściany miały odcień jasnożółty. Meble z ciemnego drewna wyglądały na antyki.
Panował tu półmrok. Ciemnobrązowe zasłony sprawiały, że do pomieszczenia wpadała jedynie odrobina światła słonecznego, tworząc jasny, wąski prostokąt na panelach nieprzykrytych żadnym dywanem. Słońce odbijające się od podłogi oświetlało pewien szczegół, który przykuwał uwagę swoją wyjątkową tajemniczością. Na ścianie wisiał obraz przedstawiający twarz młodej kobiety, być może nawet rówieśniczki Anieli. Twarz czystą, bladą, o łagodnych rysach. Kobieta ta miała zamknięte oczy i lekko rozwarte usta, jakby chciała właśnie powiedzieć coś ważnego, głębokiego, na co trudno się zdobyć. Ten wyraz twarzy zdawał się bardzo niepewny, jakby twarz ta należała do osoby nieśmiałej. Tło stanowiły gęste szare obłoki. Przysłaniały one też część czoła, szyję i ramiona kobiety, przez co nie były widoczne jej włosy i ubrania.
W Anieli ten portret wzbudził dziwne uczucie niepokoju, dlatego nie zastanawiając się dłużej, podeszła do niego, zdjęła go ze ściany i położyła na komodzie obrazem w dół. Postanowiła wyjść z pokoju, aby się rozejrzeć.
Przeszła przez uchylone drzwi. Nie było tu nic ciekawego: przedpokój jak każdy inny. Drzwi wyjściowe i troje mniejszych prowadzących do innych pomieszczeń. Z boku wieszak na kurtki z zawieszonym na nim czyimś bordowym płaszczem. Na wycieraczce czarne skórzane buty. Aniela zaczęła się zastanawiać, u kogo właściwie jest.
Już miała iść dalej, aby zbadać otoczenie, gdy nagle drzwi jednego z pokoi otworzyły się i wyszła z nich starsza pani ubrana w sweter w kolorze płaszcza wiszącego na wieszaku i długą czarną spódnicę. Nie zamieniła z Anielą ani słowa, nie reagowała na jej pytania. Po prostu weszła do pokoju, z którego przed chwilą wyszła dziewczyna i powiesiła obraz leżący na komodzie na jego wcześniejsze miejsce. Aniela znów próbowała nawiązać rozmowę, lecz w tym momencie obudziła się.
Zdarzają się takie sny, które sprawiają, że po przebudzeniu czujemy się dziwnie, niezręcznie, jakby coś ugodziło w jakiś nasz punkt wrażliwy. Właśnie tak poczuła się Aniela, gdy już przypomniała sobie, gdzie jest, jaki jest dzień tygodnia i co ma się wydarzyć. Nadal miała w pamięci tę obcą twarz z portretu o niepokojącym wyrazie. Przerażał ją też realizm tego snu.
Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju wbiegła radośnie trzynastoletnia Iza, krzycząc:
- Wstawaj! Jedziemy do Warszawy!
- Iza, weź mnie zostaw... - jęknęła Aniela zaspanym głosem. - Już się zbieram...
- Wstawaj, ciocia Jadzia będzie na nas czekać!
- Spadaj! - zirytowała się Aniela. - Jest siódma rano, nie pali się!...
Usiadła na łóżku, chwyciła niewielkiego jaśka, na którym lubiła opierać głowę podczas czytania i rzuciła nim w kierunku siostry. Nie trafiła.
Iza w końcu sama znudziła się próbami wybudzenia siostry i wyszła z pokoju. Aniela uznała, że skoro już tak skutecznie przywołano ją do porządku, to najlepiej będzie wstać. Tak też zrobiła.
Gdy przyszła do kuchni, zastała siedzącą przy stole i jedzącą już Izę oraz krzątających się rodziców. Rzuciła tylko niemrawe "cześć", nie dążąc do dalszej interakcji i nie słuchając ich rozmowy, po czym usiadła. Nie chciało jej się wkładać większego wysiłku w przygotowanie śniadania, więc wzięła pierwszą lepszą bułkę leżącą w koszyku na stole, posmarowała od niechcenia masłem i wgryzła się w nią.
- Wzięłabyś sobie chociaż trochę sałaty albo szynki - odezwała się mama, gdy zobaczyła, co robi jej córka.
Aniela nie zareagowała. Zjadła i wyszła z kuchni. Przez chwilę snuła się po domu bez celu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, aż w końcu postanowiła kontynuować ostateczne przygotowania do wyjazdu.
Nieco później, podczas, gdy tata układał bagaże w samochodzie, mama zaczęła bacznie obserwować Anielę. Dziewczyna akurat z roztargnienia wiązała nie swoje buty i właśnie się na tym przyłapała.
- Wszystko w porządku? - spytała mama. - Wydajesz się taka nieobecna myślami. Coś się stało?
- Aaaaaa, wkurzają mnie faceci!... - wyżaliła się Aniela. - Szkoda gadać...
Nie chciała mówić o sytuacji z dnia poprzedniego, ponieważ wiedziała, jak bardzo źle to brzmi i jak wielki błąd popełniła. Kiedy poznała Stefana, wmówiła rodzinie, że zerwała z Eustachym. Widziała się z nim na tyle rzadko od tego czasu, że łatwo było znaleźć inne wytłumaczenie każdego takiego wyjścia. Nie wspomniała też o swoim śnie; zdawała sobie sprawę, że mama może tego nie zrozumieć i że może jej się to wydać głupie, że dziewczyna się tym aż tak przejęła.
- Chodźcie już! Możemy się zbierać! - oznajmił tata, który stanął właśnie w progu ku uciesze Anieli. Uchroniło ją to przed możliwymi niewygodnymi pytaniami ze strony mamy.
Dopiero gdy razem z mamą i Izą dziewczyna wyszła z domu, dotarło do niej, że właśnie zaczyna się przygoda, na którą czekała już od miesiąca. Poczucie wstydu powoli zastępował entuzjazm, który nasilił się jeszcze bardziej, gdy samochód ruszył. Aniela spojrzała na oddalający się dom i po chwili przeniosła wzrok na niebo zasłonięte chmurami. Mimo tej szarości uśmiechała się teraz od ucha do ucha. Założyła słuchawki i oparła się o tego samego jaśka, którym wcześniej próbowała rzucić w siostrę. Naszła ją chęć posłuchania czegoś klasycznego. Od czasu do czasu Aniela lubiła tak oderwać się od codzienności i porzucała chwilowo muzykę popularną na rzecz romantyków, klasyków czy nawet dawniejszych kompozytorów. Tym razem włączyła pierwszą symfonię C-dur Beethovena. Wsłuchała się w pogodne brzmienia orkiestry i oddała się marzeniom.
CZYTASZ
Opowieść snem podszyta
ParanormalZwyczajny sierpniowy dzień w zwyczajnym mieście. Dzień, który nie różni się zbytnio od pozostałych. To zaskakujące, jak łatwo można dać się zwieść pozorom - właśnie taki nudny dzień może nieoczekiwanie stać się początkiem dziwnej, skomplikowanej his...