Aniela szła przez Wymyślankę, uważnie rozglądając się na wszystkie strony. Zapadał zmierzch. Niebo zasnute było ciężkimi chmurami, padał śnieg. Wiatr szalał wśród bezlistnych gałęzi drzew, łamiąc niektóre z nich. Szumiał, gwizdał, przewracał kosze na śmieci i smagał dziewczynę po twarzy z zatrważającą siłą. Tak strasznej zawieruchy nie widziała jeszcze nigdy.
Stanęła przy zejściu na Planty obok przedszkola. W okolicy nie było żywego ducha. Próbowała wołać o pomoc, nie wiedząc nawet, kto, jak i dlaczego miałby jej pomóc, lecz jej głos zmieniał wysokość w sposób niekontrolowany i nienaturalny. Z duszą na ramieniu postanowiła więc przejść na niewielką polankę między drzewami w parku niedaleko miejsca, w którym się zatrzymała. Tam usiadła na ziemi i czekała, choć nie wiedziała, na co.
"Nie chcę tu być... - myślała ze łzami w oczach. - Okropne miejsce! A tak je zawsze lubiłam!"
Śnieg powoli przestawał padać, wiatr również się uspokoił. Aniela znów zaczęła się rozglądać. Zauważyła ciemniejsze zwały chmur wszędzie dookoła, gdzieś nad miastami sąsiadującymi z Mikołowem. Nad samym Mikołowem było nieco jaśniej. Widok ciemniejszych odcieni szarości na niebie przestraszył ją, ponieważ oznaczało to, że nieważne, w którą stronę wiatr przegoni chmury, zamieć i tak niedługo powróci.
Ziemia, na której siedziała, nie była pokryta śniegiem w całości, co zdziwiło Anielę, która przecież na własne oczy widziała intensywność opadu. Suche, zeszłoroczne liście wyglądały bardziej tak, jakby osadził się na nich szron. Dziewczyna spojrzała w kierunku Osiedla przy Plantach dobrze widocznego z tego miejsca, szczególnie o tej porze roku. W licznych oknach czteropiętrowych bloków świeciły światła. Ludzie chronili się w swoich mieszkaniach przed zimą. Aniela tyle by dała, aby móc również doświadczyć tego błogiego spokoju, okryć się kocem i przy herbacie czytać dobrą książkę lub oglądać film. Do domu miała jednak daleko - mieszkała po drugiej stronie miasta. Bała się iść w takich warunkach i przy takiej pustce na ulicach.
Nagle rozległy się czyjeś kroki. Ktoś szedł w miarę szybko po nadgryzionym zębem czasu chodniku. Minęło kilka sekund i między pniami drzew Aniela dostrzegła Eustachego. Chłopak był ubrany w elegancki czarny garnitur bez żadnego cieplejszego okrycia. Blond włosy miał starannie uczesane i ułożone. Wyprostowany kroczył dumnie, niosąc wielkie ciemnoczerwone pudło przewiązane kremową wstążką i zawinięty w papier bukiet kwiatów. Wyglądał, jakby wybierał się na randkę.
W Anieli obraz ten wzbudził złość. Nadal pamiętała, jak jeszcze parę miesięcy temu sugerowała mu, aby wyjść wspólnie i romantycznie spędzić wieczór. Pamiętała, jak odmawiał, tłumacząc, że "to nie jego klimaty, że woli bez zbędnego zamieszania, a tak w ogóle, to nie ma na takie rzeczy pieniędzy".
"Hipokryta skończony... - myślała. - Moje marzenia miał gdzieś, ale dla innej już kupuje prezenty i kwiaty... Pewnie się umówili na kolację przy świecach, pewnie ona gdzieś czeka na niego wystrojona jak szczur na otwarcie kanału, a ja musiałam się o to prosić i nie dostałam nic. Jaki cham z niego!"
Eustachy nawet nie spojrzał w jej kierunku. Wszedłszy po schodach przy przedszkolu, skręcił w prawo i przeszedł przez ulicę. Wyglądało na to, że celem jego wędrówki jest przystanek autobusowy.
Gdy chłopak zniknął z pola widzenia Anieli, dziewczyna znów odwróciła się w kierunku osiedla. W półmroku Planty zdawały się tajemnicze, ponure, wręcz przerażające. Zrobiło się już na tyle ciemno, że parkowe lampy rozbłysły bladym światłem energooszczędnych żarówek - tak szary krajobraz został wzbogacony o odrobinę blasku, choć nie wpłynęło to zbyt znacząco na poziom strachu Anieli.
Nie miała przy sobie zegarka ani telefonu, więc szacowała, która jest godzina. Szesnasta? Piętnaście po szesnastej? Ale czy to w tym momencie miało znaczenie? Siedziała tu sama, nie mogąc się z nikim skontaktować, w każdej chwili mogła zacząć się śnieżyca, były chłopak przeszedł jej przed nosem z prezentami dla kogoś innego, a ją coś tu trzymało. Dziewczyna nie miała pojęcia, co takiego. Podświadomie wyczuwała coś niepokojąco przyciągającego w tej nieprzyjemnej aurze.
CZYTASZ
Opowieść snem podszyta
ParanormaleZwyczajny sierpniowy dzień w zwyczajnym mieście. Dzień, który nie różni się zbytnio od pozostałych. To zaskakujące, jak łatwo można dać się zwieść pozorom - właśnie taki nudny dzień może nieoczekiwanie stać się początkiem dziwnej, skomplikowanej his...