21. Pierniki i królowa nauk

29 4 11
                                    

Muzyka była spokojna i pogodna. Dawała wręcz wrażenie ciepła. Rozległa melodia na tle powtarzalnego akompaniamentu w dość wolnym tempie pozwalała na wyciszenie się i oderwanie uwagi od otoczenia. W pewnym momencie jednak charakter nieco się zmienił: choć ta część utworu również była cicha, dźwięki zaczęły płynąć, rozmywać się, tworząc coś w rodzaju muzycznego potoku. Tu zdarzały się już fragmenty pełne niepokoju, krótkie zrywy, jakby lament. Po pewnym czasie powrócił trochę zmieniony wcześniejszy akompaniament. Nie na długo - w końcu przeszedł w pochód akordów. Doprowadził on do kolejnego rozmycia, które stanowiło ostatnią część. Potoczysty ciąg nut zakończył się, zapadła cisza.

"Nie moje klimaty..." - pomyślał Eustachy, odkładając słuchawki na biurko.

Właśnie skończył słuchać ballady Johannesa Brahmsa, którą przed dwoma dniami poleciła mu koleżanka. Kompozycja ta jednak nie przypadła mu zbytnio do gustu. Jego zdaniem była zbyt monotonna, lecz na swój sposób pasowała do Niny. Zupełnie, jakby nawiązywała do jej osobowości, a szczególnie podkreślała jej nieśmiałość i wycofanie.

Refleksje nad utworem przerwało mu skrzypienie otwieranych drzwi. Do pokoju zajrzała mama. Skupiony na muzyce chłopak nawet nie zarejestrował momentu, w którym wróciła z pracy.

- Cześć - powiedziała. - Piotrka jeszcze nie ma?

- Nie - odrzekł syn. - Sprzątał w domu, powinien być jakoś przed piątą... - spojrzał na zegarek. - Czyli w sumie za chwilę.

Ledwo skończył mówić, a już rozległ się dźwięk domofonu. Eustachy i jego mama wyszli do przedpokoju, aby wpuścić gościa. Po kilkunastu sekundach w progu mieszkania stanął Piotrek. Miał ze sobą brązowy plecak, który położył na szafce, aby móc swobodnie zdjąć kurtkę i buty. Plecakiem tym od razu zainteresowała się Misia. Wskoczyła na szafkę i zaczęła go obwąchiwać.

- Miśka, chodź tu! - zawołała ją mama. - Zaraz dostaniesz jedzonko.

Kotka niechętnie zeskoczyła na podłogę. Obejrzała się jeszcze raz w stronę plecaka, po czym leniwie wsunęła się do salonu.

- Widzę, że pierniki przykuły jej uwagę - stwierdził Piotrek.

- Jakie pierniki? - zdziwił się Eustachy.

- Tak mnie naszło, żeby sobie kupić po drodze - wyjaśnił przyjaciel, zabierając swój skromny dobytek z szafki. - Też będziesz mógł się częstować.

Obaj weszli do pokoju, a Eustachy zamknął drzwi, aby nic im nie przeszkadzało. Wziął krzesło Wincentego i przysunął Piotrkowi.

- Z czym konkretnie masz problem? - zapytał, gdy usiedli już przy jego biurku i otwarli zeszyty, zbiory zadań oraz paczkę pierników.

- Yyy... - Piotrek zamyślił się. - No ogólnie to jest jakaś abstrakcja dla mnie. Chrzani mi się, co jest czym i tak dalej...

- A pamiętasz coś z kombinatoryki z zeszłego roku?

- No... coś mi dzwoni, ale nie wiem, w którym kościele...

- Wariacje, permutacje, kombinacje rozróżniasz?

Cisza.

- Czyli najlepiej zacząć od początku... - Eustachy westchnął i zaczął tłumaczyć przyjacielowi poszczególne zagadnienia. Piotrek co jakiś czas kiwał głową na znak, że rozumie lub prosił o powtórzenie czy też wyjaśnienie prościej, jeśli było to możliwe. Wiele szczegółów przypomniał też sobie sam.

Po omówieniu teorii można było przejść do zadań. Eustachy wyznaczył kilka i w oczekiwaniu na rozwiązania zajrzał do zeszytu do polskiego. Miał do napisania kolejną pracę pisemną. Była to część kary, jaką miał odbyć za spanie na lekcji zamiast otrzymania negatywnej oceny. Pani Sienkiewicz zmieniła zdanie, co do sposobu wymierzenia sprawiedliwości. Odpytywała go na każdej lekcji przez tydzień i zadała mu wypracowanie, dając czas do dziewiętnastego października.

Opowieść snem podszytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz