- Gdzie on jest? - zastanawiał się głośno Robert, machając czarną smyczą z zawieszonym na końcu kluczykiem do szafki. - Siódma pięćdziesiąt osiem, a jego nie ma.
- Pewnie coś mu wypadło - stwierdził Eustachy - chociaż to nie w jego stylu.
- U tego człowieka wszystko chodzi jak w zegarku - powiedziała Julka. - Zawsze jest piętnaście minut przed czasem. Skoro go nie ma, to musi być bardzo źle.
- Najdziwniejsze jest to, że nawet nic nie napisał - dodał Krzysiek.
Przyjaciele czekali pod lekcję pod salą pani Sienkiewicz. Rozmawiali o Piotrku. Dziwił ich fakt, że nie pojawił się on w szkole wcześniej zgodnie ze swoją zasadą i nie pozostawił żadnej wiadomości. Wzbudziło to w nich niepokój.
Została minuta do dzwonka. Zza rogu korytarza wyłoniła się Agnieszka, przedzierając się przez tłum.
- O, cześć! - zawołała Julka na jej widok. - Wiesz, co z Piotrkiem?
- Spóźni się - wyjaśniła Agnieszka, odgarniając z twarzy splątane czarne włosy. - Dzwonił do mnie niedawno, ale powiedział tylko tyle. Nie chciał mówić więcej.
- Standardowo - prychnął Robert. - Zawsze jakaś tajemnica.
Wreszcie wybrzmiał dzwonek na lekcję. Uczniowie stłoczyli się przy drzwiach w oczekiwaniu na nadejście pani Sienkiewicz - polonistycznego postrachu liceum. To właśnie językiem polskim klasa Eustachego miała rozpocząć tę środę, czternasty dzień września.
Nauczycielka pojawiła się już kilka sekund po zakończeniu przerwy. Włożyła klucz do dziurki, lecz zanim otworzyła, chwyciła smycz, którą bawił się Robert i upomniała jej właściciela:
- Stwarzasz zagrożenie. Przestań tym machać, bo ci to zabiorę. Będziesz miał do odbioru u mnie po ósmej lekcji.
- Kończę na szóstej - bronił się Robert - i zostawiłem kilka ważnych rzeczy w szafce.
- To rób, co mówię, bo inaczej poza tym, o czym powiedziałam, będę cię pytać na każdej lekcji przez tydzień.
Robert zamilkł. Nie wdawał się w dalszą dyskusję, ponieważ nie chciał być pytany. Nikt nie chciał. Pani Sienkiewicz wymagała szczegółowych wypowiedzi, a gdy były one niepoprawne, nie oszczędzała delikwentom uszczypliwych uwag.
Młodzież weszła do sali i pozajmowała miejsca w ławkach zestawionych po dwie tak, aby obok siebie mogły siedzieć cztery osoby. Przyjaciele usiedli w swojej niezmiennej konfiguracji: Agnieszka w pierwszej ławce przy drzwiach, pozostawiając wolne miejsce dla Piotrka po swojej prawej stronie i dwa pozostałe po lewej (nikt w klasie nie chciał tam siedzieć), a Robert, Eustachy, Krzysiek i Julka w drugiej. Ten układ obowiązywał na każdej lekcji, niezależnie od przedmiotu czy sali. Umożliwiało im to komunikację między sobą, nawet wypracowali metody niezwracania na siebie nadmiernej uwagi nauczycieli.
W klasie szybko zapanowała cisza. Dało się słyszeć tylko jakieś pojedyncze szepty, jednak i taki względny spokój przeszkadzał nauczycielce.
- Cicho tam! - rzuciła.
Włączyła komputer w celu uzupełnienia dziennika elektronicznego, lecz Internet odmówił współpracy, co nie było zresztą niczym wyjątkowym - prawie codziennie ktoś na przynajmniej jednej lekcji skarżył się na złą jakość połączenia.
- Ech, to dziadostwo znowu nie chce się uruchomić... - mamrotała.
Eustachy w tym czasie zajrzał do swojego zeszytu z polskiego, czytając jeszcze raz rozprawkę zadaną na tę właśnie lekcję. Pisał ją w sobotę i zdążył już kilka razy ją przeanalizować, jednak nadal czuł się niepewnie. Miał świadomość, że gdyby pani Sienkiewicz wymagała od niego przeczytania swojej pracy, nie byłaby zadowolona. Sam uważał, że nie grzeszy talentem literackim, dlatego teraz miał nadzieję, że nie padnie na niego.
CZYTASZ
Opowieść snem podszyta
ParanormalZwyczajny sierpniowy dzień w zwyczajnym mieście. Dzień, który nie różni się zbytnio od pozostałych. To zaskakujące, jak łatwo można dać się zwieść pozorom - właśnie taki nudny dzień może nieoczekiwanie stać się początkiem dziwnej, skomplikowanej his...