- Psycha mi już siada od tych rozprawek... - rzucił Eustachy w przestrzeń, zdejmując swoją kurtkę z wieszaka i energicznie zakładając ją na siebie.
- Nie łam się - pocieszał go Robert. - To ona jest niezrównoważona.
- No i co z tego? - Eustachy ze złości aż zamachał rękami. - To ja zawsze obrywam. To do mnie zawsze się przywala, to ja zawsze jestem nieukiem. Was nie traktuje aż tak źle.
- Przecież w pierwszej klasie pastwiła się też nade mną.
- Ale dała ci spokój po tym, jak zgłosiłeś się na konkurs recytatorski.
Robert westchnął i podniósł swój plecak z podłogi.
- To było dla żartu - przypomniał. - Nawet tam nie poszedłem, bo się rozchorowałem dzień wcześniej.
- Ale się zgłosiłeś - upierał się Eustachy. - Ona faworyzuje konkursowych i przewodniczących samorządów klasowych. Ja nie będę się pchał do takich rzeczy. Nie znoszę rywalizacji. Już sam fakt, że mam u niej w tym semestrze sto procent frekwencji, to wystarczające poświęcenie.
- Nie dziwię się, jest walnięta - Robert rzucił okiem na ekran telefonu, aby sprawdzić godzinę. - Fajnie się gada, ale zaraz mam pociąg. Do jutra!
Eustachy nie odpowiedział. Powiódł wzrokiem za oddalającym się kolegą, po czym zaczął zapinać zamek błyskawiczny kurtki. Między ząbki dostała się jednak jakaś nitka, przez co suwak stawiał opór. To jeszcze bardziej zdenerwowało chłopaka.
"Czemu to ustrojstwo zawsze musi się zacinać w najgorszych momentach?!" - pomyślał i szarpnął z całej siły. Na szczęście tym razem skutecznie.
W międzyczasie do szatni weszła grupa uczniów równoległej klasy. Część z nich Eustachy znał jedynie z imion, nigdy nie zależało mu na integracji między klasami, lecz z niektórymi miał kiedyś lepszy kontakt, gdyż byli to znajomi Anieli. Wśród nich stała też ona sama. Śmiała się i coś opowiadała, żywo gestykulując. Ten widok sprawił, że chłopakowi mignęły w pamięci obrazy sprzed roku. Te pierwsze letnie spotkania, kiedy jeszcze ledwo się znali. Te rozmowy telefoniczne do późna, kiedy tylko Wincenty był poza domem. Nawet wspólna nauka w przyjemnej atmosferze. Wiele miłych chwil, które przeminęły bezpowrotnie. Związek dwojga zachwyconych sobą ludzi z czasem przerodził się w toksyczną relację, a wszystko zaczęło się po świętach Bożego Narodzenia, gdy Aniela oburzyła się, że nie dostała nic od Eustachego (przy czym sama nie przygotowała dla niego prezentu). I tak relacja ta stopniowo się rozpadała aż do dnia pamiętnej kompromitacji na rynku w Mikołowie.
- O, tu jesteś! Szukałam cię!
Chłopak podskoczył i odwrócił się. Za nim stała Julka wyraźnie rozbawiona jego reakcją.
- Nie strasz! - zawołał.
- Co tak się na nią zapatrzyłeś? - dopytywała koleżanka.
‐‐ Tak sobie, lubię czasem popatrzeć na ludzi.
- Tęsknisz za nią?
- Nawet, jeśli, to nie na tyle, żeby do niej wracać.
- A no tak, przecież już masz kogoś innego na oku.
"Co ona sobie ubzdurała?" - pomyślał Eustachy. Ta rozmowa wcale nie sprawiła, że czuł się lepiej. Wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej działała mu na nerwy.
- Nie mam nikogo na oku i nie mam też aktualnie ochoty bawić się w związki - rzucił oschle.
- A Nina? - zasugerowała Julka.
- Między nami nie ma nic głębszego. Widziałem ją ostatnio prawie dwa tygodnie temu, czasem sobie popiszemy chwilę i to tyle. A teraz proszę, odpieprz się.
CZYTASZ
Opowieść snem podszyta
ParanormalZwyczajny sierpniowy dzień w zwyczajnym mieście. Dzień, który nie różni się zbytnio od pozostałych. To zaskakujące, jak łatwo można dać się zwieść pozorom - właśnie taki nudny dzień może nieoczekiwanie stać się początkiem dziwnej, skomplikowanej his...