Eustachy obudził się przed dziewiątą.
Przez jakiś czas leżał w bezruchu, słuchając odgłosów dnia. Rodzice krzątali się w kuchni na drugim końcu mieszkania, piętro wyżej ktoś odkurzał, zegar na ścianie miarowo tykał. Chłopak wstał i podszedł do drzwi balkonowych, aby ocenić warunki atmosferyczne. Zachmurzenie umiarkowane, raczej nie zanosiło się na deszcz. Pierwszy dzień października, dzień jego osiemnastych urodzin, zapowiadał się optymistycznie.
Wincenty dwa dni wcześniej wyjechał do Wrocławia z powodu rozpoczęcia drugiego roku studiów i miał wrócić na parę dni dopiero pod koniec miesiąca, dlatego Eustachy był sam w pokoju. Choć przyzwyczajony do dzielenia z nim miejsca czuł się z tym faktem dziwnie, doceniał tę samotność. Wreszcie znów miał własną przestrzeń, w której mógł odciąć się od reszty świata i w spokoju porządkować swoje sprawy.
Przez chwilę stał przy drzwiach, rozmyślając. Zastanawiał się, co zmieni się w jego życiu od tego momentu i doszedł do wniosku, że właściwie niewiele. Za najważniejszy uznał brak konieczności biegania do rodziców, aby podpisywali wszelkie dokumenty i zgody. Pod tym względem Eustachy czuł się w pewnym sensie wyzwolony, szczególnie, że należał do osób, które wolały brać sprawy w swoje ręce bez pośredników. Z prawem jazdy mu się nie spieszyło, zamierzał zająć się tym po maturze. Satysfakcji rówieśników z możliwości picia alkoholu nie rozumiał i nie zamierzał nawet próbować tego zrozumieć. Zniechęcała go już sama świadomość, ile szkody można w ten sposób wyrządzić sobie i innym.
Po kilku minutach bezczynnego stania i patrzenia za okno chłopak zdecydował się zabrać za porządki. Nie zajęły mu zbyt wiele czasu. Gdy skończył, postanowił wykorzystać te ostatnie chwile spokoju przed lawiną życzeń i zrobić zadania z angielskiego, których ze zmęczenia nie zdążył dokończyć ubiegłego wieczoru. Widząc polecenia, zdał sobie jednak sprawę, że nie pamięta już zbyt wiele z tekstu, do którego się odnosiły i musiał przeczytać go jeszcze raz. W połowie pierwszego akapitu przerwał mu jednak dźwięk telefonu.
"No oczywiście... - pomyślał Eustachy. - Dzień Podziękowań w Hurtowych Ilościach czas zacząć..."
Dzwonił Wincenty.
- Siema, Eustachy! - przywitał się, kiedy tylko młodszy brat odebrał. - Najlepszego z okazji urodzin! Przede wszystkim zdrowia, szczęścia, pomyślności, żebyś jeszcze jakoś przeżył w tym liceum, żeby ci tam nikt nie utrudniał życia, zdanej... - nagle przerwał i rzucił gdzieś w inną stronę: - Kurde, Kuba, weź to ścisz w końcu!
Eustachy usłyszał w słuchawce strzępki dźwięków z otoczenia Wincentego: czyjś głos i muzykę stłumione przez połączenie. Po chwili odgłosy ucichły, a starszy brat odezwał się ponownie:
- Przepraszam, ale mój współlokator akurat teraz postanowił zrobić mi na złość, puścił sobie disco polo przez głośnik i nie mogłem się skupić. Weź tu wytrzymaj z takim do czerwca... - westchnął, a Eustachy prychnął śmiechem. - Kontynuując: życzę ci zdanej matury, dostania się na wymarzone studia... no i ten... tego... powodzenia z tą Niną.
- Co?! - adresat życzeń aż upuścił długopis, który przez cały czas rozmowy trzymał w dłoni.
- A nic, nic - Wincenty zaśmiał się. - W każdym razie jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję - odrzekł Eustachy.
Chwilę jeszcze porozmawiali na przyziemne tematy. Wymienili się informacjami o tym, co działo się w ostatnich dniach, po czym rozłączyli się.
Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju zajrzała mama. Odwróciła się w stronę przedpokoju i zawołała:
- Radek, chodź! Już nie śpi!
CZYTASZ
Opowieść snem podszyta
ParanormalZwyczajny sierpniowy dzień w zwyczajnym mieście. Dzień, który nie różni się zbytnio od pozostałych. To zaskakujące, jak łatwo można dać się zwieść pozorom - właśnie taki nudny dzień może nieoczekiwanie stać się początkiem dziwnej, skomplikowanej his...