❝Tata, zdawał się, nigdy matki nie kochać❞

152 26 113
                                    

— Proszę opowiedzieć kiedy problemy ze zdrowiem żony zaczęły się pojawiać — kobieta o kasztanowych włosach wpatrywała się raz w ekran laptopa firmy Apple, raz na mnie i ojca. 

— Tak naprawdę to miała je już odkąd ją znałem — wyznał, a ja złożyłem ręce na piersi i wywróciłem oczami. Serio nie czaiłem nigdy powodu zawarcia małżeństwa między moimi rodzicami. Tata, zdawał się, nigdy matki nie kochać, a ona całe dnie oglądała balet w telewizji i ledwo co mówiła cokolwiek. — Ale nigdy nie sądziłem, że ona będzie w stanie popełnić samobójstwo... było z nią nie za dobrze, ale ona przecież ciągle siedziała na kanapie.

— Mhm — kobieta poklikała parę razy w klawiaturę, notując coś. — Kiedy, mniej więcej, wrócił pan do domu? Jaki to był odstęp od śmierci żony?

— Hm, cóż...lekarze mówili, że zgon był mniej więcej pół godziny po ich przybyciu. Nie mam pojęcia kiedy to się stało.

— Wyjdę na korytarz — oznajmiłem. Ani ojciec, ani ta babka nie starali mnie zatrzymać. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na korytarz komendy głównej w moim mieście. Wziąłem głęboki wdech i usiadłem na kanapie pod ścianą, biorąc telefon. Na wyświetlaczu było pełno informacji, że zarówno Love, jak i Peach wydzwaniały do mnie i wypisywały jak dzikie. Achilles nic nie napisał, ani nie dzwonił. pewnie i tak już miał od groma problemów. Tamara Peleus pewnie dostała kociokwiku, gdy jej syn wrócił o nie dobrej porze i zabrała mu cały sprzęt. 

Co za chujnia. Dziwne. Dopiero teraz do mnie dotarło, że moja mama serio nie żyje.

Czy chciało mi się płakać? Nie bardzo. Nigdy nie czułem z nią aż takiej bliskości. Pewnie brzmi to strasznie gruboskórnie, ale to wcale nie tak, że nigdy mamy nie kochałem! W końcu to moja matka. Chyba każdy, nawet jeśli swojego rodzica nienawidzi, nadal go w jakiś sposób kocha. Tak to działa po prostu, a ja nie umiem tego wytłumaczyć w żaden sensowny sposób. Chyba czuje się jednak te odrobinę sympatii do człowieka, który cię począł, lub wydał na świat.

Odczytałem wiadomości od Peach. Martwiła się. Chyba z dziesięć razy prosiła mnie już żebym do niej zadzwonił, lub chociaż napisał. Love po prostu pisała, prosząc o jakiś znak życia i napisanie o samopoczuciu. Kliknąłem zieloną ikonkę, by zadzwonić do Peach.

— Pat! Na miłość Bogów, wszystko dobrze?! — pisnęła Skyros w moją słuchawkę.

— Hej...Peaches — odezwałem się.

— Nie, nie, nie! — krzyczała dalej. — Kochany, wszystko dobrze? Powiedz mi. Powiedz, że wszystko dobrze...

— Nie wiem, Peach. Nie wiem, czy wszystko dobrze — wyznałem z trudem i spojrzałem na swoją dłoń. Byłem teraz w połowie sierotą. Co ja mam niby powiedzieć? To jest dla mnie trudne, ale ja naprawdę nie wiem co mam powiedzieć, lub zrobić. Nie wiem nawet, czy ja chcę współczucia.

— Mam do ciebie przyjść? Jesteś w domu?

— Jestem...nie ważne. Zostań u siebie, naprawdę nie mam siły na oglądanie kogokolwiek.

— Pat...

— Dobranoc, Peaches — rzuciłem i rozłączyłem się. Chamskie? Może troszkę. Peach jest cudowna, że w ogóle się chciała fatygować z przyjściem do mnie, ale nie wiem, czy jestem w stanie teraz patrzeć na kogokolwiek ze swoich przyjaciół.

Peach za bardzo by to przeżywała i płakała pewnie więcej niż ja sam. Love natomiast na siłę starałaby się mi pomóc jakkolwiek byłaby w stanie. To niby dobrze, gdy tak się troszczą, ale...ja tego nie chce.

Wsunąłem telefon do kieszeni i oparłem się potylicą o zimną ścianę za mną. Wziąłem głęboki oddech, obserwując leniwie jak ludzie na komendzie chodzą w te i we w te. Przymknąłem oczy.

❝Jak zabiłem swego ojca❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz