❝greckie geny❞

139 24 140
                                    

— Artemida? Ta Artemida? — wytrzeszczyłem oczy, obserwując dziewczynę z długim, czarnym warkoczem, która szła spokojnie przed siebie, dłonie mając ukryte w kieszeni z kożuchem w swojej pilotce.

Ruszyłem za nią, doganiając ją i wyrównując z nią tempo. Niepewnie potarłem dłonie, żeby je zagrzać i zerknąłem w bok. Łał. Szedłem tuż obok prawdziwej Bogini. Albo mnie czymś naćpali nieświadomie, albo ja naprawdę jestem jebnięty. Jasne, bo każdy przeciętniak spotyka w porcie grecką Boginię łowów. To się kupy nie trzyma. Jakim cudem?

Przyjrzałem się jej. Z jakiegoś powodu jej rysy twarzy były delikatnie niewyraźne. Zupełnie jak obrys księżyca nocą. Jej blada cera przypominała mgłę, a ciemne, kruczoczarne włosy kojarzyły się z nocnym niebem. Chwilę...Artemida, znana przede wszystkim za patronkę łowów, lasów, zwierząt i roślinności, czasem i za boginie płodności, była również nazywana boginią księżyca i śmierci. Śmierci. Okej, czy była to jakaś swego rodzaju groźba z niebios?

Szliśmy w ciszy, w swoim towarzystwie. Nie miałem bladego pojęcia gdzie prowadziła mnie Artemida, a nie bardzo miałem odwagę jej zapytać. Bogini-dziewica chyba nie była zbyt gadatliwa, zwłaszcza z facetami. Może ta cała sprawa z byciem patronką śmierci jest dla mnie przepowiednią? Nie bardzo mi się spieszy z wąchaniem kwiatków od spodu, ale jeśli sama Bogini chce mnie zgładzić, to czy mam wiele do gadania?

— Um... — zawahałem się. Artemida, albo Amelia, jeden pies, spojrzała na mnie z ukosa. Jej jasne oczy wbiły się we mnie. Była stosunkowo ładna, delikatna. Cóż, była pod postacią piętnastoletniej dziewczyny, więc jasne, że była jeszcze świeża i nietknięta jak świeże bratki na łące.

— Mów. Ja cię wysłucham — zachęciła mnie. Dziwne. Oczekiwałem, że będzie kazała mi zamknąć mordę. Może jednak ta nienawiść do mężczyzn nie była aż taka mocna? Albo wie, że ja i tak pewnie wolałbym jej brata. A tak swoją drogą, właśnie miałem o to ją zapytać.

— Twój brat. Apollo? On też tu jest?

— Zdziwił byś się, gdybyś się dowiedział jak wiele Bogów mieszka wśród ludzi, mając ludzkie formy — prychnęła łowczyni.

— Nawet sam Zeus?

— Oh, nie — zaprzeczyła. — On ma ważniejsze sprawy na głowie. Czasem wpadnie, zrobi jakiegoś półboga i się zmywa — wzruszyła ramionami. Zrobi jakiegoś półboga. Półbóg, człowiek posiadający krew boską i śmiertelną. Rany, zawsze się zastanawiałem jak to by było, zwłaszcza, gdy jako dzieciak oglądałem Herkulesa i zazdrościłem mu tych wszystkich mocy.

— Okej — pokiwałem głową. Nie wiem, co innego mógłbym jej powiedzieć. To wszystko walnęło we mnie jak zimny grad, a ja nie miałem nawet okazji, żeby się do tego przystosować. Po prostu wpadła do mnie Artemida, powiedziała to i owo i kazała mi za sobą iść. Nie żeby coś, ale trochę sram w gacie na myśl, że idę gdzieś z dosłowną boginią. — Mam jeszcze jedno pytanie — odezwałem się niepewnie. Jej mina mówiła mi, że już przekraczam granicę wymawianych słów, ale nie powiedziała nic na to.

— Pytaj więc — odparła cierpko.

— Gdzie idziemy? Dokąd mnie prowadzisz?

— Musisz dowiedzieć się wielu rzeczy, a nie będę ci tego opowiadać na ulicy — odparła, jakby mówiła coś niezwykle oczywistego. — Udamy się do miejsca, gdzie pomieszkuje z mym bratem, gdy używamy ludzkich form.

— Um, nie chce się przeciwstawić bogini, ale ja dosłownie uciekłem od mojego ojca i on na bank mnie teraz szuka, żeby mnie sprać — aż mnie wygięło od środka, gdy zdałem sobie sprawę, że mój ojciec nie zostawi tego w spokoju. Może i ma mnie w dupie, ale jesteśmy rodziną ze zbyt wysokim statusem społecznym i da mi wpierdol, jeśli mnie znajdzie.

❝Jak zabiłem swego ojca❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz