Opowiedziałem Love wszystko co się wydarzyło. Od a do z. Od śmierci mamy, do poznania Artemidy i Apollina, od których uciekłem.
Love gapiła się na mnie tępo, słuchając tego wszystkiego. Czasem coś pomrukiwała pod nosem, skrobiąc paznokciem po palcu. Jej oczy zdawały się krzyczeć, że jestem stuknięty i wygaduje głupoty. Oh, droga Love, nie patrz na mnie w taki sposób. Próbuje ci to jakoś wytłumaczyć w najbardziej spokojny sposób, jaki tylko istnieje.
W końcu zamilkłem, nie odrywając od niej wzroku. Rude, płomienne włosy Love wychodziły z jej koka, zwisając luźno. Piegi na jej nosie układały się w różne konstelacje, a sama twarz mojej przyjaciółki wyrażała tak wiele emocji. Ta gama była tak dzika, że sam nie do końca rozumiałem co się dzieje. Czy Love ma mnie teraz za świra? Cóż, ja sam bym siebie miał. To, co jej wyznałem, brzmi szalenie.
— Love, powiedz coś — odezwałem się, gdy siedzieliśmy w ciszy przez dwie minuty. Jej blade dłonie zaciskały się na materiale dresów. — Proszę, powiedz cokolwiek.
— To... — jej głos zadrżał. Bogowie, chrońcie mnie przed odrzuceniem. Niech ona mnie nie odtrąca. Ja jej teraz potrzebuje. Love, proszę, nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie w ten sposób i nie patrz na mnie w świetle psychola. Jestem w egzystencjalnej rozsypce. Moja matka leży w kostnicy, a ojciec pewnie mnie szuka z największym wkurwem pod słońcem.
— Wiem, że pewnie mi nie wierzysz — odparłem, wzdychając. Spojrzałem w bok. Usłyszałem jak Newman gładzi dłońmi materiał dresów.
Z jakiegoś powodu przypomniała mi się historia utraconego brata Love. Chłopca, którego rudowłosa dziewczynka nie miała szansy poznać. Love nigdy dużo o tym nie mówiła. Powiedziała mi to zaledwie raz, może dwa. Nie wiem co to wszystko miało znaczyć. Przeznaczenie wepchnęło mi Love Newman w ramiona. Przeznaczenie wepchnęło mi Achillesa Peleusa w ramiona. Przeznaczenie chciało mnie wydymać po raz kolejny. Teraz już nie byłem pewien, czy to wszystko co tu przeżyłem...czy to zakończy się dobrze.
— Love? — szepnąłem znowu. Jej ciemne oczy skierowały się w moją stronę. — Powiesz coś? Czy mam wyjść? Proszę, nie milcz tak długo.
— Wybacz — zacisnęła oczy. Jej nozdrza rozszerzyły się nerwowo, a ona sama zdążyła już sobie pogryźć usta do krwi. — To dla mnie coś dość niepokojącego. Moja matka...
Love i jej kompleks mamuśki. Love nie miała dobrych stosunków z matką. Często na nią narzekała. Okazuje się albowiem, że rodzicielka mej przyjaciółki, Dolly Newman, była ostrą suką. Nie wiem czy gorszą od matki Peach, bo nigdy baby na oczy nie widziałem, ale po historiach Love już wiem, że jej mama równie dobrze mogłaby robić za zombie w domu strachów. Ale co jej matka miała do opowieści o tym wszystkim? I dlaczego Love nie była zdziwiona? Ona była bardziej...zaniepokojona.
— Twoja matka...co? — zapytałem ostrożnie. Znowu napotkałem jej spojrzenie. Jej syrenie ślepia wpatrywały się we mnie kojąco, zupełnie jakby zaraz miała wyszeptać, że wszystko będzie dobrze, że mi wierzy.
— Moja matka dobrze wie co się stało z moim bratem — wycedziła. — Ojciec miał romanse — dodała i spojrzała przed siebie. Jej zamglone spojrzenie padło na donice z paprotką. — A ona o tym wiedziała. Problem polegał na tym, że niewiele mogła z tym zrobić. Nie miała dość siły i mocy.
— Love, ale dlaczego ty mi to wszystko mówisz? — zapytałem skołowany.
— Mówię ci to, bo mój ojciec wcale nie miał romansów z sekretarką w pracy, czy z sąsiadką — zmarszczyła brwi. Poczułem nieprzyjemny chłód gdzieś w trzewi. Ona nigdy nie mówiła z taką złością w głosie. Opowiadała o romansach ojca, a ja nie potrafiłem zrozumieć powodu. — Kobieta, z którą zdradził matkę, nosiła imię Afrodyta.
![](https://img.wattpad.com/cover/296546863-288-k243921.jpg)
CZYTASZ
❝Jak zabiłem swego ojca❞
Genç Kurgu❝ - Niektóre rzeczy wymagają czasu, by je zrozumieć - odparł Apollo, tym razem biorąc złotą łyżeczkę, również znikąd. Zanurzył ją w fidze, nabierając jej środek. - Każdy człowiek potrzebuje też czasu, by zrozumieć samego siebie. To zupełnie tak, jak...