Z wyczekiwaniem patrzyłem w wyświetlacz telefonu i czekałem, aż wybije osiemnasta. Siedziałem na łóżku jak na szpilkach i czekałem, aż wreszcie go ujrzę.
- Chyba bardzo się ekscytujesz - zauważyła Pearl, składając mi ubrania do szafki. Spojrzałem na nią, a ta puściła mi oczko.
- Oh, aż tak widać? - zaśmiałem się i odłożyłem na bok telefon, aby się nie rozpraszać. Za oknem było już ciemno i delikatnie kropiło. Ciocia skinęła głową na znak,że się zgadza. - Odczep się - mruknąłem z krzywym uśmiechem.
- Jakby co, jeśli to twój chłopak, będę unikać piętra jak ognia.
- O co wam wszystkim chodzi? Czemu każdy myśli, że Achilles to mój chłopak? - jęknąłem i opadłem plecami na materac. Pearl zaśmiała się donośnie.
- Hm, pasujecie do siebie chyba. Nie wiem, nie widziałam go ani razu, mam nadzieję, że przedstawisz go cioci - podniosła brwi do góry w wiadomy sposób. Oczywiście tym gestem niemo nakazała mi wykonać polecenie.
- Jasne, przedstawię - zapewniłem. Pearl wyszczerzyła się radośnie i wyszła z mojego pokoju. Domknąłem stopą szufladę komody i zacząłem się kręcić w kółko. Czekać, trzeba czekać. On w końcu przyjdzie. Jeszcze nie wybiła osiemnasta. Spojrzałem na telefon. Siedemnasta pięćdziesiąt trzy. Ma jeszcze siedem minut mniej więcej. Spoko luz, zdążę się uspokoić.
Włączyłem laptop i wsypałem czipsy do miski, sprawdzając czy wszystko jest jak należy. Picie jest, jedzenie jest, ładnie pachnie, ja specjalnie wziąłem prysznic z tej okazji i każdy element tej chwili zdaje się perfekcyjny. Oby właśnie tak było. Oh, Achillesie oby było ci tu dobrze, bo przysięgam na Boga, że staram się dla ciebie jak nigdy, jak dla nikogo przed tobą. W końcu jesteś wręcz moją drugą połówką, moim skrawkiem duszy. Czuje od ciebie coś niezwykłego i wiem, że jest to również powiązane ze mną. Po prostu jesteśmy sobie przeznaczeni, a ty niebawem to zrozumiesz, dopilnuje tego.
Osiemnasta pięć. Jeszcze go nie ma. Siedzę na łóżku, na skraju i noga lata mi nerwowo. Nic nie napisał, może ojciec zabrał mu telefon? Może jednak się nie zgodził na te spotkanie? Może Achilles zmienił zdanie? Może...
- Pat, jakiś chłopak do ciebie! - usłyszałem z dołu. Zerwałem się wręcz natychmiast i zbiegłem ze schodów. Stałeś tam, twoje blond włosy ułożone idealnie jak zawsze, a na twarzy iskrzył się uśmiech. Na ramieniu miałeś niedużą torbę. Pomachałeś mi.
- Dobry wieczór, Patroklosie - odezwał się ten boski głos. Pearl wpuściła mego gościa do środka i potrzymała mu torbę, gdy zdejmował buty. U nas był zwyczaj robienia tego bez wyjątku. - Dziękuję, pani. Bardzo ładne ma pani perfumy - zabrałeś torbę od ciotki i posłałeś jej uśmiech.
- Cóż za dżentelmen - zachichotała Pearl i spojrzała na mnie, szturchając mnie w ramię. Zarumieniłem się speszony. - Już go lubię - szepnęła mi do ucha i poszła w stronę kuchni. - Nie krępujcie się chłopcy! Zachowujcie się tak, jakby mnie tu w ogóle nie było! - krzyknęła ciocia i zniknęła w kuchni. Wywróciłem oczami i wziąłem torbę od Peleusa.
— To moja ciotka, Pearl — wyjaśniłem.
— Bardzo miła — przyznałeś rozbawiony, a ciocia odkrzyknęła z kuchni, że Vice versa.
- Nie zwracaj na nią uwagi - mruknąłem w jego stronę. - Chodź, pokaże ci mój pokój - zachęciłem i zaczęliśmy iść do góry. Szedłeś za mną i oglądałeś się przy okazji na boki. Chciałeś zapamiętać każdy szczegół mojego domu, prawda?
- Ładnie tu macie - przyznałeś. Położyłem torbę blondyna na podłodze i oparłem dłonie o biodra, gdy już byliśmy u mnie. Achilles począł się rozglądać po mych czterech ścianach. Jego pokój był znacznie większy od mojego, ale mi tam taka opcja odpowiada jak najbardziej.
CZYTASZ
❝Jak zabiłem swego ojca❞
Roman pour Adolescents❝ - Niektóre rzeczy wymagają czasu, by je zrozumieć - odparł Apollo, tym razem biorąc złotą łyżeczkę, również znikąd. Zanurzył ją w fidze, nabierając jej środek. - Każdy człowiek potrzebuje też czasu, by zrozumieć samego siebie. To zupełnie tak, jak...